Wstęp

Hermiona Granger, postanawia opowiedzieć dzieciom jak doszło do tego, że jest z ich ojcem. Czytelnik od samego początku nie zna jego tożsamości, może się jedynie domyślać kim on jest...

niedziela, 15 grudnia 2013

Co jeśli powiem, że się boję?


"Jestem przy Tobie,
bo jestem wiatrem i będę.
Jestem przy Tobie
Ty nawet o tym nie wiesz.
Przeplatam się przez Twoje dłonie
i znów obejmuję Ciebie."
Fabisz i Tłoku - Szept

***

 Gabinet dyrektorki był ciemniejszy niż wtedy kiedy zanurzyliśmy się w myślodsiewni. Tym razem byliśmy tam krócej, ale czas poza wspomnieniami zdawał się pędzić o wiele szybciej. Profesor McGonagall nie podeszła jak ostatnio do Dumbledore'a, zamiast tego wskazała na krzesła i kazała nam na nich usiąść. Razem z Arielle patrzyłyśmy na siebie i odruchowo złapałyśmy się nawzajem za ręce. Czułam nerwową atmosferę w pomieszczeniu.
- Czyli wycieczka do Departamentu Tajemnic? - powiedział nagle Ron przerywając ciszę.
- Panie Weasley, zdaje mi się, że zapomniał już Pan jakie były konsekwencję ostatniej nieprzemyślanej wizyty w tamtym miejscu. - zgasiła jego entuzjazm McGonagall.
Trochę zajęło wyjaśnienie Arielle czym się to skończyło i czym właściwie jest Departament Tajemnic. Nie odezwała się ani słowem, ale nie wyglądała na przerażoną. Jakiś czas temu nabrała pewności siebie.
- Skrupulatnie zaplanujemy to przedsięwzięcie. Musimy być ostrożni z uwagi na ostatnie wydarzenia w Hogsmeade.
Jakby na dźwięk tych słów do gabinetu wbiegła Renarda Fox. Zadziwiająco nie dyszała, ale minę miała przerażoną.
- Ginevra Weasley, uciekła z Azkabanu.

***

Elizabeth czuła, że jej plan się powiedzie. Ona i jej przyrodni brat byli już blisko celu. Neville Longbottom był wielką bronią, równie mocną jak Ginny Weasley. Potrzebowali tylko przebić się przez barierę Hogwartu nie zwracając na siebie uwagi. Longbottom złapał haczyk niemal idealnie. Wszystko układało się po jej myśli. Siedziała w sypialni patrząc jak śpi, a krew w jego żyłach pulsuje.
"Już niedługo" - pomyślała i uśmiechnęła się pod nosem.
- Eizabeth? - Neviile podniósł się powoli i złapał za głowę. - Ktoś pukał?
Ona uśmiechnęła się tylko i pocałowała go. Poczuł jej uśmiech na wargach i ten dziwny sposób uzależnienia znów wziął nad nim górę.
- Słyszałeś?
Pokiwał głową, a ona zarzuciła na siebie jego koszulkę i wybiegła. Miała nadzieję, że to nikt kto mógłby jej zaszkodzić teraz w realizacji planu. Neville nie był jeszcze w pełni pod jej władaniem. Otworzyła drzwi i omal nie zatrzasnęła ich z powrotem.
 - LYAR?! Co Ty tu robisz do jasnej cholery? - widok przyrodniego brata, który miał być w Hogwarcie przyprawił ją o niepokój.

***

Zaraz za Fox, do gabinetu wszedł Jester Jolly, cały roztrzęsiony. McGonagall wstała. Nigdy nie widziałam jej tak poważnej. Portrety Dumbledore'a i Snape'a patrzyły się z uwagą na całą sytuację. Dyrektorka spojrzała na naszą czwórkę, a potem na rudowłosą nauczycielkę.
- Ja i Jolly, udamy się teraz do Azkabanu. Fox, zastąpisz mnie na moim stanowisku. Skontaktuj się z Kingsleyem Shacklebolt'em oraz Arturem Weasley'em. Niech zjawią się najszybciej jak się da. Poproś Rubeusa Hagrida, aby Ci pomógł i zbierzcie wszystkich uczniów w Wielkiej Sali. Przeliczcie ich dokładnie. - jej wzrok znowu skierował się na nas - Wasza czwórka ma kompletny zakaz robienia głupstw i wychodzenia poza teren szkoły.
Wasza czwórka. Zawsze byliśmy "waszą trójką", teraz razem z Arielle tworzyliśmy coś nierozłącznego. Prawdę mówiąc, przerażało mnie to. Kolejna osoba, która mogla zginąć... przeze mnie. Przełknęłam głośno ślinę. Wszyscy wstaliśmy kiedy nagle...
- Patrzcie! - krzyknęła Arielle.
Wszystkie pierścienie świeciły się na kolor domu. Dostrzegłam wyryty napis. Brighton.

***

Neville był zaskoczony swoimi zmysłami. Widział wszystko wyraźniej. Kolory wydawały się być cieplejsze i milsze dla oczu. Zawsze budził się wyspany, a śniadanie smakowało rewelacyjnie. Każdy kęs zdawał  się mieć inny smak. Miał też doskonały słuch. Tym razem jednak wydał mu się być czymś dziwnym. Gdy tylko Elizabeth uciekła i usłyszał jej kroki na dole. Po chwili ciszy usłyszał jak krzyczy. Lyar. Był pewien, że to usłyszał. Poczuł się nagle jak wyrwany z transu. Lyar. Lyar Greengrass. Tak nazywał się ten chłopak, z którym Arielle była na balu. Czy to możliwe, że on się tu znalazł? Po raz pierwszy od dwóch miesięcy Neville uświadomił sobie co się stało. Zerwał się na równe nogi bezszelestnie.
- Na Dumbledore'a co tu się dzieje? - przeklął pod nosem.
Powoli zbliżył się do drzwi i zaczął podsłuchiwać rozmowę. Nie wierzył własnym uszom. Odruchowo złapał za pierścień.

***

- Jesteśmy już dorośli! - krzyczał Ron kiedy dyrektorka próbowała go powstrzymać od aportacji do Brighton.
Niestety w tej chwili deportowała całą naszą czwórkę do dormitorium Gryffindoru. Dokładnie do mojego pokoju. Dokładnie na moje łóżko. Nie włączył się alarm kiedy Arielle znalazła się w środku. Zdaje się, że planowała to już jakiś czas.
- Brighton! - krzyknęła nagle Arielle i uniosła ręce do góry.
Chyba oczekiwała od nas jakiejś reakcji. Aplauzu albo czegoś w tym rodzaju. Zastukała zniecierpliwiona w świecący kamień na pierścionku.
- Ta nazwa była na trzeciej fiolce!
Spojrzeliśmy po sobie. Faktycznie, miała rację. Mi jednak przyszła do głowy straszna myśl.
- Ktoś jest w niebezpieczeństwie... To znaczy, że... - nie byłam w stanie powiedzieć dalszej części zdania.
Arielle wstała z łóżka. Muszę przyznać, że zrobiła to z wielką gracją i mimo tego, że była strasznie drobna wywarło to wrażenie. Od razu ruszyła do drzwi, ale gdy szarpnęła za klamkę na korytarzu stała już Renarda Fox.
- Wszyscy uczniowie mają się znaleźć w wielkiej sali. - spojrzała na nas wyjątkowo surowo jak na nią, a po chwili dodała - Bez wyjątków.
Po wypowiedzeniu tych słów obróciła się na pięcie i musnęła burzą rudych loków twarz Arielle.

***

Luna i George stali na Wieży Astronomicznej i oglądali Gwiazdozbiór Feniksa. Luna była nim szczególnie zachwycona, a jej długie jasne włosy powiewały delikatnie na wietrze.
- Dzięki gwiazdom na niebie, możemy zgadywać gdzie jest Hogwart. - powiedziała nagle.
Gwiazdozbiór Feniksa był jednym z jej ulubionych. Swoim prostym ułożeniem nie przypominał wcale pięknego ptaka. Nazwa nadawała mu wyjątkowości. Cieszyło ją to, że kiedyś czarodzieje mogli dołożyć swoje trzy grosze do świata mugoli. George objął ją w okół talii i stali tak patrząc się w górę.
- George! Blask! - powiedziała nagle Luna.
- Spadająca gwiazda? - puścił ją i pełen entuzjazmu podbiegł do okna i wypatrywał meteorytu.
Miał w sobie coś z dużego dziecka.
- Nie! Spójrz na Twój pierścień!

***

Wielka Sala była pełna uczniów kiedy usiedliśmy przy swoich stołach. Wszyscy szemrali między sobą. Po chwili do sali weszli też George i Luna. Bardzo niechętnie rozstali się ze sobą, a Pan G dołączył do nas. Gdy tylko Renarda Fox wstała zapanowała cisza. Przy stole nauczycieli znajdowało się ich zaledwie kilku. Railler Gaunt siedziała i uważnie obserwowała uczniów Slytherinu. Do jej okazałego dekoltu wpadał naszyjnik, który przypominał węża, a czarne włosy zdawały się go naśladować. Prawdę mówiąc wyglądała jakby była lekkich obyczajów. Nasze spojrzenia zetknęły się na moment. Ku swojemu zaskoczeniu nie odwróciłam wzroku. Postanowiłam ją obserwować. W jej spojrzeniu było coś co kazało mi zachować czujność. Tymczasem Renarda Fox odchrząknęła.
- Zaraz sprawdzę te oto listę. - uniosła kawałek pergaminu do góry - Osoby nieobecne wyryją się w powietrzu. Wydaje mi się jednak, że wszyscy tu jesteście.
Rozejrzała się jakby jej wzrok miał zlokalizować jakąkolwiek zgubę. Odruchowo zerknęłam na pierwszoroczniaków. Co roku obiecuje się tym małym w Hogwarcie, że będą bezpieczni. Tym czasem niebezpieczeństwo prześlizguję się przez każdą szparę w zamku.
- Powodem, dla którego zostaliście wyciągnięci z pokoi o tej porze... Jest ucieczka Ginny Weasley z Azkabanu.
Przez salę znowu przeszły szmery, ale Fox machnęła jedynie różdżką. Na moment wszystkie świece zgasły i zapaliły się na nowo, a towarzyszył temu dźwięk grzmotu. Znów zapadła cisza, a Renarda się wyprostowała. Trzeba było przyznać, że imponująco ściągnęła na siebie uwagę i zyskała respekt. Zwłaszcza najmłodszych. Przez chwilę burza rudych włosów studiowała listę, aż wreszcie dotknęła jej różdżką. Przez chwilę nie działo się nic.
"Wszyscy tutaj są na miejscu... Nic złego się nie dzieje..." - odetchnęłam z ulgą w myślach.
Gdy nagle, czerwone litery zaczęły układać się w imię i nazwisko. Z każdą literą krew pulsowała mi szybciej, a głowa automatycznie rozglądała się po całej sali. Potem litery zaczęły układać się w kolejne nazwisko, co spowodowało, że Railler Gaunt wstała i nabrała głęboko powietrza.
- Arielle McDonely i Lyar Greengrass. - wyszeptała Fox tak cicho, że odczytałam to jedynie z ruchu jej warg.
A może po prostu wiedziałam co mówi, bo sama miałam ochotę to wykrzyczeć. To było niemożliwe. Arielle weszła z nami do Wielkiej Sali. Jakim cudem tak po prostu zniknęła? Wtedy zauważyłam też, że pierścienie zgasły.
- Harry... Wszystko w porządku? - odezwał się Ron.
Potter miał nieobecną minę. A mi łzy naleciały do oczu. Weasley przytulił mnie odruchowo. Kiedy odwzajemniłam jego uścisk przypomniał mi się ktoś, kogo widziałam przed kilkoma miesiącami, a kogo brakowało mi tak bardzo, że traciłam oddech gdy tylko słyszałam o jakimkolwiek zagrożeniu. Mogłam wtedy powiedzieć milion rzeczy. Ale powiedziałam jedynie:
- Co jeśli powiem, że się boję?
Jakby na te słowa przez Wielką Salę przeleciała sowa. Zatrzymała się tuż przede mną.

***

Neville nie usłyszał już nic, podejrzewał, że Elizabeth zaczęła szeptać jak to robiła zwykle w towarzystwie jej gości albo po prostu wyrzuciła Lyar'a na bruk. Nie znał go. Pamiętał jedynie, że gdy tańczył z Ginny... Ginny! Miała kogoś zabić, to właśnie powiedziała Elizabeth. Chodził jak szalony po pokoju. Powoli czuł, że brakuje mu pewnych wspomnień. Próbował przypomnieć sobie jak właściwie wygląda Ginny Weasley. Kojarzyła mu się z czerwienią, ale nie potrafił określić dlaczego. Mimo to docierało do niego powoli, że Liz nim manipuluje. Nienawidził też tego skrótu, podobnie jak ona. I dla własnej złośliwości natarczywie używał go w myślach. Liz go oszukała. Liz nim manipuluje. Liz musi zginąć. Myśląc o tym ostatnim spojrzał na swoją rękę. Znak był bardzo wyraźny. Ze złości uderzył w ramę łóżka, które w jednym momencie z głośnym trzaskiem opadło z nóg. Spojrzał na swoje ręce i zaczął się zastanawiać co ona z nim zrobiła...  Drzwi uchyliły się, a przez nie weszła bosa, ubrana jedynie w bawełnianą białą koszulkę Elizabeth. Była na tyle przezroczysta, że widział dokładnie cały zarys jej ciała. I czerwone figi, które kontrastowały z jej ciemnymi ustami. Była strasznie kobieca. Starsza od niego, o około 6 lat. Wciąż jednak zachwycająca. Jej blond włosy do ramion bardzo się podobały. Prawdę mówiąc nikt nie wiedział dlaczego. Miał wrażenie, że przypomina mu anioła bardziej niż Arielle. Razem z tą myślą wszystko co chodziło mu po głowie minutę temu zniknęło.
- Nie mogłeś się już doczekać? - podeszła do niego i pocałowała energicznie.
Przygryzła mu wargę i przejechała ustami prosto do ucha.
- Już jesteś mój. I nic tego nie zmieni. Nie zrobisz niczego co by mi zaszkodziło.
A potem pociągnęła go za sobą do leżącego na podłodze łóżka...



______________________


Muszę was przeprosić za dwie rzeczy. Pierwsza - za to, że jest tak krótko. Druga - że musieliście długo czekać. Więc z pierwszą rzeczą się usprawiedliwię, szykuję coś więcej na kolejny rozdział. Na pewno nie jest bezpiecznie w Hogwarcie. Ale czy jest w ogóle jakieś miejsce, w którym jest bezpiecznie? I gdzie do diabła podziała się Arielle skoro weszła do Wielkiej Sali? Co planuje Elizabeth i co wspólnego ma z tym Lyar? Czy niebezpieczeństwo na Hermionie maleje? Jak McGonagall DEPORTOWAŁA swoich uczniów w HOGWARCIE? Wszystkie odpowiedzi już niedługo. A może macie już jakieś pomysły...