Wstęp

Hermiona Granger, postanawia opowiedzieć dzieciom jak doszło do tego, że jest z ich ojcem. Czytelnik od samego początku nie zna jego tożsamości, może się jedynie domyślać kim on jest...

niedziela, 24 listopada 2013

Druga fiolka.


"Wierzę, że im bar­dziej się kocha, tym więcej się czy­ni, gdyż miłości, która nie jest niczym więcej niż uczu­ciem, nie mógłbym na­wet naz­wać miłością."
~Jan Paweł II

***

 Obudziłam się rano nie wierząc, że jest już poniedziałek i zaczynają się lekcje. Przez cały ten czas niczego nie powtórzyłam. Ze zdenerwowania rozbolał mnie brzuch, zupełnie jakby w zaistniałej sytuacji najważniejsze na świecie były oceny. Choć tak właściwie był jeszcze jeden powód mojego stanu. Kiedy otworzyłam oczy w pokoju byłam tylko ja. Po Draco został tylko delikatny zapach jego perfum na poduszce. Zupełnie mechanicznie umyłam się i przebrałam. Zawiązałam krawat domu tak mocno, że omal się nie przydusiłam. Kiedy zerknęłam na plan lekcji, zobaczyłam, że są pod nim dopisane słowa.
"Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. Czytaj książki!
Smok"
Uśmiechnęłam się jak dziecko, które dostało właśnie prezent od Świętego Mikołaja. Zerknęłam na plan, pierwszą lekcją była Transmutacja z Puchonami.Ucieszyłam się na myśl, że porozmawiam z Arielle. Miałam wrażenie, że przez wieki nie było ku temu okazji. Powoli zamknęłam za sobą drzwi do pokoju.

***

Arielle wróciła na noc do swojego dormitorium, a Harry nie mógł zasnąć. Ron przyszedł koło północy, mruknął coś i spał jak zabity. Nieprzespana noc dawała się Potterowi we znaki kiedy szedł mozolnie na Transmutację. Na korytarzu spotkał Astorię, która zawołała go na bok. Bardzo zdziwiony podszedł do szatynki.
- Harry... Posłuchaj, mój kuzyn... Lyar. - szeptała tak cicho, że ledwie ją słyszał. - On ma bardzo złe zamiary. Ja... Nie mogę Ci powiedzieć jakie, bo złożyłam Wieczystą Przysięgę... Ale uważaj na Hermionę. Uważaj na Arielle. Uważaj na siebie. Proszę...
Przez chwilę stał jak osłupiały i patrzył się na Astorię jakby oszalała.
- A i Harry... Proszę nie mów o tym nikomu... Im więcej osób wie tym bardziej jestem zagrożona.
- Ja, nie rozumiem... Co on ma do tego?
Astoria otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć i naglę złapała się za gardło i zaczęła gorączkowo kaszleć.
- Przepraszam. -  szepnęła i uciekła z płaczem.

***

Usiadłam razem z Arielle kilka minut przed dzwonkiem i podekscytowane opowiadałyśmy sobie co działo się podczas ostatniej nocy. Omal nie spadłam z krzesła kiedy usłyszałam, że Harry ją pocałował. Klasa powoli wypełniła się uczniami. Ciekawość mieszała się u mnie z wielkim stresem, nie byłam w ogóle przygotowana. Smok miał rację, powinnam była czytać. W pierwszej ławce Fred i George śmiali się z czegoś tak bardzo, że ich twarze były czerwone. Uciszyłam ich słysząc otwieranie się drzwi.
- Dzień dobry! - zaświergotała osoba, która weszła do klasy.
Renarda Fox przeczesała rudą czuprynę i spojrzała uważnie na klasę. Miała na sobie kurtkę w kolorze khaki i jasne jeansy. Rude loki niesfornie opadały we wszystkie strony, a na twarzy miała znany mi dobrze od wakacji uśmiech.
- Profesor McGonagall jak wiecie, zostając dyrektorem musiała zrezygnować z uczenia was. Poprosiła mnie, żebym przekazała wam niezbędną wiedzę. Jak się domyślacie niezwykle ważnym jest by potrafić zamienić łyżeczkę w motyla.
Kilka osób się roześmiało. Renarda wzięła do ręki kredę i zapisała na tablicy swoje imię i nazwisko.
- Mam nadzieję, że będzie nam się miło pracowało. A teraz podnoście tyłki z tych ławek, bo doprawdy wasza aktywność w szkole mnie przeraża! - powiedziała jak zwykle lekkim tonem.
Reszta lekcji faktycznie minęła na zamianie łyżeczki w motyla. Ku mojemu zaskoczeniu udało mi się to za pierwszym razem. Chociaż reszta nie wyglądała na ani trochę zaskoczonych, no może z wyjątkiem Arielle, której różdżka zupełnie odmawiała posłuszeństwa.
- To pewnie te 5% - syknęła po kolejnej nieudanej próbie.
Natomiast Ron swoją łyżeczkę zamienił w chodzący widelec, który spowodował atak paniki jakiejś ciemnowłosej Puchonki. Fox wesołym tonem powiedziała, żebym mu pomogła i podbiegła do kolejnej grupki sprawdzić jak sobie radzą. Zrezygnowana stanęłam obok Ronalda i zmusiłam się do uśmiechu.
- Źle trzymasz różdżkę.
- Czemu? Przecież Fox trzyma ją identycznie... -  wykonał kolejny ruch.
Siląc się na spokój złapałam go za rękę i ustawiłam ją pod odpowiednim kątem. Tym razem łyżeczka zamieniła się w... gąsienice.
- No cóż plusy są takie, że kiedyś będzie motylem. - powiedział Ron.
- Tak jak Ty kiedyś będziesz mężczyzną? - uniosłam brwi, miałam wielką ochotę obrócić się na pięcie.
- Coś w tym rodzaju.
Nie była to odpowiedź jakiej się spodziewałam. Pierwszy raz od kilku miesięcy miałam ochotę go posłuchać.
- Więc. O co chodzi? - spytałam nie wiedząc, czy mnie rozumie.
Nie dostałam jednak odpowiedzi, bo gąsienica właśnie wchodziła do ucha Ronalda, a ja wydałam z siebie krzyk przerażenia. Wszyscy spojrzeli na Rona, a przez salę przeszedł śmiech. On zaczął gorączkowo biegać, a kiedy Renarda Fox niemal siłą go uziemiła i zamieniła ją z powrotem w łyżeczkę, zadzwonił dzwonek. Fred i George śmiali się i naśladowali Rona, a ja zmuszona byłam iść na Obronę Przed Czarną Magią, która była kolejną zagadką dzisiejszego dnia.

***

Kiedy Neville się obudził, poczuł, że leży na czymś miękkim. Otworzył oczy. Ku jego zaskoczeniu znajdował się na łóżku małżeńskim w dużym jasnym pokoju, oprócz niego była tam tylko ciemna szafa. Kiedy był małym chłopcem babcia czytała mu o Narnii, ta szafa zdecydowanie przypominała mu tą historię. Podniósł się powoli i czuł się wyspany. Dopiero teraz zobaczył postać kobiety w samej bieliźnie, śpiącej na łóżku. Elizabeth. Ostatnia rzecz, którą pamiętał to to, że powiedziała mu jak ma na imię. Wstał z łóżka. Wiedział, że to jego jedyna szansa. Chwycił za klamkę do drzwi, a kiedy spróbował je otworzyć...
- Myślisz, że możesz mnie tak po prostu zostawić. - usłyszał tuż za swoimi plecami.
Ta kobieta była przerażająca. Miała około 25 lat, ale w jej oczach było coś co wskazywało na to, że jej historia jest o wiele dłuższa. Kiedy on ją spotkał? Kiedy się połączyli? Obrócił się powoli.
- Grzeczny Longbottom. A teraz posłuchaj mnie uważnie, to ja tu rządzę. To dzięki mnie jeszcze żyjesz. Spróbujesz mnie jeszcze raz zostawić, a przysięgam, że tego pożałujesz. Jest tysiące rzeczy gorszych od śmierci, a naprawdę wolałabym Cię nie kastrować.
Ostatnie zdanie wypowiedziała z uśmiechem i wróciła do łóżka.

***

Lekcję Obrony Przed Czarną Magią okazał się prowadzić Jester Jolly. Był to drugi i jak się okazało nie ostatni raz kiedy widziałam tego człowieka z powagą w oczach. Tematem lekcji okazały się być rodzaje Czarnej Magii.
- Zapewne wielu z was w dzieciństwie nasłuchało się, żeby nigdy nie interesować się tym co złe. Żebyście nie zaglądali do działu ksiąg zakazanych i przypadkiem nie próbowali zrozumieć działania Czarnej Magii. Było tak?
Większość osób pokiwała energicznie głowami. Ton głosu staruszka wprowadzał respekt. Nikt nie odważył się nawet odezwać.
- To bzdura. Jeśli chce się złamać wroga, trzeba go poznać. Trzeba tylko wyznaczyć sobie granicę, której nie wolno przekroczyć. A ja nauczę was w tym roku jak po tej granicy chodzić i spadać zawsze na właściwą stronę.
Otworzył swój stary podręcznik i przeczytał zdanie będące definicją Czarnej Magii po czym umilkł. Siedział przez chwilę w ciszy, a w końcu uśmiechnął się rozbawiony.
- Wy zawsze jesteście tacy przerażeni? - odkaszlnął i dodał. - Wiemy zatem jaka jest Czarna Magia, ale myśleliście kiedyś nad tym czy ma jakieś rodzaje. A jeśli ma, to jakie?
Gorączkowo zaczęłam szukać odpowiedzi w głowie. Przecież w wakacje czytałam podręcznik i omal nie pozbawiłam nim stopy Pana Weasley'a... Czytałam wtedy o... Moja ręka wystrzeliła w górę.
- Panno Granger, bardzo proszę.
- Czarna Magia różni się od siebie ze względu na motyw. Motyw śmierci, motyw władzy oraz motyw pożądania. Ten ostatni był niegdyś uznawany za motyw miłości, ale później stanowczo temu zaprzeczono, twierdząc, że zło nie potrafi kochać, a jedynie pragnie.
Jolly zaklaskał energicznie i zaśmiał się pod nosem. Pokręcił głową i wrócił do poważnej miny.
- Pięknie. Gryffindor otrzymuje 10 punktów. Panna Granger ma rację. Przez najbliższe 2 miesiące zajmiemy się najgorszym z motywów, chociaż ludzka natura uznaje go mylnie za łagodny. Motywem niegdyś zwanym motywem miłości.

***

Lyar siedział na Originalizmie patrząc jak nowa nauczycielka wywija biustem i pisze na tablicy RAILLER GAUNT, a Justyn Finch-Fletchley ze wszystkich sił stara się zwrócić uwagę Arielle. A ta zdenerwowana jego zaczepkami szczypie go nerwowo w ucho.
- Panna McDonely o ile się nie mylę? - chłodny głos czarnowłosej nauczycielki odbił się echem po sali.
Arielle pokiwała twierdząco głową.
- Dom Hufflepuffu traci przez panią 20 punktów. - powiedziała, a potem dodała nieco ciszej. - Chociaż dla was to pewnie żadna różnica Domu (Do)Niczego.
Kilku Ślizgonów roześmiało się i puściło kilka uwag o tym, że Puchoni są domem, który nie odznacza się niczym. Oczywiście w o wiele gorszych słowach. McDonely poczuła jak krew pulsuje w jej żyłach, a Ślizgońska część jej powoli wydostaje się na powierzchnie. Wstała i nie zważając na wszystkich innych oraz na konsekwencję.
- Przynajmniej nasze dziewczyny mają do zaoferowania więcej niż cycki! - wskazała na dekolt nauczycielki.
Ta uniosła jedynie wzrok ku górze i z szyderczym uśmiechem przypominającym nieco nową Ginny oznajmiła:
- Jeśli nie ruszają Cię konsekwencje dla domu, to od dzisiaj w każdy piątek, aż do odwołania masz u mnie szlaban. Każde Twoje niestawienie się jest konsekwencją kolejnych ujemnych 20 punktów dla Hufflepuffu.



1 LISTOPADA 

Dwa miesiące minęły bardzo szybko i bardzo spokojnie. Niewiele się zmieniło. Poza tym, że znów rozmawiałam z Ronem. Arielle nie była z Harry'm, nie chciała mi też powiedzieć dlaczego tak jest. Myślę, że oboje nie mieli w sobie zbyt wiele odwagi, żeby ruszyć do przodu. Dopłynęły do nas wieści z Azkabanu, że na Slughorna i Ginny nie działają dementorzy i mimo tego, że nic nie jedzą wciąż mają się świetnie. Draco napisał dwa listy, a ja jak obiecałam czytałam książki. Głównie te naukowe, ale z racji, że wciąż bałam się o Neville'a książka kucharska dalej była w czołówce listy i wreszcie dotarłam do strony 401. Jeśli o niego chodzi byliśmy tylko pewni, że żył. Pierścienie nie zapaliły się ani na chwilę, nie mieliśmy pojecia gdzie jest, ale świadomość, że żyje podnosiła mnie na duchu. Wszystko wskazywało na to, że ten, kto mnie szukał zmienił nieco taktykę. Po dwóch miesiącach mieliśmy otworzyć kolejną fiolkę. Był tylko jeden problem.
- Arielle, ja wiem, że jest piątek, ale nie musisz iść do tej przeklętej wiedźmy! - Ron był bardzo zdenerwowany.
Pierwszy raz miał z nami iść do myślodsiewni, bo ostatni... przegapił. A Gaunt nie miała najmniejszego zamiaru odpuszczać blondynce. Desperacja tej kobiety mnie przerażała. Ilekroć powiedziałam coś dobrze na jej lekcji kiwała tylko twierdząco głową. Po zostaniu opiekunem Slytherinu przyznawała punkty tylko i wyłącznie takim osobom jak Lyar czy Astoria. Harry zaciskał pięści za każdym słowem Lyara na jakiejkolwiek lekcji. Nie byłam pewna czy kryje się za tym coś więcej niż to, że nie przerwał kontaktów z Arielle.
- Profesor McGonagall... - powiedział dysząc Harry, który właśnie przybiegł. - Zwolniła... Cię ze szlabanu...

***

Elizabeth Shrimp. Tylko ona mieściła się w głowie Neville'a. Nie wiedział do końca kim jest, ani jaki jest jej plan. Zdążył się tylko zorientować, że jest czymś w rodzaju przywódcy. Co jakiś czas przychodzili do niej młodzi ludzie i odchodzili jak zaczarowani na jej rozkaz. Nigdy nie pozwalała mu słuchać o czym mówią, a on często wbrew sobie odchodził. Nauczył się bawić z demonicznymi psami, które kiedyś chciały odgryźć mu twarz. Nauczył się żyć na terenie dawnego psychiatryka. Coraz rzadziej myślał o ucieczce. Właściwie jego myśli były bardzo skrajne. Od zabicia Elizabeth po wielką chęć bycia blisko niej. Był jej marionetką, ale wtedy jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Neville? - Elizabeth znowu wołała do niego w jego głowie.
Pośpiesznie wdrapał się po schodach i wszedł do sypialni. Jej czekoladowe oczy nie miały w sobie ani odrobiny zła.
- Neville, właśnie uwolniłam tą małą Weasley. Niedługo powiem Ci więcej. Cieszysz się, prawda Neville?
Wypowiadała jego imię w tak magnetyzujący sposób, że nie był w stanie się jej sprzeciwić nawet kiedy dodała:
- Wreszcie zabije Pottera.
Chociaż wiedział co chce zrobić... Stała w koronkowej bieliźnie i cienkim sweterku, a kiedy sama przyciągnęła go do siebie, nie mógł się jej oprzeć.

***

Staliśmy w gabinecie dyrektorki, do którego weszliśmy na hasło zgniły kaszalot. McGonagall otworzyła szkatułkę. Dwie fiolki ze starannymi napisami wyglądały na jaśniejsze niż dwa miesiące temu. Ze zdenerwowania zaczęłam obgryzać paznokcie, a Arielle, która strasznie nie lubiła tego nawyku zmierzyła mnie wzrokiem.
- Dzisiaj interesuje nas ta.
Wyjęła fiolkę z napisem "Dolina Godryka". Harry odruchowo ścisnął moje ramię. McDonely wzięła od niej fiolkę i powoli wlała do misy. Pierwszy wskoczył Ron, zaraz po nim Harry i dyrektorka. Ja i Arielle skoczyłyśmy równocześnie na szarym końcu.
- Auć! - krzyknęła Arielle lądując.
Była zima. Zabawne było patrzeć na wszystkich ludzi ubranych w wełniane szale i grube kurtki, a samemu nie odczuwać zimna. Rozejrzałyśmy się i dopiero po chwili zobaczyłyśmy jak Ron, Harry i McGonagall idą za dwójką ludzi. Podbiegłyśmy do nich nawet nie balansując po śliskim lodzie.
- Jace, a co jeśli to wszystko jest prawdą? Jeśli każdy z motywów Czarnej Magii ma swój sposób na nieśmiertelność. - szeptała idąc naprawdę bardzo szybko.
Po Bathildzie nie było widać wielu zmian. Natomiast Jace miał o wiele bardziej wyraziste rysy. Można było zgadywać, że ukończyli Hogwart parę lat temu. Nawet nie widząc obrączek na ich palcach.
- Bath, horkruksy, superpopulos i legenda o mugolce. Tak naprawdę każde z nich pasuje do każdego powodu. Każdy wie, że horkruksy mogą zniszczyć osobę, która rozszczepi swoją duszę. Ale superpopulos nie ma na niego wpływu, a raczej wzmacnia. Czerpie siłę od innych ludzi. Ale przecież nigdzie nie znajdziesz zaklęcia, którym mogłabyś ich stworzyć. A jeśli chodzi o mugolkę...
Czułam jak serce biję mi szybciej.
- Zobaczymy co powie przepowiednia.
Scena rozmyła się. Znaleźliśmy się w mieszkaniu, które pachniało kadzidłami, a po parapecie przechadzał się czarny kot. Na ścianie zawieszony był czerwony dywan w różne wzory, a na wszystkich półkach leżały świeczki. Przy stoliku siedziała stara czarownica, a naprzeciw niej Bathilda z Jace'm. Pokazywała im coś w szklanej kuli, którą już kiedyś widziałam. Właściwie, widziałam ich setki. Setki takich kulek, które zniszczyły się gdy Voldemort zwabił na do Departamentu Tajemnic.
- Zaufaj starej Aurelii Potter, Bathildo. - powiedziała z uśmiechem staruszka, a oczy wszystkich "obserwatorów" skupiły się przez chwilę na Harry'm.
- Pierwszy raz coś takiego widzę... Podwójna przepowiednia?
- Twoja wnuczka jest wyjątkowa, prawie tak bardzo jak osoba, z którą dzieli tą przepowiednie. Podobnie jak mój prawnuk. Tak, jest. Oni tu są. Albo jeszcze będą.
Mogłabym przysiąc, że spojrzała wtedy prosto na mnie. Zobaczyłam napis na przepowiedni. Hermiona Granger i Arielle McDonely.  Wszystko zaczęło się rozpływać.



_______________________________


Przeskok spory, ale celowy. Wielu z was prosiło o ten rozdział więc oto i on. Niedługo dodam zakładkę "bohaterzy", bo mam wrażenie, że nie do końca wiecie kto, gdzie jak i z kim. Chociaż tych postaci wcale nie wprowadzam w nadmiarze. A przynajmniej się staram. Dziękuję za wszystkie miłe komentarze <3 jesteście kochani i bardzo mnie motywujecie do pisania.
Zapewne wielu z was słyszało, że odbędzie się konkurs związany z moim blogiem i będzie można było wygrać albo kubek z godłem Hogwartu i domów, a druga możliwość to poduszka z napisem NOX/keep calm and potter on, Potterową czcionką. Śledźcie więc i czytajcie! :D

czwartek, 21 listopada 2013

Pierwszy ostatni raz.


„Owszem, będzie trudno, lecz czas biegnie szybko... ani się obejrzymy, a znów się spotkamy. Wiem to. Czuję to. Podobnie czuję, jak bardzo ci na mnie zależy i jak bardzo cię kocham.”
~Nicholas Sparks, I wciąż ją kocham

***

Zobaczyłam jak Draco rozmawia z Hagridem i Jolly'm. Przebiegłam przez tłum. Słyszałam za plecami jak Arielle krzyczy coś do mnie, ale nie słuchałam jej. Nie mogłam tego tak zostawić. Czemu Smok koniecznie musiał wejść na tą cholerną scenę? Miałam wielką ochotę po raz kolejny nazwać go karaluchem. Kiedy udało mi się stanąć koło nich zobaczyłam tylko jak Malfoy chowa książkę za garnitur, a nauczyciele wchodzą z powrotem na scenę. On patrzył w niebo i chyba nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności.
- O co w tym wszystkim chodzi? Wiesz, że naprawdę z Ciebie wielki palant? Sprawiasz, że mój dzień staje się wyjątkowy, a doskonale wiesz, że za moment wszystko się rozsypie. Nie rozumiem dlaczego T...
- Hermiona. - leniwie przeniósł wzrok z zachmurzonego nieba na mnie. - Zawsze kiedy się denerwujesz, masz słowotok. Zawsze mówisz mądre rzeczy. Zawsze nabierasz powietrza do ust i...
Przerwał i uśmiechnął się do mnie. Ale już nie tak serdecznie jak rano. W tym uśmiechu było coś... smutnego.
- Ja...Naprawdę?
- Zawsze.

***

Ginny i Slughorn paradowali na scenie śmiejąc się szyderczo, a McGonagall była kompletnie bezradna. Harry czuł się jakby miał w żołądku wielki kamień. Arielle zatkała usta dłonią i patrzyła na niego cały czas. Prawdę mówiąc nie przeszkadzało mu to. Zwłaszcza, że obok nich stał ten Ślizgoński kretyn. Bo tak dokładnie widział go Harry.
- Arielle, może stąd pójdziemy? - wyparował nagle stając za nią.
- Lyar, czy Ty zwariowałeś? Słyszałeś co właśnie powiedziała o Harry'm? - dopiero wtedy spojrzała na coś poza nim.
Brunet popatrzył na nią jakby to ona oszalała. Stuknął się w głowę i nie zwracajac uwagi na Pottera wyparował:
- To jego problem, chcesz być w niebezpieczeństwie? Tylko dlatego, że jakaś ruda psychopatka, która od tak zmartwychwstała i prawdopodobnie jest emmm... zombie?! Postanowiła sobie zemścić się na nim.
Machnął Harry'emu ręką przed twarzą. Usilił się na spokój, aż do tej pory. W jednej sekundzie obrócił się i uderzył Lyar'a prosto w nos. Tłum wokół się rozstąpił, a McGonagall warknęła coś o zachowaniu spokoju i wyprowadzeniu więźniów. Ginny machała wychodząc patrząc się jak Lyar'owi leci krew z nosa i oblizując wargi. Slughorn dalej palił fajkę i śmiał się pod nosem.
- Potter, za 15 minut w moim gabinecie! I na miłość boską Greengrass, idź do pani Pomfrey. - krzyknęła dyrektorka i obróciła się na pięcie.
Cała sytuacja trwała dosłownie minutę, a Harry miał wrażenie, że tkwi w koszmarze już od dawna. Arielle patrzyła się na Harry'ego zszokowana. Wręcz przerażona. Ale on mimo wszystko się cieszył. Nie rzuciła się na pomoc Lyar'owi. Boisko powoli pustoszało.

***

Tyłem sceny wyprowadzano Ginny i Slughorna, dopiero wtedy poczułam zimno. Draco pociągnął mnie za rękę i poprowadził za sobą niemal na drugi koniec boiska. Zobaczyłam, że uczniowie zniknęli z niego w jednej chwili. Ogarnęła mnie fala smutku. Czułam się bezradna i znowu miałam za złe sobie, że jestem jaka jestem. Draco wyjął z kieszeni dwa czekoladowe batony i podał mi jeden z nich jakby to było nic takiego, bo od tak w tej chwili powinniśmy jeść słodycze.
- Smoku...
Westchnął z rezygnacją i obrócił mnie o 180 stopni.
- O co... - urwałam.
Zobaczyłam jak z tyłu sceny stoi dwóch dementorów. Dlatego zimno przeszywało moje ciało, a łzy niemal same tworzyły się w moich oczach. McGonagall skinęła do nich i nagle zniknęli trzymając Ginny i Horacego Slughorna. Pisk sam wydał się z moich ust i przytuliłam się do Draco zupełnie automatycznie. Powoli wzięłam od niego batona.
- I co teraz?
- Teraz... Będę musiał odejść.

***

Neville nie był pewien czy spał 15 minut, a może to była godzina? Ale kiedy otworzył oczy i widział całe pomieszczenie dokładnie omal się nie przewrócił. Znajdował się w starym, opuszczonym szpitalu psychiatrycznym. A przynajmniej na to wskazywały dyplomy powieszone tu i ówdzie na ścianach. Łóżko okazało się nie być betonowe, ale za to wisiały na nim liczne pasy. Podszedł do drzwi i po raz kolejny spróbował je otworzyć. Tym razem, skutecznie.
- Co do...
- Witaj Neville. - usłyszał znajomy mu już głos.
- Co się ze mną dzieje, co ze mną zrobiłaś?! - nie poznał własnego głosu.
- Myślę, że będzie lepiej, kiedy porozmawiamy o tym osobiście.
Te słowa echem odbiły się w jego głowie. Już od chwili kiedy się tu znalazł, chciał to zrobić. Ale teraz poczuł coś w rodzaju tremy.
- To gdzie jesteś? - przełknął ślinę.
- Za Tobą.
W jednym momencie jego ciało przeszedł dreszcz. Stał jak sparaliżowany. To było niemożliwe. Wszystko co teraz się działo było zwyczajnie niemożliwe. Zobaczył jak zapalają się światła na ciemnym korytarzu, a na koniec usłyszał pstryknięcie za sobą. Obrócił się powoli. Pod ścianą na przeciwnym końcu pokoju stała kobieta. Ubrana w czarny wełniany sweter i ciemne leginsy. Na nogach miała granatowe trampki. Patrzyła się w ziemię więc nie dostrzegł dokładnie rysów jej twarzy.

***

Idąc z Draconem w stronę zamku omal nie rozpłakałam się błagając go, żeby mnie nie zostawiał. Po dziesiątym razie zatrzymał się tuż pod Wieżą Astronomiczną. Przejechał dłońmi po twarzy i z pełną rezygnacją odezwał się wreszcie.
- Mój ojciec zrozumie tą legendę. To on robił adnotacje. Dowiemy się dlaczego Arielle ma taki dar. I Hermiono... Tam jest ta legenda, o Tobie. Ja nie rozmawiałem z moimi rodzicami odkąd... Odkąd Cię chronię. Ojciec dalej gardzi sz... Mugolami.
- Powiedz to wreszcie Malfoy. - cofnęłam się o krok ze zdenerwowania.
- Co mam powiedzieć?
- To, że jestem szlamą. To Ci przeszkadza prawda? Chcesz odpokutować te swoje głupie winy, ale wciąż masz wstręt. Każdy Twój ruch, każde Twoje żałosne posunięcie, starasz się do mnie zbliżyć i uciekasz. Widzę to. - słowa same płynęły mi z ust.
Smok zacisnął zęby i zamknął oczy. Kiedy je otworzył nie było w nich złości.
- Jedyny wstręt jaki mam to ten, że nie czytasz tych głupich książek jak dawniej...
Jak on w takiej chwili mógł w ogóle myśleć, o tym, że nie czytam książek?
- Chodzi mi o to, że uciekasz od tego kim byłaś. - jakby czytał mi w myślach.
Przez chwilę się nie odzywałam. Z zamku dochodziły jedynie szmery pojedynczych rozmów. Wszyscy najwyraźniej zszokowani siedzieli w pokojach. Poprawiłam odruchowo włosy.
- Proszę... - szepnęłam tylko.
- Zostanę tylko na jedną noc.
- Zostaniesz... ze mną, na jedną noc? - mój głos zabrzmiał panicznie.

***

Harry schodził schodami do wyjścia z gabinetu dyrektorki, rozważając jej słowa o odpowiedzialności. Gryffindor nie stracił punktów, bo przez całe zamieszanie w zamku, żaden dom nie rozpoczął punktacji. Czuł się strasznie sprowokowany. Właściwie w tamtym momencie, czuł się jakby był nikim. Otworzył drzwi i zobaczył długie ciemne blond włosy i znajome spojrzenie.
- Arielle... Przepraszam.
- Nie do Ciebie przyszłam. - minęła go i wspięła się po schodach.

***

Neville zrobił krok do przodu. Kobieta miała jasne blond włosy. Sięgały trochę poniżej ramion. Miała długie szczupłe nogi i wesoły uśmiech. Gdy tylko się poruszył podniosła na niego wzrok. I podeszła eleganckim krokiem stając o centymetr od jego twarzy. Była śliczna. Jej oczy miały czekoladowy kolor, a ona zdawała się być dziwnie znajoma. Longbottom nie czuł strachu. Czuł ulgę, zupełnie jakby znalazł dziecko, które zgubiło mu się w sklepie.
- Widzisz Neville, zawsze wiedziałam, że będziesz idealny. - powiedziała znanym mu ponętnym tonem.
W jednej chwili się otrząsnął. Miał do czynienia z psychopatką. Która rzuciła na niego jakieś chore zaklęcie i więziła go w szpitalu psychiatrycznym.
- Skoro już się spotykamy to czy będę dżentelmenem zabijając panią bez różdżki?
Roześmiała się.
- Przecież już Ci mówiłam, nie możesz mnie zabić.
- Ta...
Znowu przysunęła się do niego niebezpiecznie blisko. Wyciągnęła rękę.
- Podaj mi swoją dłoń. - nie brzmiało to ani jak rozkaz, ani jak prośba.
Nie wiedząc czemu posłusznie podał jej rękę. Jej dotyk był delikatny. Obróciła ją tak, że wewnętrzna część dłoni była na wierzchu. Delikatnie musnęła palcami miejsce po przeciwnej stronie nadgarstka i nagle na jego dłoni pojawił się znak. Kółko, a w nim dwie kreski tworzące wspólnie plus. Na każdej oddzielonej części widniała litera. SWCU. Obróciła swoją rękę na której widniał ten sam znak.
- Jeśli to zrobisz, sam zginiesz. - zaczęła się śmiać i zbliżyła usta do jego ucha. - Bo czy tego chcesz czy nie, jesteśmy połączeni. A Ty należysz do mnie tak samo, jak ja do Ciebie.
- Pani?
- Jestem Elizabeth.

***

Nie do końca wierzyłam, że się na to zgodziłam. Ale oto Dracon Malfoy, spędzał tą noc w mojej sypialni. W moim łóżku. Ze mną. Wyszłam z wielkiej marmurowej łazienki, a Draco już leżał w moim łóżku. Ze zdenerwowania trzęsły mi się nogi. Usiadłam powoli obok niego, a on przeczesał swoje mokre włosy i wysłał mi jeden ze swoich czarujących uśmiechów. Serce zabiło mi szybciej. I nagle Gryfońska siła wzięła nade mną górę. Podeszłam powoli na czworakach po łóżku i zatrzymałam swoją twarz tuż nad jego ustami. Jego oczy zabłysły. Objął mnie w pasie i posadził na sobie, a ja poczułam jak krew pulsuje mi w żyłach. Nigdy dotąd tego nie czułam, z żadnym innym mężczyznom. Przesunęłam delikatnie ustami po jego wargach i przeszedł mnie ogromny dreszcz. Powoli swobodnie opadłam na niego i czułam bicie jego serca. Pocałowałam go zapominając o wszystkim innym. A on nagle odsunął mnie od siebie.
- Przecież kochasz Rona...
- Chodzi o to... Że Ciebie kocham bardziej. - dopiero w tym momencie to zrozumiałam.
Z powrotem przysunął mnie do siebie i zaczął energicznie całować. Czułam jego uśmiech na swoich wargach.
- Będzie mi Ciebie brakować. - szepnął.

***

W pokoju Harry'ego, Rona i Neville'a. Brakowało Neville'a. I Rona. Właściwie, nie brakowało tylko Harry'ego. Siedział tam i czekał na rudzielca. Godziny dłużyły mu się bezustannie, a próby zaśnięcia były bezskuteczne. Usłyszał pukanie i w nadziei, że to on, zerwał się do drzwi.
- Ron nare... - uciszył się widząc, że gościem jest ktoś inny.
- Przepraszam, że tak nagle. - Arielle zamknęła za sobą drzwi na klucz.
Spojrzała na Harry'ego. Nigdy nie wierzyła w to, że on pewnego dnia poczuje do niej coś równie mocnego. Dzisiaj zdała sobie sprawę, że jest inaczej. I tak po prostu strzeliła focha jak typowa dziewczyna, przeklinała się za to w myślach. W tamtym momencie Potter stał tylko i patrzył na nią pytająco. Podeszła do niego i objęła go wciąż patrząc mu prosto w oczy.
- Wybaczam. - powiedziała w końcu.
Poczuła jak Harry unosi ją do góry i oplotła go swoimi nogami. Całował o wiele lepiej niż w jej wyobrażeniach.


__________________


Rozdział dedykuję mojemu najwspanialszemu chłopakowi i jego cudownym ustom, które mam przyjemność całować już ponad rok i 8 miesięcy. Pewnie czasem myśli, że mam go dość, ale to nie jest prawdą, ponieważ mam obsesję na punkcie jego oczu i uśmiechu. Które kocham najbardziej na świecie i dzięki Bogu nie mam dylematów Hermiony.
Reasumując, część tajemnic odkryłam. Na końcu załączam dwa zdjęcia. Jeden to znak łączący, a drugi to rysunek, który był na fp na facebooku, ale nie wiem czy każdy widział. Zachęcam do komentowania i nie przerażania się, że pewne paringi są "oczywiste". Oczywista jest tylko Luna i George... No dobrze, nie mam serca tego trzymać w sobie... Harry i Arielle też :) bójcie się Lyar'a...








niedziela, 17 listopada 2013

Coś więcej niż ludzie.


Lyar szedł korytarzem i zmierzał na boisko Quidditcha. Na jego twarzy malował się pełen satysfakcji uśmiech. Wszystko układało się po jego myśli. Musiał znaleźć tylko sposób, żeby Astoria przestała mieć zadatki na zdrajcę krwi... Nie mogła mu tego robić. Nie teraz. Pewnie ten głupi wyraz twarzy by się nie zmieniał gdyby długie blond loki nie śmignęły mu przed twarzą w objęciach... Pottera.
- Ekhm. - chrząknął, a Arielle odskoczyła od niego energicznie.
Harry poczuł się jak uderzony w policzek i zagryzając mocno zęby obrócił się na pięcie bez słowa.
- Harry! - krzyknęła Arielle - Harry! Spotkajmy się na kolacji.
Nic nie odpowiadając Potter poszedł dalej, a Lyar odprowadził go wzrokiem, aż zniknął z pola widzenia. Spojrzał pytająco na blondynkę, która lekko się zaczerwieniła.
- Szeroko pojmowany friends zone? - powiedział wreszcie.
- Tak jakby. - poczuła suchość w gardle.


***

 Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że to była randka. Nie całowaliśmy się, nie przytulaliśmy się. Nie trzymaliśmy się nawet za ręce. On nie prawił mi komplementów, a ja nie podziwiałam jego uroku. A przynajmniej nie na głos. Wypiłam kilka kieliszków wina i czułam się nieco rozbawiona całą sytuacją. Po wyjściu ze skrzaciego lokalu spacerowaliśmy po zamku przyglądając się i machając portretom. Nigdy dotąd się tak nie czułam. Nie myślałam o tym z jakiej epoki pochodzą postacie i w jakiej książce muszę sprawdzić o nich informacje. Do końca nie wiedziałam, czy to kwestia wina czy mojego towarzysza.
- To jak tam sprawa z Ronem? - spytał nagle Draco.
- Tak mi też.
- Co Tobie też?
- Mi też ten czerwony król z lokami przypomina Ronalda. - zaczęłam się śmiać.
Dracon parsknął śmiechem, ale popatrzył na mnie w taki sposób, że byłam pewna, że nie ustąpi.
- Kocham go. - wyrwało mi się.
Malfoy zaczerpnął głośno powietrza. A potem uśmiechnął się ciepło i wskazał na kolejny portret mrucząc coś o koziej bródce.

***

Po całym korytarzu przebiegł wesoły głos wychodzący nie wiadomo skąd.
- Dziś ogłoszona zostanie informacja istotna dla wszystkich uczniów. Dlatego dzisiejszy Trening Quidditcha drużyny Ślizgonów zostaje odwołany. Na boisku odbędą się zajęcia, które są obowiązkowe. Zatem do zobaczenia za chwilę - Radarda Fox podkreśliła mocno ostatnie zdanie i umilkła.
Harry zatrzymał się na schodach i kopnął z całej siły w barierkę, żałował, że nie poczuł bólu. Zawrócił natychmiast i pobiegł na boisko. Myślał o niebieskich oczach Arielle. Przez chwile wydawało mu się, że widział w nich, że go kocha. Ale to było niedorzeczne. Nie można było wyczytać z nich czegoś takiego.
"Nie ma na to magii..." - pomyślał i wszedł na boisko.

***

Na boisku ustawiona została wysoka scena, na której stała już Minerwa McGonagall w towarzystwie... Weasley'ów. Złapałam się na tym, że szukam Rona wzrokiem i przeklinałam w duchu za takie zachowanie. Niestety. Zobaczyłam tam jedynie Molly, Artura, Billa, Fleur, George'a i Lunę, którą można było śmiało już nazwać jedną z nich. Stałam razem z Draco na samym przodzie, zastanawiałam się o co chodzi. On nie wyglądał na zdziwionego sytuacją i spojrzał mi prosto w oczy.
- Muszę tam wejść więc... Poczekaj tu.
I odszedł.
- O co tu chodzi? - powiedział stając za mną zasapany Harry.
Pokiwałam przecząco głową na znak, że nic nie wiem i skupiłam cały swój wzrok na scenie. Kiedy boisko wypełniło się już uczniami dyrektorka przerwała ciszę. Jej głos dzięki zaklęciu był głośny i wyraźny.
- Wielu z was słyszało o wydarzeniach, które dotknęło obecną tu rodzinę. To co zaraz usłyszycie, może wydać się dla was szokujące. Proszę wszystkich o wyrozumiałość.
Serce zabiło mi mocniej. Z jakiegoś dziwnego powodu czułam, że to co mają nam do przekazania wcale nie jest dobre. Słońce już zachodziło, a atmosfera mroku zdawała się przytłaczać mnie ze wszystkich stron.
- Ginerwa Weasley, podobnie jak Horacy Sughorn, nie zginęli.

***

Neville obudził sie po raz kolejny na wilgotnej ziemi. Wydawało mu się jednak, że w pomieszczeniu ujest nieco jaśniej. W półmroku dostrzegł drzwi znajdujące się naprzeciw niego. Oprócz tego miejsce posiadało toaletę i betonową płytę, która chyba miała być łóżkiem. Znajdował się chyba w jakiejś starej celi więziennej. Nie było w niej nikogo, a mimo to silnie wyczuwał czyjąś obecność. Nie czuł już bólu w nogach, a gdy ich dotknął, wszelkie rany zniknęły. Podniósł się powoli i podszedł do drzwi. Chociaż był niemal pewien, że to niemożliwe, by stąd wyszedł szarpnął je z całej siły. Jak się spodziewał, były zamknięte.
- Neville, Neville, Neville. - usłyszał leniwe powtarzanie jego imienia.
Rozejrzał się na wszystkie strony. Nikogo nie zobaczył.
- Coraz lepiej widzisz prawda? - śmiech kobiety był perlisty i o dziwo słodki.
- O co w tym wszystkim chodzi?
Usłyszał tupot obcasów, ale nikogo nie widział. Był zupełnie sam, a głos już nie był w jego głowie. Był gdzieś obok, ale sam nie potrafił określić gdzie.
- Lubię Cię Neville. Może dlatego ciągle miałeś oczy i z początku nic nie widziałeś - westchnęła - Kiedy już będziesz gotowy, dostaniesz najlepsze warunki ze wszystkich.
- Gotowy na co? Jeśli się pani podobam to mogło się obejść bez zamykania mnie w jakimś rynsztoku. Swoją drogą wypada się umyć na randkę. - spojrzał na swoje ubłocone ręce.
- Oh Longbottom. Będziesz dużo bardziej doskonały niż teraz. Wierz mi. A teraz lepiej znowu się prześpij, to dobrze Ci robi.
Znowu usłyszał kroki, które stopniowo stawały się ciche, aż w końcu nie było ich słychać wcale.

***

Dostrzegłam w tłumie Arielle i skinęłam do niej ręką, która zatrzymała się w miejscu na słowa dyrektorki, a wszystkie oczy skierowały się na mnie. McDonely uratowała mnie podchodząc energicznie i opuszczając ją. Zaraz za nią przyszedł Lyar i uśmiechnął się do mnie wesoło. Na scenie nagle zapanowało zamieszanie. Zza kurtyny wyszedł Ron i Fred prowadząc dwie osoby z różdżkami wyciągniętymi za ich plecami plecami.
- Mój Boże. - spojrzałam na Harry'ego, który zrobił minę jakby miał zwymiotować.
Na scenie kroczyła boso, w granatowej sukience, Ginny Weasley. Wyglądała jednak nieco inaczej. Na jej twarzy malował się złośliwy uśmiech i machała kajdanami. Obok niej, szedł również zakuty i szyderczo patrzący Horacy Slughorn. Wyglądał na młodszego. Właściwie i on i Ginny nabrali jakimś dziwnym sposobem piękna, które było jednocześnie przerażające.
- Zostało na nich użyte zaklęcie, którego nikt z nas nie zna. Dlatego, macie zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji jaka nad wami...
- Ale jesteś nudna babciu. - głos Ginny był obcy, ale i równie głośny jak dyrektorki.
- Ginerwo zachowuj się, ona wystawia nas na tej rewii mody. - mówiąc to, Slughorn do mrugnął do mnie.
McGonagall wykonała ruch różdżką, a ich kajdany zaświeciły się. Na ich twarzach pojawił się ból. Nie odezwali się już.
- Sytuacji jaka nad wami ciąży. NIKT. Powtarzam nikt, nie ma prawa po godzinie 20 wychodzić z zamku. Wszystkie wyjścia do Hogsmeade zostają odwołane. Do momentu aż nie znajdziemy sprawcy oraz przeciwzaklęcia.
Ginny parsknęła śmiechem. Był obrzydliwy. Piskliwy i wbijający się we wszystkie części ciała. Odgarnęła włosy do tyłu i podeszła o krok do przodu. Rozejrzała się w tłumie i pomachała nam. Czułam, że uginają się pode mną kolana, a Lyar łapie mnie i stawia na równe nogi. Ona zaś spojrzała w stronę pana Weasley'a i wykonała taki gest językiem, że Molly omal nie sięgnęła po różdżkę.
- Czy wy wszyscy, naprawdę myślicie, że chodzi nam o waszych nic nie znaczących uczniów?
NAM. Powiedziała NAM... Harry zaciskał dłonie w pięści tak mocno, że stały się już sine. Ginny zrobiła krok w lewo do Draco. I szepnęła mu coś do ucha, a potem zgięła się w pół gdy kajdany zabłysły.
- Dość tych bredni.
- Jesteś beznadziejna... Babciu. - powiedział nagle Slughorn, który nie wiedzieć jakim sposobem nagle trzymał w ustach fajkę. - Dumbledore był zawsze dziesięć kroków przed Tobą.
- Oh chodzi nam o nie. - spojrzała wprost na mnie i Arielle.
 Przez chwilę poczułam, że świat zawirował. A Arielle mówi coś o tym, żebym nie mdlała jak w Hogsmeade. A więc to tak... Ocuciłam się po Harry wstrząsnął mną i spytał czy wszystko w porządku. Nie zdążyłam odpowiedzieć.
- I trochę o niego. - wskazała na Harry'ego dłońmi w kajdanach. - Chcę go zamordować.

***

Draco stał na scenie i żałował, że nie uprzedził Hermiony, o tym wcześniej. Wyrzuty sumienia targały nim ze wszystkich stron, ale twarz pozostała niezmienna. Cały Zakon wiedział, że to ryzykowne, ale gdyby tego nie zrobili znaleźli by się śmiałkowie łamiący przepisy. Ginny szepnęła mu coś o sypialni, a on odskoczył wyjmując różdżkę. Słowa wypowiadane przez ich więźniów były w pewien sposób pociągające, co strasznie go przerażało. Jester Jolly i Hagrid skinęli na niego zza kurtyny. Wyszedł czując na sobie spojrzenia wszystkich i cichy szept Ginny.
- A może w gabinecie babci?
Dreszcz przeszedł go po plecach, bo mimo, że nigdy nie podobała mu się ruda jej słowa teraz brzmiały strasznie kusząco. Otrząsnął się i podszedł do nauczycieli. Pokazali mu księgę.
- To odpowiedź na ta małą Arielle, cholibka! Sam zem się zdziwił jak żem to znalazł.
Patrzył się jednak daleko na scenę i widać było, że przeraża go ta sytuacja. Draco spojrzał na nich pytająco. Pierwszy odezwał się Jolly.
- To książka Twojego ojca.



_________________________


 Z dedykacją dla SP <3
Chyba jest za krótko, ale gdzieś już w połowie pisania rozbolała mnie głowa, więc musicie mi wybaczyć. Mam nadzieję, że się podoba. Zachęcam do zostawiania komentarzy. Niedługo będę potrzebowała Waszej pomocy ^^



środa, 13 listopada 2013

Nie można uciec przed miłością

Z dedykacją dla Kasi Tuchułki i Wiktorii Tłuczek.


"Dziwny miłości traf się na mnie iści,
Że muszę kochać przedmiot nienawiści."
~William Szekspir, Romeo i Julia

***

Od czwartku zamek był w chaosie. Wszystkie dormitoria były ogólnodostępne. Wszyscy rozmawiali tylko o śmierci nauczyciela eliksirów i Ginny. Miałam wrażenie, że snuję się bezcelowo. Weasley'owie wyjechali z Hogwartu, pochować siostrę, a ja czułam się jak więzień. Harry dołączył do nich w dzień pogrzebu, więc od soboty siedziałam z Arielle w bibliotece szukając bezskutecznie informacji o jakimkolwiek mugolu, który potrafił się posługiwać magią. Dyrektorka uczestniczyła w pogrzebie więc nawet ona nie potrafiła nam pomóc. W niedzielne popołudnie siedziałam na swoim łóżku obserwując dym wychodzący z komina w chatce Hagrida i czytając książkę od Neville'a. Myślałam nad tym jak bardzo jest niesprawiedliwym, fakt, że nie mogę pożegnać swojej przyjaciółki. Usłyszałam pukanie do drzwi i leniwie zdrapałam się w wygodnej poduszki.
- Cześć. - w drzwiach stał Draco.

***

Harry jadąc na pogrzeb Ginny miał mieszane uczucia. Z jednej strony ból przeszywał go ze wszystkich stron, z drugiej czuł się zupełnie jakby stracił siostrę. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że właśnie tak kochał Ginny. Jak siostrę. Czuł ogromną pustkę. Dzień później pojechał na Grimmauld Place 12. Stworek przywitał go od razu gazetą i ciepłym obiadem. Przypomniał sobie jak pierwszy raz przyprowadził tu Arielle, a skrzat posłusznie przebrał się za jego babcie i gotował różne pyszności. Poczuł ukłucie w sercu myśląc o niej. Ostatnio ciągle o niej myślał. Mimo tych wszystkich traumatycznych przeżyć. Potrafił rozmyślać o tym jak pięknie wyglądała na balu. Jak ten Ślizgon całował ją patrząc się mu prosto w oczy. Mimowolnie uderzył pięścią o stół.
- Coś się stało, Harry Potter sir? - spytał Stworek.

***

Draco wyjechał szybko już w czwartek rano, gdy usłyszał, że zostaje. Mimo, że Ron pękał z wściekłości czułam, że nie mogę tego zrobić Smokowi, który dbał o mnie. Miałam momentami wrażenie, że chce odkupić swoje winy. Kiedy go zobaczyłam od razu rzuciłam mu się na szyję, ale tym razem nie był ani trochę skrępowany tylko odwzajemnił uścisk i zrobił parę kroków  mimo wiszącej na nim mnie. Puściłam go i odruchowo poprawiłam włosy. Oh, doprawdy nienawidziłam tych moich dziwnych nawyków. Kiedy Draco wyciągnął do mnie rękę poczułam przypływ gorąca. Nie miałam w sobie tyle odwagi, żeby mu ją podać.
- Chcę Cię dziś zabrać w dwa miejsca - powiedział chowając dłoń do kieszeni.
"Granger, Ty idiotko!" - skarciłam się w myślach.

***

Neville obudził się w ciemnym pomieszczeniu. Zimno przeszywało go ze wszystkich stron, zdawało mu się że leży na mokrej ziemi. Dostrzegł jedyne źródło światła, małe okno z kratami. Podniósł się powoli i poczuł ogromny ból na nogach. Dotknął ich i poczuł, że są wilgotne i mają na sobie poziome  rozcięcia, wypływała z nich krew. Powoli podszedł do okna i wyjrzał na powierzchnie. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny.
"Co do stu dementorów..." - pomyślał wyglądając za okno.
Na zewnątrz był topniejący śnieg i mnóstwo błota, po którym biegały wielkie czarne psy o czerwonych oczach. Spojrzał w prawo, gdy nagle tuż przed jego nosem zawarczał czerwonooki potwór. Z bliska Neville zobaczył, że ma więcej oczu niż powinien. Odskoczył do tyłu i omal nie upadł.
- Wygląda na to, że nasz bohater się obudził. - usłyszał damski głos jakby we własnej głowie.

***

Pierwszym miejscem okazała się być sowiarnia. Prawdę mówiąc nigdy wcześniej nie miałam okazji przyjrzeć się temu miejscu. Sala była niemal idealnie okrągła, a podłużne okna składały się z małych kolorowych szkiełek. Po lewej stronie było wielkie drzewo bez liści, na którym siedziało setki sów o różnych kolorach. Po prawej były dwie wielkie beczki. Jedna z wodą, a druga przykryta z ziarnami, które Filch podawał sowom podczas karmienia. Obok był stolik i pergaminy, przy których można było spisać listy. Słońce wpadało przez kolorowe okna i dodawało temu miejscu niezwykłego uroku. Dopiero po minucie zorientowałam się, że patrzę na to wszystko z otwartymi ustami i niemal natychmiast je zamknęłam. Mogłabym przysiąc, że słyszałam jak Draco zaśmiał się pod nosem.
- Jest taka legenda - zaczął nagle - że sowa potrafi znaleźć swojego właściciela, kiedy ten zanuci wymyśloną przez siebie melodie. Podobno znają wnętrza i wiedzą co się w nich kryje, co może z nich powstać.
Uśmiechnęłam się do niego lekko zdezorientowana.
- Przyszliśmy tutaj... żebym zaśpiewała?
- Haha, śmieszne Granger. To ja jestem gwiazdą! Nie wiedziałaś, że jestem mistrzem muzyki country? - postawił jedną nogę na krześle i zaczął udawać, że gra na banjo.
Zatkałam usta, żeby śmiechem nie obudzić tej ilości sów i zerknęłam na niego z ukosa.
- I zaskakująco dużo wiesz o legendach.
Wrócił do swojej pozycji i wzruszył ramionami. Zawsze zdumiewająco szybko znajdował się obok mnie.
- To całkiem normalne, to czytają matki czarodziejom. To znaczy... Matki o takich przekonaniach. Wiesz inne to raczej Baśnie Barda Beedl'a. - zamyślił się przez chwilę. - No ale... Spróbujmy.
Zawsze krępowałam się przy kimś śpiewać, nucić, recytować... Draco zachęcił mnie gestem, a ja czułam, że zaraz puszczę pawia jak przed szkolnym przedstawieniem. Zerknęłam na sowy. Nigdzie nie mogłam dostrzec Ruathy, to było z resztą niemożliwe. Wzięłam głęboki oddech i z zamkniętymi oczami zaczęłam najpierw nucić pierwszą melodię jaka przyszła mi do głowy.
"To nie ma sensu..." - myślałam.
Nagle poczułam ciepło na prawym ramieniu i pohukiwanie. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam... Ruathę! Z zaskoczenia zaczęłam się śmiać z samej siebie, a Draco był wyraźnie czymś rozbawiony i zaciskał zęby, żeby tego nie zrobić.
- No powiedz to wreszcie Malfoy...
- Chyba jesteś wielką fanką Dla Elizy. - parsknął śmiechem i podał mojej sowie kilka ziaren.

***

Arielle siedziała z Justynem w szklarni, pani Sprout poprosiła ich by wyrządzili przysługę pani Pomfrey. Przeklęte Mandagory wyglądały obrzydliwie.
- Czy to nie dziwne, że rośliny mają oczy? - wyrwało się Arielle.
Popatrzył na nią ze zdziwieniem, ale potem się roześmiał. Wyraźnie uznał to za żart, a jej to odpowiadało. Kiedy zebrali już wystarczającą ilość soku zaczęli jeszcze oglądać inne przedziwne rośliny. Były tam kwiaty wyglądające jak szpony, a także piękne kolorowe i ślicznie pachnące pączki. Były jednak na tyle kuszące, że aż straszne. Arielle obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia, a Justyn popędził za nią.
- Tak sobie pomyślałem, że może na następny wypad do Hogsmeade... przeszlibyśmy się gdzieś razem... No wiesz... - niemal się jąkał.
McDonely stanęła w miejscu i spojrzała na Justyna. Przygryzła wargę.
- Ja... Nie sądzę, że Hosmeade to dobry pomysł.
- O tak... Faktycznie, byłem głupi. Myślałem... Nieważne. - i ruszył przodem.

***

 - Oh, spotkaliśmy się już wcześniej. - Neville rozpoznał, że to ten sam głos, który słyszał w Zakazanym Lesie.
Przez chwilę rozglądał się na wszystkie strony. Nawet gdyby była w tym samym pomieszczeniu nie miał jak jej zauważyć. Kompletna ciemność zdawała się nie kończyć. Nie wiedział nawet jak duże jest pomieszczenie i gdzie znajduje się wyjście. Był w pułapce.
- No tak faktycznie. To miłe, że mnie tak pani polubiła, że zaprosiła mnie pani w tak klimatyczne miejsce.
Usłyszał śmiech kobiety, który nie był tak szyderczy jak mu się wydawało, gdy usłyszał go po raz pierwszy. Co gorsza, był całkiem... normalny?
- Oj nie nie. Jesteś w błędzie. Spotkaliśmy się kiedy byłeś znany jako Tchórzbottom, a te słowa nigdy nie wyszłyby z Twoich ust Neville.
Sposób w jaki wypowiedziała jego imię przyprawił go o dreszcze.
- Tak, serio super się gada. Ale jak pani nie wie, to muszę sobie iść. Mam sprawy do załatwienia. Ratowanie świata, zabicie pani, takie tam... - Gryfońska siła nie opuszczała go nawet w tej chwili.
Usłyszał ciche syknięcie. Wciąż miał wrażenie, że w środku własnego umysłu.
- Tego świata nie da się uratować, podobnie jak Ty, nie zdołasz zabić mnie. I jeszcze jedno. Nie ma potrzeby, żebyś zwracał się do mnie pani.
Neville pomyślał, że ma do czynienia z wariatką. zamknęła go w jakimś dziwnym pomieszczeniu, uważała, że świat jest zniszczony, a do tego chyba myślała, że jest nieśmiertelna. I jeszcze...
- To jak mam się do Ciebie zwracać?
Nie doczekał się odpowiedzi. Jedyne co słyszał to warczenie psów za oknem.

***

Draco szedł tak szybko, że ledwo dotrzymywałam mu kroku. Już lekko zasapana ucieszyłam się widząc, że staje. Co ciekawe... stanął przed zupełnie pustą ścianą i przyjrzał mi się badawczo. Uśmiechnęłam się szybko jako oznaka, że wszystko w porządku.
- Jesteś pewna, że nie musisz zażyć leków na astmę? - powiedział. - Dyszysz jak Express Hogwart.
Przewróciłam wymijająco oczami i wskazałam na ścianę.
- A Ty, że nie zadzwonić do Świętego Munga? Zabrałeś mnie do ściany.
- Zamknij oczy.
Posłusznie, chociaż z lekkim rozbawieniem wykonałam rozkaz. Poczułam jak jego dłonie przykryły mi oczy i jak popchnął mnie lekko do przodu. Poczułam ciepło i zapach kurczaka, który unosił się w powietrzu. Usłyszałam żywe rozmowy i w tle grający fortepian. Zżerała mnie ciekawość gdzie jesteśmy, a Draco jakby w odpowiedzi na to odsłonił mi oczy. Znajdowaliśmy się w restauracji. Nad Ladą wisiał wielki szyld Skarpetka. Dopiero po chwili dostrzegłam, że całe pomieszczenie jest pełne... skrzatów. To one obsługiwały, rozmawiały i jadły. Lokal pomalowany był na ciepły brzoskwiniowy kolor, a całe umeblowanie było ciemno brązowe. Między stolikami były liczne kwiaty i drzewka bonsai. Usiedliśmy przy stoliku pod oknem.
- Skrzaty domowe też mają swoje miejsce w Hogwarcie. - odpowiedział na moje pytające spojrzenie.
- Tak ale jak my... Pokój życzeń. - odpowiedziałam sama sobie.
Obok nas już stała skrzatka z wiszącą czapką, zasłaniającą jej niemal połowę oczu. W ręce trzymała notesik z długopisem i patrzyła się na nas z zaciekawieniem. Była chyba tak speszona, że nie potrafiła zadać kluczowego pytania.
- Chcesz spytać co nam podać? - próbował ją zachęcić Draco.
Ona przełknęła jednak głośno ślinę i pokiwała głową tak energicznie, że czapka opadła jej całkiem na oczy. Nie poprawiła tego tylko dalej czekała. Smok spojrzał na mnie rozbawiony. A ja szybko zerknęłam w kartę i poprosiłam o szarlotkę na ciepło z lodami. Nie było tam ani jednej ceny. Malfoy wziął to samo co ja i zamówił największą butelkę wina. Skrzatka odbiegła bazgrząc coś w kajeciku i jakimś cudem się nie przewróciła. Przez chwilę patrzyłam się na niego w ciszy. Od naszego pocałunku zachowywaliśmy się właściwie jak przyjaciele. Sama nie byłam wciąż pewna, że to to czego chcę. Odszedł na chwilę, ale wrócił z niezwykle ucieszoną miną.
- O rety, co znowu głupiego zrobiłam? - zakryłam usta dłonią.
- Właściwie to wciąż ta sama rzecz... - skinął głową i nalał wina do kieliszków, które pojawiło się jakby znikąd.
Po chwili zrozumiałam o co mu chodziło. Grana dotąd melodia na fortepianie zmieniła się. Teraz była to delikatna gra tonów i półtonów. Beethovena, Dla Elizy. Nie miał zamiaru mi tego odpuszczać. Niezwykle energicznie wzięłam kieliszek do ręki i upiłam łyka.
- Nie jesteś zbyt grzeczna na takie zachowania? - zrobił śmieszną minę.
- Nie jesteś zbyt wredny na takie spotkania? - odparłam z uśmiechem.

***

Harry wrócił do Hogwartu Siecią Fiuu. Przeszedł przez kominek w pokoju wspólnym i szybko spojrzał na koszulę. Na szczęście nie płonęła. Przez okno zobaczył jak Arielle wchodzi do zamku. Poczuł, że serce zaczyna mu bić mocniej, a dłonie stają się cieplejsze. Nie myśląc zbyt wiele wybiegł na korytarz naprzeciw niej. Kiedy pokonał już schody i dostrzegł jej sylwetkę, cały zdyszany zatrzymał się na wprost od niej.
- Harry! - ucieszyła się i przytuliła do siebie. - Myślałam, że wracasz później.
Nie wypuszczała go z objęć, a on objął ją mocniej. Przez chwilę poczuł się tak jakby były wakacje. Jak gdyby nic się nie stało...
- Tak, ale... Miałem dobry powód, żeby wrócić.
Odsunęła się zaledwie na parę centymetrów i spojrzała na niego.
- Jaki?
- Ciebie.
Otworzyła szeroko usta jakby chciała coś powiedzieć. Po chwili je zamknęła i przytuliła go z powrotem do siebie. I zaczęła się śmiać pod nosem.
- No mów, który serial obejrzałeś do przodu i chcesz mi dokuczać, że się myliłam. Dr House?
- Nie. Jak poznałem waszą matkę. Wiem jak wygląda matka. - roześmiał się Harry.




___________________________



Wiem, że wykorzystane seriale są z czasów późniejszych niż akcja, ale to jedne z moich ulubionych(właściwie ten drugi jest ulubiony :D) więc musiałam je wykorzystać. Dziękuję wam za pozytywne komentarze i... Oby moje zdenerwowanie na matematykę nie udzieliło się w mojej twórczości i nie dobiła was tak jak mnie moje zadanie... :)


sobota, 9 listopada 2013

Wkrótce zginie trzeci.


- Arielle... - zaczął spokojnie Neville - Na terenie Hogwartu nie można się aportować, ani deportować. Biegłem tutaj aż z Zakazanego Lasu.
McDonely aż zakręciło się w głowie. Usiadła na sofie przed kominkiem i ukryła twarz w dłoniach. Dopiero po kilku sekundach zdecydowała się spojrzeć na Neville'a. Majstrował coś przy pierścionku, zupełnie jakby chciał napisać wiadomość. Dlaczego w tym przeklętym Hogwarcie, nie można było zadzwonić?
- Kto tam jest? - spytała.
Dalej na nią nie patrzył tylko kręcił szafirowym kamieniem jakby w poszukiwaniu odpowiedzi. Arielle zaczęła się powoli denerwować i miała ochotę zamienić Longbottoma w jego ropuchę. Pochwaliła się w myślach, bo transmutacja szła jej na konkursie całkiem nieźle. Podniosła różdżkę leżącą obok niej, mruknęła pod nosem zaklęcie, które pamiętała i wycelowała w... pogrzebacz. Rechot obok Neville'a sprawił, że ten podskoczył i popatrzył się na nią szerokimi oczami.
- Arielle... - niemal szepnął.
- Tak wiem, to głupie... - zaczęła się usprawiedliwiać, ale nie skończyła...
Neville zerwał się nagle i uklęknął przy niej, pokazując na jej dłoń.
- Użyłaś mojej różdżki!

***

Osunęłam się na kolana i łzy naleciały mi do oczu w jednej sekundzie. Nie mogłam w to uwierzyć. Bose stopy i strzępki granatowej sukienki widniały przed moimi oczami, nawet gdy je zamknęłam. Przez chwilę szloch Pana Weasleya, przebijał się z echem po całej stacji. Minęło zaledwie kilka sekund, a ja czułam się jakbym klęczała w tej pozycji już cały dzień. Usłyszałam, że ktoś podbiega i zatrzymuje się za mną.
- Hermiona, czy Ty do reszty... - ale Ron nie skończył.
Otworzyłam oczy. Bill ciągle stał w tym samym miejscu jak zamrożony. Jedyną oznaką tego, że tak nie jest, był fakt, że mrugał. Ron patrzył się w stronę ojca, który wciąż rozpaczliwie zawodził. Minerwa McGonagall odwróciła się plecami. Dopiero teraz byłam w stanie dostrzec kto jeszcze tam był. Na samym środku stał Harry, który gapił się w niebo jakby chciał uciec. Gdzieś bardzo wysoko. Popatrzyłam w górę w tej samej nadziei. W tym momencie rozległ się wielki huk, a na niebie napis "Zginęło dwoje. Ilu jeszcze musimy zabić, żebyście ją oddali?". Spuściłam wzrok i zauważyłam, że wszyscy patrzą się na mnie. Ron zaciskał pięści i nagle zaczął krzyczeć jak opętany różne wyzwiska. Pan Weasley dopiero wtedy podbiegł do niego i zupełnie po ojcowsku go przytulił. Dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać.
"Ginny Weasley, jest martwa"

***

Neville i Arielle biegli przez błonia do Zakazanego Lasu kiedy usłyszeli wielki huk dochodzący jakby z nieba. Zupełnie jakby ktoś przebił balona wielkości Azkabanu. Nad ich głowami pojawiły się zielone słowa, które rozmyły się gdy tylko zdążyli je przeczytać. Gwałtownie przyśpieszyli i zatrzymali się tuż przed wejściem do lasu.
- Ten las. Zawsze mnie przerażał, a teraz wydaje mi się o wiele bezpieczniejszy. - powiedział Neville i ruszył przed siebie.
Robił bardzo duże kroki, a Arielle z trudem łapała oddech pędząc za nim. Przełknęła ślinę rozglądając się po lesie. Usłyszała gdzieś z boku szelest. I zatrzymała się gwałtownie.
- Neville - szepnęła. - Coś jest nie tak.
- Nie mamy czasu na takie głupoty, musimy... - i nagle fioletowe światło przeleciało koło jego lewego ucha.

***

Draco. Moje serce przybrało zawrotnego tempa, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie widzę go na stacji. Zginęło dwoje. Myśli krążyły w mojej głowie jak oszalałe, wszyscy Weasley'owie stanęli nad Ginny. Ja nie mogłam patrzeć w tamtą stronę. Szeptali coś energicznie razem z Minerwą McGonagall, która do nich podeszła. Pierwszy raz widziałam Jestera Jolly, który się nie uśmiechał tylko stał patrząc się w jeden punkt podobnie jak Harry. Hagrid i Olimpia siedzieli na ławce, a on ronił wielkie łzy. Starałam się przypomnieć sobie kto jeszcze szedł z nami na stację. I przypomniałam sobie Fox, krzyczącą, żebym kładła się na ziemi, bo w moją stronę leciało zaklęcie. Był tam też... Horacy Slughorn. i Draco. Jedna osoba z nich była martwa. Czułam jak żołądek obraca mi się o 360 stopni. Stałam zupełnie sama obok beczki, za którą wcześniej się chowałam. Wiedziałam, że powinnam się ruszyć, poszukać ich. Ale jakaś niewidzialna siła trzymała mnie wciąż w tym samym miejscu. Patrzyłam się na Weasley'ów stojących nad ciałem Ginny.
- Hermiona... Jesteś cała, bo... - usłyszałam słaby znajomy głos, który nagle się urwał jakby zobaczył ducha
Draco wdrapywał się z torów na peron.

***

Arielle w ostatniej chwili pociągnęła Neville'a za kaptur kurtki za wielkie drzewo z grubym pniem. Wychyliła się lekko i ujrzała pięciu ludzi. Wysokich, mniej więcej tego samego wzrostu. Ubrani byli w mugolskie, czarne bluzy z kapturem, które zasłaniały im twarze i czarne spodnie. Arielle rozpoznała po klatkach piersiowych, że tylko jedna z osób jest kobietą i to właśnie ona stała z wyciągniętą różdżką.
- Nigdy dotąd nie widziałem fioletowego światła z różdżki - szepnął Neville.
Kroki, które stawiała napastniczka wcale nie były bezszelestne i eleganckie, wręcz przeciwnie. Chciała chyba wywołać napięcie.
- No proszę, proszę. - w głosie kobiety brzmiała nutka nienawiści - Synek Longbottomów sie chowa.  Przynieść Ci smoczka dzidziu?
Jej towarzysze roześmiali się żwawo. A Neville w jednej chwili wyskoczył zza drzewa z różdżką wyciągniętą przed siebie. Arielle usiadła na ziemi i słuchała uważnie. Przez chwilę jedynym odgłosem było dudnienie jej serca.
- A gdzie dziewczyna? - skinęła na jednego z zakapturzonych mężczyzn. - To jej potrzebujemy.
I wtedy wszystko zaczęło dziać się strasznie szybko. Z różdżki Longbottoma wyskoczyło czerwone światło i śmignęło centymetr od kobiety, która zaśmiała się złośliwie i natychmiast odpowiedziała mu zaklęciem. Arielle zaczęła biec gdy tylko zakapturzona postać zbliżyła się do niej, zobaczyła tylko jak Neville pada na ziemię gdy fioletowe światło trafia w jego nogi.
- Arielle! - krzyczał. - Musisz to zrobić sama! Dasz radę na pewno, PAMIĘTAJ CO DZISIAJ...
Tyle zdążyła usłyszeć. Była już za daleko. A zakapturzona postać zdawała się nie mieć różdżki albo zwyczajnie nie chcieć jej używać. Biegła tylko za nią, a ona robiła slalom między drzewami, powoli zwalniając z wyczerpania.
"Dam radę" - zatrzymała się.
Stanęła przodem do napastnika nabierając niebywałej odwagi. Była McDonely. A McDonely się nie poddają. Pomyślała o Harry'm o stacji, którą widziała zaledwie raz. Mężczyzna zbliżał się do niej. Wyobraziła sobie Express Hogwart. Kaptur powoli zaczął się zsuwać. Wszystko zawirowało, a Arielle zobaczyła tylko jego ciemne włosy i zniknęła w nicości.

***

Dopiero widok Draco sprawił, że ruszyłam się z miejsca. Podbiegłam i pomogłam mu wyjść. A on od razu wyjął różdżkę i... Ciało Slughorna wzleciało w górę, a następnie opadło miękko na peron. Zakryłam dłońmi usta i zastygłam w bezruchu po raz kolejny, tak bardzo żałując tej beznadziejnej przypadłości. Ron widząc to podbiegł do nas wymachując rękami.
- TY! - wrzasnął. - TO WSZYSTKO TY...
Nawet to nie ruszyło nikogo z miejsca. Draco stał opanowany wpatrując się  w Rona, który stanął naprzeciw niego. Oczy miał pełne łez i nienawiści, jeszcze nigdy go takim nie widziałam.
- GDYBYŚ TU NIE PRZYJECHAŁ, NIC BY SIĘ NIE STAŁO. GDYBYŚ PRZESTAŁ WTRĄCAĆ SIĘ W NASZE ŻYCIE TY CHOLERNY ŚLIZGONIE!
- Ron przestań! - łzy zaczęły mi lecieć po policzku.
- Powiedział Gryfon, który boi się pogadać ze swoją byłą dziewczyną. No tak faktycznie, winszuje odwagi Weasley. - powiedział Smok przez zęby.
Ron po raz kolejny zacisnął pięści, podbiegł do niego i już wymierzał cios kiedy Dracon podciął mu nogi i przytrzymał go leżącego na brzuchu i krzyczącego ku niemu tysiące obelg.
- Posłuchaj Weasley, przyjechałem tutaj, bo Hermiona tego chciała, nie po to, żeby nas wszystkich zabijali. Nie po to, żeby słuchać Twoich prostackich tekstów pod adresem mojej matki, ani tym bardziej po to by pochować opiekuna mojego domu! - wciąż wciskał go w posadzkę.
- I moją siostrę palancie! - warknął Ron.
Dopiero wtedy zobaczyliśmy, że wszyscy stoją już nad nami. Malfoy puścił Rona i usiadł patrząc się w stronę ciała Ginny. Zebrałam w sobie odwagę i nie zważając na to, że wszyscy się na mnie patrzą. Stanęłam nad nią i pisnęłam. Echo tego dźwięku przebiło całą stację. Leżała na plecach. Miała wydłubane oczy, a z pustych oczodołów leciała krew. Brzuch miała cały rozcięty w równoległych poziomych pasach, tam krew była już zaschnięta. Spojrzałam na wszystkich. Patrzyli się na coś za mną szerokimi oczami. Powoli się obróciłam. To Arielle stała tam roztrzęsiona wskazując na niebo.
"Wkrótce zginie trzeci." głosił napis.

***

Nie pamiętam jak wróciłam do dormitorium. Ani kiedy położyłam się spać. Wstałam rano mając nadzieję, że to wszystko było koszmarem. Leżałam dalej w czarnej sukni, a koło mojego łóżka, opierając się o ścianę siedzieli Draco i Harry. Potter miał szramę pod lewym okiem. Podniosłam się powoli.
- Czy...
Oboje skinęli twierdząco głowami. Usiadłam naprzeciwko nim.
- Co się wydarzyło? - spojrzałam na nich błagalnie.
- To było zaplanowane. Wiedzieli, że część naszych ludzi wyjdzie z Hogwartu. Tam nie mogą nam nic zrobić, ale poza nim... Więc aportowałem się na środek stacji i użyłem zaklęcia, które... Jest pod szkatułką Arielle- głos Harry'ego się załamał.
- Nie wiedzieli, że Ty tam będziesz. Chcieli tylko zastraszyć. Renarda Fox pobiegła za jednym, ale szybko ją zauważył i... zniknął. Tak po prostu. Nie było dźwięku jak przy aportacji. Zwyczajnie zniknął. Złapali Neville'a. A McDonely... Ona potrafi się aportować. Widziała to. Zdążyła uciec. - skończył Draco.
Z łazienki wyszła Arielle i profesor McGonagall, która uważnie przyglądała się wannie. Arielle wyjaśniła szybko o co chodzi, a ja poczułam gęsią skórkę na ciele. Wcale nie byłam aż tak bezpieczna w Hogwarcie. Chwyciłam torbę, którą miałam przygotowaną w razie nagłego wypadku.
- Przepraszam ja... - i po prostu wybiegłam.

***

Zbiegłam na sam dół, nie wiedząc gdzie tak naprawdę idę. Na korytarzu wpadłam na Rona. Dosłownie.
- Auuuć! - syknęłam z bólu, bo jego biodro wbiło mi się w żebra.
- Przepraszam. - zerknął badawczo na moją torbę. - Dokąd się wybierasz?
- Donikąd! - krzyknął za nami Draco.
Podskoczyłam. Stanął między nami i wpatrywał się we mnie przeszywającym spojrzeniem. Być może miał rację, że nie powinnam uciekać. Ale nie powinnam też zostać.
- A od kiedy Ty mówisz, co ona ma robić? - zdenerwował się Ron.
- Nie możesz uciec. Wszyscy staramy się ratować Twoje życie. Myślisz, że jak sobie gdzieś pójdziesz to nagle problem zniknie? To przestaną nas wszystkich wybijać? - zignorował go Draco.
Spojrzałam na nich. Oboje tak różni, a tak bardzo mi bliscy. Jeszcze wczoraj nie potrafiłabym myśleć w tej chwili o niczym innym jak o tym, że są niezwykli. Teraz w mojej głowie jawiły się tylko przebłyski obrazu Ginny  i Slughorna leżących na peronie. A strach, że Neville może do nich dołączyć mnie przytłoczył.
- Posłuchaj. - powiedział twardo Ron. - Jeśli chcesz uciec, to powiedz. Zrobię to z Tobą.
- Czy Ciebie muszą zamknąć w Świętym Mungu, żeby dotarło do Ciebie, że masz rozum skrzata domowego? - wydarł się Malfoy. - Nigdzie się nie wybierasz Granger. Choćbym miał za to przypłacić własnym życiem, przywiązać do krzesła w Wielkiej Sali lub siedzieć na Tobie aż przestaniesz się rzucać.
Ron zaczął się krztusić gdy usłyszał ostatnią propozycję i stanął naprzeciwko Draco, zasłaniając mi jego twarz.
- Tak się o nią nagle troszczysz? A gdzie byłeś przez te wszystkie lata kiedy była zakompleksiona, wiecznie przy książkach i płakała z powodu swojego pochodzenia... Hmm... Zaczekaj, już wiem! To Ty ja w to wszystko wpędzałeś. - odepchnął Draco do tyłu.
- Musiałem ją wpędzić w wielkie kompleksy skoro wybrała coś tak bezwartościowego jak Ty Weasley. Nic o mnie nie wiesz. Wydaje Ci się, że jesteś królem, ale dla mnie zawsze zostaniesz kretynem rzygającym ślimakami. - ominął go i stanął naprzeciwko mnie. - Nie pozwolę Ci odejść.




_____________________

Ah, pisałam dość mozolnie, ale oto i jest ta część, w której niektóre rzeczy się wyjaśniają powoli. No i macie trochę Draco, niedługo będzie go jeszcze więcej, bo wiem, że zarys jego postaci was interesuje. Co tu dużo mówić. KOMENTUJCIE, czytajcie i trwajcie w napięciu :D



wtorek, 5 listopada 2013

"Lecz walka o jej serca krwawą się okaże"



Ron stał razem z siostrą przed wejściem do Hogwartu. Ginny w granatowej sukni do kolan, wyglądałaby niesamowicie elegancko, gdyby nie fakt, że zdjęła obcasy i odrzuciła je na bok. W koku wyglądała bardzo poważnie, ale gdy tylko się odzywała, człowiek od razu zaczynał rozumieć jak bardzo pogodną postacią jest Ginny Weasley. Mimo tworzonej przez lata skorupy, wewnątrz była ciepłą osobą. Ron, który kiedyś bardzo się o nią martwił zrozumiał wreszcie jak silną osobę ma w rodzinie.
- To była magiczna noc. - powiedziała w końcu ruda.
To były ostatnie słowa jakich Ron, spodziewałby się po Ginny. Ale jeszcze bardziej nie spodziewał się tego co wydarzyło się zaraz po nich. Za nimi pojawili się George, Fred, Luna i Neville wyraźnie przerażeni.
- Aportujemy się do Hogsmeade, natychmiast!

***

Zaczęłam panicznie piszczeć, ale przy licznych wybuchach, krzykach i wyzwiskach, nawet ja nie usłyszałam swojego głosu. Było tak ciemno, że nie widziałam nawet jak daleko jest do wejścia, do pubu. Moje serce waliło jak oszalałe. Nie mogłam znieść myśli, że coś mogło się stać Draco... Nie nie mogło, od razu skarciłam swoje własne myśli. Nie mogłam stać bezczynnie, poderwałam się na równe nogi. Zupełnie bez przemyślenia i zapominając o jakimkolwiek złu. Przynajmniej moi przyjaciele byli bezpieczni. Przynajmniej...
- Ty suko! - usłyszałam znajomy głos i omal nie straciłam równowagi.
To profesor McGonagall, wyzwała jakąś kobietę, która prawdopodobnie próbowała ją oszołomić.
"To wszystko nie dzieje się naprawdę" - pomyślałam zaczęłam cofać się powoli do tyłu.
Gdy nagle ktoś pociągnął mnie z całej siły za brzuch. Próbowałam się szarpać, wyrywać, kopać, na marne. Napastnik musiał być mężczyzną, był silny, a jego ręka miała wyraźne muskuły. Trzymał mnie z całą swoją energią, dokładnie nad biodrami, zupełnie jak...
- Ron! - powiedziałam nagle, kiedy znaleźliśmy się w równie ciemnej uliczce.
- Lumos - usłyszałam dobrze mi znany i niegdyś słuchany codziennie głos. - Następnym razem, nie kop mnie tak bardzo, kiedy ratuję Ci życie.


***

Draco poczuł jak zapada się w ciemność, wiruje, a potem spada na coś strasznie twardego.Otworzył oczy. Ku jego zaskoczeniu leżał... na łóżku. Wstał. Znajdował się w swoim dormitorium. Było jednak jakieś inne. Nie mógł dostrzec zielonej barwy nigdzie, poza kocem na łóżku. Wszystko było nieskazitelnie czyste, ściany kremowe. Chciał coś powiedzieć, ale się zawahał. Po raz kolejny zamknął oczy. Zaczął się zastanawiać, czy to nie tylko jakiś głupi sen. I prze chwilę naprawdę miał taką nadzieję.
- To nic nie pomoże - usłyszał za sobą.
Obrócił głowę i wytrzeszczył oczy z przerażenia.
- Wrócisz, jeśli znajdziesz powód by móc wrócić. - powiedział niezwykle spokojnym tonem, siedzący na fotelu Severus Snape.

***

- Wracam tam! Tam... Kto tam jest? - zaczęłam iść w kierunku, z którego przyszliśmy.
Ron złapał mnie natychmiast i zaciągnął z powrotem. Popatrzył na mnie niezwykle poważnym wzrokiem. Zupełnie jak nie on. Nagle przez moją głowę przeszła straszna myśl.
- ZOSTAW MNIE! Kimkolwiek jesteś, zostaw mnie - znowu zaczęłam się wiercić we wszystkie strony.
- To ja! Przestań...
- Czemu mam Ci ufać, już ostatnio była was dwóch? - niemal piszczałam.
Chciałam zawołać o pomoc, ale to było najgłupsze co mogłam zrobić. Umierałam z przerażenia, z każdą chwilą po kawałku. Czułam jak moja dusza rozrywa się i odlatuje, jak stado motyli.
-Bo tylko ja... Mam to.
Przez chwilę grzebał w kieszeni i w końcu wyciągnął jakiś świstek. Rozwinął go i zobaczyłam zdjęcie. A na nim, napisane moim pismem "Najlepsi przyjaciele, na zawsze". Mała ja, Harry i Ron, uśmiechaliśmy się wesoło i machaliśmy. To był on. To naprawdę był on.
- Ja... Muszę tam wrócić. - powiedziałam w końcu.
- Nie możesz, Ty naprawdę...
Wykorzystałam moment nieuwagi Rona i jednym ruchem wyrwałam mu różdżkę, uciekając w najbliższą uliczkę. Jak przypuszczałam, od razu pobiegł za mną . Uchyliłam ukradkiem drzwi do jednego z domów i schowałam się za rogiem, a on niezwykle przewidywalnie, wszedł do środka.
- Przepraszam. - szepnęłam - Protego.
Niewidzialna tarcza, zakryła cały dom. A ja zaczęłam biec nie wiedząc na co się narażam w kierunku stacji.

***

Widok dawnego opiekuna domu oraz człowieka, do którego jednocześnie czuł kiedyś odrazę i wyrażał szacunek, był dla niego większym wstrząsem niż znalezienie się nagle we własnym pokoju. Zastanawiał się czasem co Snape o nim myślał. Pewnie to co wszyscy. Nieczuły dupek, skarżący na wszystko ojcu. Gdyby tylko wiedzieli...
- Tracisz na czasie Malfoy - zabrzmiał jak podczas lekcji.
- O co tu chodzi? - spytał, a widząc uniesioną brew Snape'a dodał - Panie profesorze...
Omal nie załamały się pod nim kolana, kiedy usłyszał, że dawny dyrektor się... śmieje. Jego twarz przybrała dawny wyraz, równie szybko i zaskakująco jak go zmieniła. Podrapał się nad brwią i z zaciekawieniem wpatrywał w Dracona Malfoya.
- Jesteśmy podobni. Ty i ja. I gdybyś tylko chciał mnie wysłuchać wtedy... Do rzeczy.
Wstał. Dopiero teraz Draco poczuł jego prawdziwą obecność. On naprawdę stał obok niego. Z tymi samymi czarnymi wiecznie tłustymi włosami. Z tą samą posturą nietoperza.
- Masz powód, by móc wrócić?

***

Dobiegłam na stację. Kurz unosił się w powietrzu. A ja nagle zatrzymałam się nie wiedząc po co w ogóle biegłam. Niosła mnie chyba ta przeklęta Gryfońska odwaga i chęć walki. Tak bardzo bałam się o ludzi, na których mi zależało, nie zdając sobie sprawy, że swoją obecnością narażam ich jeszcze bardziej. Nagle na samym środku pojawiło się coś niebywale jasnego. Światło było białe,  tak intensywne, że zamknęłam oczy chowając się przed nim. A wtedy wszystko ucichło. Usłyszałam najgorszy z możliwych dźwięków. Krzyk rozpaczy.
- Nieeeeeeeeeee... Tylko nie to... Tylko nie... ZOSTAW MNIE NATYCHMIAST!
Otworzyłam oczy. Pan Weasley pochylał się nad kimś cały roztrzęsiony. Latarnie znów się paliły. Zdążyłam zobaczyć tylko Lunę przytulającą się do George'a. Billa, który zamarł w pozycji do walki. Jestera Jolly, który zakrywał oczy Minerwie McGonagall. Reszta twarzy zmyła mi się z tłem. Zakryłam dłonią usta, zobaczyłam tylko, że osoba nad którą stoi Pan Weasley, jest bosa.

***

Po długim spacerze po zamku, Lyar odprowadził Arielle do pokoju. Od godziny siedziała już tam sama uskarżając samą siebie o to, że może jednak powinna pozwolić mu wejść.
" Dobrze wiesz, że nie o to Ci chodzi, Ty głupia dziewucho" - skarciła się w myślach.
To prawda. Oskarżała się o to, że musi go okłamywać. Nie mogła wyznać mu prawdy, że jest mugolką. Nie mogła wyznać jej nikomu poza jej... Przyjaciółmi? Nie wiedziała czy to odpowiednie słowo. Rozejrzała się. Stała w pokoju numer 913, Hermiony Granger. Brunetki, której nie znała jeszcze 1,5 miesiąca temu. Słyszała o niej, ale nigdy nie myślała, że może być kimś tak wyjątkowym. I powiązanym z nią. Tylko Harry był częścią jej życia. Tylko przy Harry'm czuła się trochę jak w domu, jak w normalnym świecie. I tylko Harry był powodem dla, którego Lyar nie wkradł się do jej serca, mimo, że bardzo starała się go tam wpuścić. Tak naprawdę, jeden okularnik, już jakiś czas temu urządził tam sobie przytulne gniazdko. Tonąc w napływie myśli, Arielle postanowiła się wykąpać. Marmurowa łazienka Hermiony była przepiękna i niezwykle klimatycznie oświetlona.
- Hej, wyłaź. - machnęła ręką w stronę drzwi.
Krzywołap leniwie wydrapał się z umywalki i ocierając się o jej nogę wyszedł. Zamknęła za nim drzwi i przekręciła zamek. Włączyła wodę w wannie i spojrzała w lustro. Jakby chciała wyczytać z własnych oczu, co ma teraz zrobić. Pisnęła z przerażenia. W lustrze za sobą zobaczyła, że do wanny nie nalewa się woda. Odwróciła się i omal nie zemdlała. Wanna napełniała się krwią. Próbowała wyłączyć kurek, ale nic to nie dawało. Pośpiesznie pobiegła do drzwi. Przekręcała zamek, ale wciąż były zamknięte.
- POMOCY! - wiedziała, że krzyczy bezcelowo.
Arielle nie należała do osób, które łatwo się poddawały, ale w tamtym momencie, chciała tylko zniknąć. Zaczęła grzebać w torebce i znalazła różdżkę. Krew zaczęła powoli wylewać się z wanny, a ona czuła jej metaliczny zapach, który doprowadzał ją do szału.
- Jak brzmiało to cholerne zaklęcie otwierające?!
- Alohomora! - usłyszała, po drugiej stronie drzwi.

***

- Mam. To znaczy... Hermiona, myślę, że ona mnie potrzebuje. -wydukał Draco.
Snape krążył w te i z powrotem pod drzwiami. Malfoy miał wrażenie, że ignoruj jego obecność. Jakby to sam nietoperz był twórcą tej dziwnej gry. Jakby to od niego... Zależała przyszłość. Snape zatrzymał się gwałtownie, spojrzał na Draco i  powiedział:
- Potrzebować. To bardzo interesujące słowo. Ciekawi mnie, czy celowo go użyłeś? To takie słowo, które kiedy go użyjesz, nie wymaga zaangażowania. Potrzebujesz się napić, przeczytać książkę, aż wreszcie... Potrzebujesz kogoś. Sam nie wiesz po co, po prostu ma być. I kiedy ktoś potrzebuje Ciebie, Ty też nie musisz wiedzieć po co. Wynika to z tego, że kiedy słyszysz "potrzebuję Cię", robi Ci się miło i o nic nie pytasz. Boisz się spytać. Bo lubisz to, że ktoś Cię potrzebuje. Sam możesz sobie dopisać jak.
Przez dłuższą chwilę panowało milczenie. Draco zaschło w gardle. Mógł odpowiedzieć mu milion rzeczy, które kłębiły się w jego głowie. Mógł nawiązać do przeszłości, mógł podać jakąś refleksję.Zamiast tego, patrzył na Severusa Snape'a oczekując, że coś doda. Nie dodał.
- Muszę ją bronić. - powiedział w końcu Dracon.
Profesor zrobił krok od drzwi, które otworzyły się na oścież. Wskazał mu je dłonią.
- Więc idź, pamiętaj tylko, że gdy wrócisz... - znów wbił w niego swój wzrok jakby czytał mu w myślach. - Może się okazać, że świat jest inny, niż widziałeś go do tej pory.

***

Kiedy drzwi od łazienki się otworzyły. Zarówno Arielle jak i Neville, byli w szoku, że to właśnie siebie widzą. Blondynka natychmiast się obróciła, z kranu nie leciała już krew, ale bezustannie wylewała się z wanny, ta która już tam była. Neville mruknął pod nosem jakieś zaklęcie, ale nic się nie wydarzyło. Zatrzasnął z całej siły drzwi, tak że aż podskoczyła.
- Musimy stąd iść.- pociągnął ją za rękę i wyprowadził do pokoju wspólnego.
Cały zdenerwowany, nie zadawał nawet pytań tylko stał przy kominku trzymając się za skroń. Pokazał jej dłoń. Z początku nie zrozumiała o co chodzi, dopiero po chwili, dotarło do niej, że pierścień na jego ręce świeci się na krwisty czerwony. Odruchowo zerknęła na swój. Błyszczał na złoto. Jak mogła tego nie zauważyć?
- Z początku wyrył się napis Hogsmeade, ale kiedy już chciałem się aportować... Zmienił się na Dormitorium Hermiony.
Arielle, uważnie słuchała rady, podczas której dostawali pierścienie. To miał być ich system porozumiewania się. Wielka magia. Kiedy jedna z osób noszących pierścień, była w zagrożeniu, sygnety pozostałych świeciły, a pośrodku kamienia pojawiało się miejsce, gdzie znajdował się ktoś w potrzebie. Nie dało się nosić pierścienia innej osoby. Były jak znicze. Miały pamięć ciał.  Popatrzyła na swój, blakło na nim Hogsmeade...
- Musimy się tam aportować. - powiedziała stanowczo.

***

Draco po raz kolejny poczuł jak zapada się w ciemność, po przekroczeniu progu drzwi. Potem upadł na coś twardego. Bał się otworzyć oczy. A co jeśli wróci do tego samego miejsca? Nie mógł żyć w strachu. Nigdy więcej. Otworzył oczy. Leżał na torach. Zaraz przed pociągiem. Podniósł lekko głowę i poczuł straszliwy ból w kręgosłupie. Spojrzał w bok i syknął. Mimo wielkiej ciemności, znajdował się tak blisko, że nie mógł tego nie dojrzeć. Obok niego leżał z otwartymi oczami, z których uciekło już życie, Horacy Slughorn.
"Dwóch Ślizgonów w jednym miejscu..." - pomyślał zaczynając się zastanawiać nad jakimś związkiem.
Mrok w jednej chwili wypełniło srebrzyste światło dochodzące gdzieś z góry. Zapaliły się latarnie, a jedyne co można było usłyszeć, to przeraźliwy krzyk Artura Weasleya.



____________________________


Mimo zdenerwowania na szkołę, udało mi się zakończyć rozdział. Jestem z siebie dumna, dlatego, że niezwykle ciężko jest mi samej, nawet jako autorce, pisać pewne rzeczy. Człowiek w pewnym sensie, zżywa się z bohaterami. Czy to książki, którą czyta, czy to serialu, czy to bloga. Tak więc, postępując zgodnie z biegiem historii, który cały w mojej głowie już istnieje, ukazuję wam pierwsze zmiany w mojej historii. Od czegoś łagodnego, do tego co widzicie teraz. Nie martwcie się, różnorodność jest tak wielka, że na pewno odnajdziecie się w tym wszystkim. Mam nadzieję, ze wybaczycie mi też niektóre decyzję. No i przede wszystkim, szukajcie odpowiedzi na tajemnice, jesteście bystrzy, tylko musicie czytać uważnie :> Dedykuję każdy wers właśnie Wam.



niedziela, 3 listopada 2013

INFORMACJA


Ups, niestety to nie jest rozdział. Mam nadzieję, że nie rozczarowałam Was za bardzo. Chciałam tylko podziękować czytającym, komentującym. Chyba zwłaszcza im, bo wasze miłe słowa są dla mnie wielką motywacją. Tak więc piszę do was w dwóch sprawach.

1. Ankieta

No więc jeszcze trwa, ale wstępnie wynika z niej, że zgadzacie się na taką scenę. Chcę jednak uszanować zdanie was wszystkich, nic nie będzie przesadzone. Nie będzie wielkiej ilości szczegółów, ani nie zrobimy tutaj żadnego porno. Do tej sceny jeszcze trochę czasu jest, więc zdążycie wszyscy oswoić się tą myślą. A teraz możecie trapić swoje głowy między kim owa scena zajdzie :>

2. Wasze propozycje

Zainspirowało mnie to, że wiele Waszych komentarzy, tyczy się tego, że powinnam napisać książkę. I rzeczywiście, postanowiłam wziąć się za siebie i taka już się tworzy. A główną bohaterką jest... Arielle McDonely. Nie do końca taka, jaką tu poznaliście. Chociaż charakter i wygląd zachowałam niemal identyczny, to do Hogwartu niestety się nie załapie. Nie martwcie się jednak. Jest mnóstwo magii, zaplanowane w mojej głowie.
Jeśli chodzi o Wasze propozycję, chciałabym też, żebyście wiedzieli, że często gdy "prosicie" mnie o coś w komentarzach ja to wykorzystuję. Mam jednak swoją wizję tego opowiadania i tej historii. I z góry przepraszam wszystkich, za jej zakończenie.


Jeszcze raz dziękuję Wam za waszą aktywność. Trapcie głowy nad tajemnicami, bo kolejny rozdział przyniesie ich więcej.

sobota, 2 listopada 2013

Noc pocałunków.



Przeglądając rzeczy w mojej szafie zdałam sobie sprawę, że... Nie mam ani jednej sukienki. Znalazłam jednak starą czarną, luźną u dołu spódnicę. Okazała się jednak być krótsza niż przypuszczałam i kiedy miałam ją na sobie ostatnio. Chciałam wyglądać ładnie już kiedy Draco się pojawi. Wiedziałam jednak, że chcę, żeby Ronowi również wyskoczyły gałki oczne. Mimo słonecznej pogody na zewnątrz było chłodno. Dobrałam więc do spódnicy zwykłą szarą bokserkę i zarzuciłam biały miły sweter, w czarne serca. Efekt był całkiem niezły. Patrząc w lustro przez chwilę miałam wrażenie, że patrzę na kogoś innego. Włosy uplotłam w niedbały warkocz, po prawej stronie głowy. Nigdy dotąd tak nie dbałam o wygląd.
- I nigdy dotąd nie zakochałam się w dwóch mężczyznach na raz. - powiedziałam do Krzywołapa leżącego w wannie.

***

Pokój wspólny Ślizgonów bił zielenią po oczach. Astoria siedziała z rękami skrzyżowanymi na piersiach, czytając list położony na swoich kolanach. Była wyraźnie niezadowolona. Jej kuzyn natomiast z podejrzanym uśmieszkiem machał różdżką w te i z powrotem. Poruszał medalionem z godłem domu w powietrzu, obserwując bacznie Astorie. Uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Musisz się tak głupio szczerzyć? - odezwała się w końcu Greengrass.
Kuzyn przestał poruszać różdżką, ale jego mina pozostała niezmienna.
- A co, może Twój Smokuś nie zgodził się iść z Tobą na bal? - wskazał na list wiedząc, że trafił w sedno.
Wściekła Astoria zerwała się na równe nogi i stanęła przy kuzynie. Była wysoka i szczupła, wciąż jednak nieco niższa od Lyar'a, jej kasztanowe włosy idealnie współgrały z zieloną barwą krawatu. Można było pomyśleć, że z tą wściekłą miną jest czymś w rodzaju demona. Piękna, ale zła. Spojrzała mu w oczy.
- Nie Twój zasrany interes! Myślisz, że jesteś lepszy ode mnie? Z kim idziesz na bal?
Nagle jego wyraz twarzy uległ zmianie. Był... pusty. Astoria przez chwilę się zawahała.
- Z Arielle McDonely. I nawet nie próbuj wchodzić mi w drogę. - wyrwał jej jednym ruchem list z ręki. - A to, możemy wyrzucić. Nie będziesz zadawała się z tchórzem, ze zdrajcą Czarnego Pana. Przestaniesz wreszcie być wyrzutkiem naszej rodziny!
I nie zważając na łzy kuzynki, pstryknął palcami, a kartka stanęła w ogniu.


***

Czas do wieczora płynął mi strasznie wolno. Nie mogłam się skupić w bibliotece. Wciąż przypominałam sobie to co zobaczyłam w myślodsiewni. Zastanawiałam się, czy to możliwe, że Bathilda Bagshot, całą swoją wiedzę oraz popularność zawdzięczała listom, które znalazła właśnie tam? Dodatkowo rozmyślałam jeszcze o Draco i Ronie. Siedziałam tak już trzecią godzinę. Zegar wskazywał na 19:45. Malfoy miał się pojawić już za 15 minut, podniosłam więc swoje rzeczy i udałam się do wyjścia, przechodząc przez czytelnie usłyszałam szepty kilku Krukonów z piątego roku. Ta spódnica zdecydowanie była za krótka. Już miałam wychodzić, kiedy nagle...
- Nie wierzę Horacy, że się na to godzisz! - usłyszałam wyraźnie zdesperowany żeński głos.
Ukryłam się za jednym z regałów. Horacy Slughorn stał naprzeciw nowej nauczycielki, która wpatrywała się w niego wyraźnie zaskoczonym wzrokiem.
- To rozkaz dyrektorki, przestań mnie męczyć Railler.
A więc tak miała na imię ta kobieta. Tylko o co jej właściwie chodziło...
- Daj spokój! Slytherin to potężny dom. Potrafi sobie radzić sam. Jego celem zawsze było ukazanie tego, a nie bratanie się z mieszańcami i szlamami! - tym razem w jej głosie nie było słychać desperacji, a jedynie dumę. W tym momencie z regału za którym stałam spadła książka. Odsłaniając idealnie miejsce w którym stałam, zrobiłam z przerażenia wielkie oczy.
- Panna Granger, jak miło panią widzieć. - powiedział Slughorn z uśmiechem. - Chyba upadła pani książka.
Podał mi egzemplarz Zaczynam z runami. Podziękowałam. I chciałam udać się do wyjścia.
- Po co uczennicy ostatniego roku taka książka? - Railler patrzyła się na mnie, a z tej odległości jej oczy wydały mi się być... krwiście czerwone.
- To nie dla mnie. - mruknęłam i pośpiesznie wyszłam z biblioteki. Na całe szczęście tuż przed nią wpadłam na znajomą mi osobę.

***

- Draco! - rzuciłam mu się na szyję zupełnie niekontrolowanie.
Nie zdawałam sobie sprawy, że do tej pory jeszcze nigdy się tak z nim nie witałam. Nie wiedziałam nawet, czy traktuje mnie jak przyjaciółkę. Widząc jego zdziwione spojrzenie odsunęłam się pośpiesznie. Z jego twarzy poza zaskoczeniem, niewiele mogłam odczytać. Nie odzywał się dłuższą chwilę.
- Coś nie tak? - spytałam w końcu. - Przepraszam...
- Nie. Wszystko dobrze, tylko...

***

Harry siedział z Ronem gapiąc się w kominek. Mimo dziwnych relacji rudzielca z Hermioną, Harry dalej uważał Rona za swojego przyjaciela. A kiedy ten przyszedł i powiedział, że musi mu o czymś powiedzieć, chętnie chciał go wysłuchać. Mimo to odczuwał, że to jakiś rodzaj zdrady na Hermionie.
- Słyszałeś o tym, że Hermiona zerwała ze mną, bo widziała jak całuję się z Luną? - powiedział w końcu.
Potter po tym zdaniu poczuł, że to naprawdę może być zdrada na przyjaciółce.
- Słyszałem - odpowiedział wolno.
- To nie byłem ja. To był George. Użył eliksiru, bo był w niej zakochany, a uważał, że ona kocha mnie. Sądził, że zginie i nigdy jej nie pocałuje. Ona i tak domyśliła się kim jest. A teraz są w super szczęśliwym związku.
Tego Harry na pewno się nie spodziewał. Właściwie nie wyobrażał sobie kogokolwiek z Luną. Ale nie to miało tutaj największe znaczenie.
- Hermiona powiedziała, że ostatnio było was dwóch. Znaczy, dwóch Ronów. - miał nadzieję, że nie pożałuje, że właśnie mu to wyznał.
- Wiem o tym. A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?
Ron wstał i kopnął najbliższą rzecz na podłodze, która trafiła prosto w Krzywołapa. Kot najeżył się złowrogo i wysunął pazury, po czym zniknął uciekając w stronę schodów.
- Żadnym z nich, nie byłem ja.

***

Spędziłam wieczór na błoniach z Draco, który momentami zdawał się być myślami gdzieś daleko. Nie chciał mi się zwierzać. Właściwie coraz bardziej miałam wrażenie, że wymyśliłam sobie tą przyjaźń, a on mnie nie lubi. Tylko zwyczajnie mnie chroni z resztą ludzi. Mimo wszystko uszanowałam jego zdanie widząc cierpienie w jego oczach kiedy spytałam, czy chce mi coś powiedzieć. Rozstaliśmy się tuż przy wejściu do szkoły, bo on musiał się udać do profesor McGonagall. Już wchodziłam na pierwsze stopnie, gdy słysząc jego głos przeszył mnie dreszcz.
- Hej Granger - zabrzmiał jak dawny, szyderczy Draco i dodał. - Wyjątkowo lubię to, że jesteś mugolką. Dzięki temu, możemy teraz spędzać czas. Trochę głupie te okoliczności.
I odszedł.


> GODZINA PRZED BALEM <

Na rzecz balu Minerwa McGonagall, połączyła dormitoria. U Gryfonów, znajdowali się teraz również Puchoni. A u Krukonów, Ślizgoni. Mieliśmy wspólnie szykować się do wielkiej uroczystości. Bardzo mi to odpowiadało. Podczas wakacji, spędziłam wiele czasu z Arielle i czułam się razem z nią jak z młodszą siostrą. Młodszą, bo wiecznie musiałam jej coś tłumaczyć.
- Haha, Arielle, gdyby rzucił na Ciebie Imperiusa, byłabyś jak chodzące zombie! - śmiałam się czesząc jej włosy, kiedy siedziała na wielkiej pufie.
- Ja po prostu dalej nie wierzę, że... nie pójdę z Harry'm. Jest mi przykro.
Jej ciemne blond włosy, wyglądały w tym świetle wyjątkowo jasno. A z miną, którą właśnie zrobiła wyglądała jak smutny anioł. Była naprawdę piękna. Nie dziwiło mnie, że jej urok zadziałał nawet na Ślizgona. Z resztą oni chyba lubili postępować wbrew swojej naturze. Stawiać sobie wyzwania. Westchnęłam myśląc o Smoku.
- Poznałaś już Draco podczas wakacji. On też jest ze Slytherinu. Był. - poprawiłam się szybko.
- Masz rację. Po prostu, po tym co mi opowiedziałaś, o tej kobiecie...
Zamknęła oczy. Po chwili jednak wstała i w lekki sposób zmieniła temat. To była jedna z tych cech, które w niej uwielbiałam. Nigdy niczego nie drążyła, w przeciwieństwie ode mnie.
- Chodź, obejrzymy te moje sukienki i znajdziemy coś dla Ciebie.
Po raz kolejny przypominała Anioła, tym razem, ze względu na uśmiech.

***

Ron po raz kolejny wpadł na "genialny" pomysł i postanowił, że razem z Harry'm zaproszą siostry na bal. Dzięki Bogu ich szaty wyjściowe nie wyglądały już tak tragicznie, a właściwie były nimi... garnitury. Ku ich zaskoczeniu Pani Weasley właśnie je im przysłała. Przymierzyli je i spojrzeli na siebie nawzajem.
- Wyglądasz jak Stworek w ciuchach Pani Black - powiedział w końcu Ronald.
- Widziałeś kiedyś głodnego trytona?
Rudzielec popatrzył się na niego z zaciekawieniem. Harry poprawił okulary i dodał:
- Spójrz do lustra.

***

Ubrałam czarną, przylegającą do ciała sukienkę. Arielle była mniejsza niż ja, więc ta również okazała się być do połowy mojego uda. Była tylko na jedno ramię. Ubrałam złoty łańcuszek i baleriny w tym samym kolorze. Jej wybrałam sukienkę, która fantastycznie podkreślała to, jaką ją widziałam. Była biała i sięgała do kolan. Miała pomarszczony dekolt, a pod nim białe różyczki. Na samej górze, były srebrne elementy. A dół sukienki był strasznie delikatny. Ubrała do niej brązowe szpilki, na które koniecznie się uparła. Mimo swojej nieprzeciętnej anielskości, miała też pewnego rodzaju pazur, który chciała podkreślić. Z racji, że dormitoria były otwarte dla wszystkich, nasi panowie, wyjątkowo mogli po nas przyjść. Więc podekscytowane poprawiłyśmy włosy, kiedy usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Brunet był wyraźnie zaskoczony kiedy mu otworzyłam. Dopiero gdy spojrzał na Arielle na jego twarzy pojawił się... nie do końca byłam pewna czy zachwyt. Było w tym coś dziwnego.
- Cześć McDonely, już się bałem, że podali mi zły adres. -  uśmiechnął się do mnie i podał mi dłoń. - Jestem Lyar. A Ty pewnie Hermiona Granger?
- We własnej osobie. - poprawiłam nerwowo kosmyk włosów.
- Pozwolisz, że porwę, tą... Anielice.
Ostatnie słowo wypowiedział w naprawdę dziwny sposób. Choć pewnie dlatego, że nigdy dotąd nie widział kogoś takiego jak ona.

***
(Włączcie sobie Macklemore - And We Danced na ten akapit, to było moją inspiracją)

Bal trwał już dobre 20 minut. Harry tańczył z nijaką Dafne, a Ron z jej siostrą Astorią. Obie były Ślizgonkami. Jednakże para Pottera, wcale nie udawała, że go nie lubi. Dziewczyna Rona natomiast była zachwycona ich towarzystwem, wciąż przepraszając za swoją "nadąsaną" siostrzyczkę. Kiedy w końcu Ron zaproponował, że pójdzie po coś do picia, Harry podążył za nim. W tłumie zobaczył Arielle, tańczącą z wysokim chłopakiem, który szeptał jej coś do ucha. Wyglądała fantastycznie. Harry mógłby tak stać i gapić się na nią przez wieki, gdyby nie zorientował się, że Ron już dawno dotarł do stolika z napojami.
- Widziałeś Hermione? - powiedział Harry.
Ron ledwo przekrzyczał muzykę odpowiadając mu:
- Nie! Pewnie migdali się w kącie z tym palantem!
Harry nie był taki przekonany. Skoczna muzyka, wprawiała go powoli w radosny nastrój. A kiedy zobaczył Lunę w jaskrawo różowej sukni tańczącej coś w rodzaju tańcu robota z George'm, postanowił, że będzie się dobrze bawił mimo wszystko. W oddali zobaczył Neville'a w towarzystwie Ginny. Kiedy piosenka się zmieniła na jeszcze bardziej rytmiczną, do sali wszedł Hagrid w towarzystwie Olimpii. I zaczęli tańczyć tak, że cały parkiet energicznie podskakiwał pod ich ciężarem. Nawet Dafne się rozchmurzyła. Harry postanowił to wykorzystać i przeszedł wprost do niej podając jej napój. Wyglądała zaskakująco inaczej uśmiechnięta i odłożyła ich drinki na najbliższy stolik i porwała Harry'ego na sam środek parkietu, tuż obok Arielle i tajemniczego bruneta, który trzymał ręce na jej ciele nieprzyzwoicie nisko. Wszyscy byli w niesamowicie dobrych humorach. Harry mimo tańca z Dafne całą uwagę skupiał na Arielle. Z bliska wyglądała jeszcze lepiej, loki opadały jej na odsłonione plecy, a oczy miała tak błyszczące i tak wpatrzone w... Nie w niego. Kiedy ktoś pogłośnił muzykę, jej partner przyciągnął ją blisko siebie i pocałował bardzo namiętnie. Patrzył się wprost na... Niego. Dobrze wiedział, że Harry ich obserwuje, potem pociągnął Arielle za sobą i zniknęli w tłumie.
- Nawet Cię lubię. - krzyknęła mu wtedy do ucha Dafne.

***

Patrzyłam na zegarek, mijały sekundy, minuty... A Draco wciąż nie przychodził. Po 20 minutach, zdjęłam buty zrezygnowana i strasznie smutna. Z trudem powstrzymałam się od łez. Położyłam się na łóżku i patrzyłam na błonia przez okno. Chyba jednak miałam rację. Nie lubił mnie. Musiał tylko mnie chronić. A ja głupia zakochałam się w nim jak jakaś mała 5 letnia dziewczynka, w starszym koledze siostry. Poczułam pierwszą łzę na policzku, kiedy drzwi się otworzyły. Odruchowo usiadłam. Draco patrzył na mnie przepraszającym spojrzeniem.
- Możesz wyjść. Nie chcę iść na ten głupi ba...
Nie skończyłam zdania, bo już leżałam na łóżku pod ciężarem Draco, który pocałował mnie z takim tempem, że ledwo udało mi się łapać jakkolwiek oddech. Po czym nagle wstał. Poprawił garnitur. Podał mi rękę, żeby pomóc wstać i powiedział:
- Od zawsze najlepszy sposób na to, żeby kobieta przestała narzekać.

***
( Tym razem Fergie - A Little Party Never Killed Nobody )

Na balu panowała fantastyczna atmosfera, a muzyka była genialnie dobrana. Z łatwością rozpoznałam rudą burzę włosów Renardy Fox przy Jester'ze Jolly. Mimo podeszłego wieku, podrygiwał jak nastolatek. Ginny razem z George'm i Luną tańczyła taniec, którzy przypominał dojenie krów. To były pierwsze osoby, które ujrzałam. Kompletnie nie wiedziałam co mi odbiło, że zjawiłam się tam z Draco, po tym kiedy tak długo na niego czekałam. Ten pocałunek kompletnie odebrał mi mowę. Nie wiedziałam czym był spowodowany. Ale Malfoy miał rację, przestałam narzekać. I tańczyłam razem z nim wyraźnie zadowolona z tego, że całą swoją uwagę skupia na mnie. Mimo, że na sali całkiem niedaleko nas znajdowała się Arielle. A tuż obok Astoria, która kiedyś podobno bardzo mu się podobała. Poczułam się dumna z tego kim jestem, że jestem mugolką, kujonką i być może najpotężniejszą czarownicą jednocześnie. Ale to nie to było najważniejsze. Byłam w centrum uwagi Draco.
- Ron chyba nie chce Twojej szansy - powiedział mi do ucha i obrócił mnie za rękę.
Pokiwałam tylko potwierdzająco głową. Nie chciałam rozmawiać o Ronie. Nie teraz. Po chwili zrozumiałam, czemu o to spytał. Obok Astorii dojrzałam jego rudą czuprynę, znajdującą się nieprzyzwoicie blisko. Mimo, że nie powinnam się tak czuć poczułam mocne ukłucie w sercu. Mimo to wróciłam do tańca i przez reszte wieczoru śmiałam się razem z Draconem, Arielle i Lyarem. Ten ostatni traktował Draco jak powietrze.
- Chodźmy na chwilę - powiedział do Arielle koło 23.
Już nie wrócili.

***

Bal skończył się o godzinie 1. Część gości była absolwentami, musieliśmy więc odprowadzić ich do Hogsmeade. Hagrid odprowadzał Olimpie szepcząc jej coś do ucha. Ja szłam obok Malfoya w ciszy, zastanawiając się o czym myśli. Renarda Fox szła tam jakby bez powodu rozglądając się na wszystkie strony. Przypominała mi Lunę, ale nie w ten szalony sposób. Była po prostu beztroska. Chwilę staliśmy na stacji i w końcu przyjechał pociąg.
- HERMIONA NA ZIEMIE! - ryknęła Fox.
Tylko tyle zdążyłam usłyszeć przed wielkim hukiem i milionami zielonych świateł padających ze wszystkich stron. Jednocześnie ujrzałam też mnóstwo czerwonych. W pyle ujrzałam pana Weasleya, który krzyczał coś, czego ja nie mogłam dosłyszeć. Rozglądałam się przerażona na wszystkie strony i schowałam za najbliższą beczką wina, przy pobliskim pubie. Szukałam wzrokiem osób, które znałam. Hagrid rzucał właśnie... chyba człowiekiem. Omal nie pisnęłam. Wszędzie było mnóstwo kurzu, a światła latarni zgasły. Panowała ciemność, a przebłyski zaklęć były jedynym źródłem światła. Patrzyłam z przerażeniem na wszystkie strony, przysięgając sobie w duchu, że już zawsze będę nosić przy sobie różdżkę. Zobaczyłam Draco. Obok niego mignęło zielone światło. I nagle zniknął w kurzu i mroku.



__________________


Kochani. Pierwsza z moich informacji jest taka, że bardzo was proszę o wzięcie udziału w ankiecie, która jest po prawej stronie. Druga jest taka, że  nie wiem tak naprawdę ile osób to czyta. Więc zostawiajcie komentarze. Kolejny post pojawi się dopiero, kiedy będzie tu ich przynajmniej 10. Ponieważ ostatnio zastanawiam się, czy nie produkuję się na marne :/ no i co tu dużo mówić... TAJEMNICE. Wszędzie. W tym rozdziale jest ich chyba więcej niż we wszystkich poprzednich razem wziętych. Mam nadzieję, że posłuchaliście piosenek, bo moim zdaniem idealnie oddały sytuację :D