Wstęp

Hermiona Granger, postanawia opowiedzieć dzieciom jak doszło do tego, że jest z ich ojcem. Czytelnik od samego początku nie zna jego tożsamości, może się jedynie domyślać kim on jest...

poniedziałek, 3 listopada 2014

Hej :)


Podobno prawdziwy artysta idzie na jakość, a nie na ilość. Wiem, że moje posty są rzadkie. I przyznaję się do tego bez bicia, jestem maturzystką, nie mam wiele czasu. Jednak gdy już piszę rozdział, przykladam do niego wiele serca.
Do końca opowieści zostały jeszcze tylko 3 rozdziały. Jeśli chcecie je przeczytać piszcie śmiało.
Komentujcie. Im więcej was na tak, tym szybciej postaram się to zrobić.
Jeśli nie będzie Was na tyle, to tożsamość ojca będzie wieczną zagadką.



PS możecie wchodzić w reklamy, niestety teraz się z nich utrzymuje, wybaczcie mi to, ale biorę udział w akcji charytatywnej dla Domu Dziecka w Żmiącej, każdy grosz mi się przydaje :)

Zainteresowanych odsyłam tutaj - KLIK

niedziela, 24 sierpnia 2014

Lotos.


Skąd wiedziałam, że to lisica? Właściwie najpierw ujrzałam stojącą tyłem rudą kobietę, która sekundę później zamieniła się w lisa i węszyła jakby wokół niewidzialnej bariery. Ostrożnie zbliżyłam się do animaga. "Znajdź drogę do lisa"... Słowa listu odbiły się echem w mojej głowie. Wiele ryzykując uniosłam różdżkę i zdjęłam zaklęcia obronne.
- O mój Boże! - wyrwało mi się.
Na moich oczach lisica zmieniła się z powrotem w kobietę. Kobietę, którą znałam. Kobietę, która uratowała mi już raz życie. Po chwili zaskoczenia, odezwała się.
- Wszystko dobrze? - Fox patrzyła na mnie przerażona.
- Arielle, ona jest... ranna...
Wydukałam jedynie, a ona pobiegła do niej nawet na mnie nie patrząc. Rzuciłam ponownie zaklęcia obronne. Kiedy wróciłam do Arielle, Fox trzymała ją za rękę.
- Wiesz co jej się stało?
- Odkryła, że wspomnienia w fiolkach są fałszywe. Tylko tyle wiem.
- Fałszywe?
- Zdaję się, że wiem o co jej chodzi, myślałam nad tym ostatnio.
Nie zadała żadnego pytania tylko wstała i spojrzała na mnie bez strachu w oczach. Dopiero teraz zauważyłam, że w jej wyglądzie poza rudymi włosami jest coś z lisa. Była też przebiegła. Czy wiedziała, że...
- McGonagall jest zdrajcą.
- Tak, to dość szokujące. Ale wiedziałam.
Przez pewien czas panowało milczenie. Bałam się je przerywać. Być może dlatego, że odpowiedzi na dręczące mnie pytania mogły być zbyt bolesne. Myślę, że rozumiałam dlaczego Fox wcześniej też milczała. Po chwili ponownie kucnęła przy Arielle, zarzuciła mi moją torbę na ramię, a następnie złapała nas za ręce. Rozejrzała się jeszcze czy nie zostawiłyśmy śladów i chwilę później czułam jak wiruję w nicości.

***

Znajdowali się w ogródku jakiegoś domu. Była to wysoka, biała, do połowy obita drewnem chatka. Miała soczyście czerwony dach, a obok komina znajdował się wyznaczający kierunki świata kogut. Ogród był pełen jabłoni oraz drzew. Roślinność jak na listopad była bujna, a liście wciąż miały soczyście zielony kolor. Największą uwagę przykuwało jednak coś innego. Wokół domu była niewielka fosa. Cała pokryta pięknymi kwiatami. Kolory przechodziły od niebieskiego przez fiolet, róż, aż w końcu biel. Wokół każdego kwiatu były duże liście, a w powietrzu czuło się przepiękną woń.
- Gdzie wy jesteśmy? - spytał Ron wstając.
Harry wyglądał na równie zaskoczonego, Draco natomiast, bez wahania przeszedł przez mostek prowadzący do chatki. Ron spojrzał badawczo na Harry'ego, a gdy ten ruszył do przodu, wyraźnie przybyło mu pewności siebie. Gdy tylko przekroczyli próg, poczuli zapach świeżego pieczywa. Na lewo od holu, znajdowała się kuchnia. Przytulna, kojarząca się Harry'emu z bajką o królewnie Śnieżce. Przy stole siedział Hank Longbottom. Wyglądał jednak o wiele gorzej, niż gdy widzieli go po raz ostatni. Miał cienie pod oczami i schudł jakieś 5 kilogramów. Na widok gości wstał jednak i zmusił się do uśmiechu.
- Draco! Harry! Ron! - zmierzył wzrokiem przestrzeń za nimi - A Fox?
- Mam nadzieję, że wkrótce tu będzie. Ona... poszła za Hermioną.
Draco opadł ciężko na krzesło. Dopiero teraz, można było dostrzec szramę na całej długości jego szyi. Nikt jednak nie zadawał żadnych pytań. Siedzieli w milczeniu, które niespodziewanie przerwał Ron.
- A dlaczego właściwie Ty za nią nie polazłeś?
Przez twarz Malfoya przeszedł cień, który przypomniał o tym, kim kiedyś był. Wstał i wycelował różdżkę prosto w Ronalda.
- Posłuchaj mnie Ty niewdzięczny dupku, uratowałem Ci życie. Zupełnie tak, jak wy kiedyś mi. Próbuję Cię ignorować, a nawet tolerować, a Ty na każdym kroku, przypominasz mi jak bardzo jesteś bezwartościowy.
Było jedynie słychać to jak Ron przełknął głośno ślinę. Harry popatrzył na Dracona błagalnym wzrokiem, a ten bez słowa wyszedł z kuchni i wspiął się po schodach.
- Ma rację Ron... Wiem, że chodzi o Hermione. Ale tym razem, to on uratował nam życie.

***

Artur Weasley razem z Jesterem Jolly, wysłali wszystkimi możliwymi drogami przyjaciołom i rodzinie, informacje, aby udali się do Lotosu. Sami jednak kroczyli po Hogwarcie szybkim i zdecydowanym krokiem. Gdy wreszcie dotarli do celu, drzwi do gabinetu dyrektora wydały im się dziwnie obce. Co więcej, były otwarte na oścież. Jester, skinął do Artura na znak, że wejdzie pierwszy i wyciągnął różdżkę przed siebie.
- Jolly, czy...
Artur Weasley nie skończył jednak tego zdania. Zamiast tego otworzył szeroko usta i patrzył się na ściany gabinetu. Wszystkie portrety, w tym Dumbledore'a, zniknęły. Ściana, która przerażała swoim szarym kolorem była głucha, cicha. Tak odmienna.
- Skupmy się na celu Arturze. - powiedział niemal szeptem Jester.
Zbliżyli się powoli do biurka. Ku ich zdziwieniu, szkatułka leżała na środku biurka. Nietknięta.
- Harry mówił, że pod prawdziwą, znajduje się zaklęcie.
Jolly ostrożnie podniósł szkatułkę i spojrzał na dno.
- To ona.
Wtedy usłyszeli kroki na schodach.

***

Gdy znalazłyśmy się w przepięknym ogrodzie, nie było nawet czasu bym mogła się mu przyjrzeć. Arielle krwawiła. Rana na jej brzuchu powiększała się. Zdawać by się mogło, że z każdą sekundą traci więcej krwi.
- Haaank! - krzyknęła w stronę domu wciąż trzeźwo myśląca Fox.
Niemal natychmiast wybiegł Hank Longbottom. W towarzystwie Harry'ego i Ronalda. Po chwili dołączył do nich Dracon. Pamiętam to wszystko jak przez mgłę. Cały świat zdawał się wirować.Wrzask Harry'ego. Zapach lotosu. Krew. Światło. Zapach chleba. To wszystko co pamiętam ze sceny, w której wnosiliśmy Arielle do domu. Pamiętam też, że Hank i Fox zamknęli się z nią w pokoju. Powiedzieli, że to zbyt drastyczne i nie możemy tego oglądać. Zapewne mieli racje. Później pamiętam już tylko, że siedziałam na środku ogrodu, a do domu wciąż aportowali się jacyś ludzie. Nie zwracałam na to w ogóle uwagi, wciąż myślałam tylko o tym, jak bardzo chcę, żeby ONA przeżyła.
- Ile zostało Ci do końca? - usłyszałam jak wybita z transu.
Draco Malfoy. Zdawał się oszaleć.
- Co takiego? - spytałam z największym spokojem w głosie, na jaki byłam w stanie się w tym momencie zdobyć.
- Obiecałaś mi, że będziesz czytać. Pamiętasz?
- Oh...
Wyjął zza pleców książkę od Neville'a i podał mi ją.
- Wypadła z torebki gdy tu dotarłyście.
Nie miałam pojęcia co mu na to odpowiedzieć. Może to przez to, że gdy usiadł bokiem do mnie, zauważyłam dość dużą szramę na jego szyi. Nie miałam jednak odwagi spytać lub może nie chciałam wiedzieć, co mu się stało. Na szczęście odezwał się pierwszy.
- Zdajesz sobie sprawę, że za pagórkiem... Za tym, za którym nocowałaś. - dodał od razu wyjaśniając - Jest miejsce,do którego chcieli Cię zaciągnąć.
- Chcesz powiedzieć, że ten pożar... To wszystko... Specjalnie?
- Arielle też.
- Mój Boże! Kim oni są? Jeśli myślą, że mogą bezkarnie palić lasy i ranić moich przyjaciół. To...
Zabrakło mi powietrza. Ale nie miało to związku z brakiem słów. Po raz trzeci, poczułam na ustach smak Dracona Malfoya. Magnetyzujący, tak bardzo, że pragnęłam pocałować go jeszcze raz. Głos Harry'ego sprawił jednak, że wróciłam na ziemię i odsunęłam się od Malfoya.
- Słuchajcie...
Jego głos brzmiał chrypliwie. Patrząc na jego twarz, zrozumiałam, że przed chwilą musiał płakać.
- Fox mówi, że chce wszystkich widzieć w kuchni.
Leniwie wstałam i schowałam książkę Neville'a pod pachę. Czułam, że to co usłyszę w kuchni wcale mnie nie zadowoli. Harry i Draco, okazali się być na tyle pomocni, że nie odezwali się ani słowem przez całą drogę. Krótką, ale mimo wszystko naprawdę to doceniłam.
- Wiemy już naprawdę wiele - usłyszałam wchodząc do kuchni.
Ku mojemu zdziwieniu, pierwszy raz od dawna oczy wszystkich nie powędrowały na mnie gdy tylko się pojawiłam. Usiadłam więc w kącie i zaczęłam słuchać, nie zwracając uwagi na to, kto właściwie był w pokoju.
- Do tej pory myśleliśmy, że chodzi tylko o Hermionę.
Przełknęłam głośno ślinę na te słowa.
- Teraz wiemy, że to nieprawda. Draco... - tutaj zrobiła chwilę przerwy - Przeczytał w księdze Lucjusza, dość istotną informację. Wiemy już, co stało się Ginny, Slughornowi i... jak podejrzewamy McGonagall. Stali się czymś, co dawna legenda nazywa... superpopulos.
Gdy wypowiedziała ostatnie słowo, zaczęło do mnie docierać, że już je słyszałam. Gdy weszliśmy we wspomnienia. Superpopulos... Jeden ze sposobów na nieśmiertelność.
- Ktoś... Po prostu czerpie od nich życie. Do tej pory, nie sądziliśmy, że to zaklęcie istnieje naprawdę. A jednak. Wiemy też, że o nieśmiertelność starają się dwie osoby. Mężczyzna i kobieta. I teraz, najtrudniejsza część...
Cisza, która zapanowała po jej słowach mówiła sama za siebie.
- Superpopulos, nie mogą powstawać tak szybko... Jeden za drugim. Dopóki stwórca nie znajdzie stałego żywiciela. Który zapewni mu moc. Czarodzieja. Płci przeciwnej. W młodym wieku.
Neville.
- Dlatego musi to być kobieta. - Fox spojrzała teraz wprost na mnie. - Wciąż jakiś mężczyzna szuka Hermiony. Myślę, że oboje postanowili "przetestować" sposoby nieśmiertelności. I oboje posuną się bardzo daleko. Im więcej superpopulos tym dłuższe życie twórcy. A ten, kto szuka Hermiony, wykorzystuje ich, nas... Żeby do niej dotrzeć.
Kiedy tylko usłyszałam jej słowa, łzy napłynęły mi do oczu.
- Więc i tak wszyscy zginą! Chyba że... - sama nie wierzyłam w to co później powiedziałam. - Chcę mieć dziecko.
I znów wróciło to okropne uczucie. Kiedy oczy wszystkich zwrócone są prosto na mnie. Zebrałam w sobie wszystkie siły i zignorowałam to. Podeszłam do Fox i spojrzałam na wszystkich. Molly, Freda, George'a, Lunę, Billa, Fleur, Hanka, Harry'ego, Rona i wreszcie patrzącego na mnie z niedowierzaniem Draco.
- Legenda mówi, że... Ten z kim będę miała dziecko, będzie nieśmiertelny. Rozwiązanie jest proste. Muszę je mieć. Teraz. Dopóki wszyscy jeszcze żyjemy.
Nie słuchając uwag, o tym, że jest to okropny pomysł, popatrzyłam na Fox z nadzieją.
- A co z kobietą?
- Mówisz, że działają razem. Myślę, że są ze sobą blisko, jeśli użycza mu swoich potworów. - przeszły mnie dreszcze, gdy przypomniałam sobie Ginny - Więc, gdy on nie będzie nieśmiertelny... Myślę, że ona... Stanie się łatwiejszym celem. Będzie mniej precyzyjna. Pragnienie zemsty zabija precyzje.

***

Późnym wieczorem siedziałam w ogrodzie, czytałam książkę od Neville'a i zastanawiałam się, czy moja decyzja jest słuszna. Nie wiem jak długo Harry siedział obok mnie, ale kiedy go zobaczyłam, powiedziałam tylko:
- Wiem co robię.
Pokiwał głową.
- Wiem.
- To decyzja na całe życie.
- Hermiona... - zaczął - Powinnaś myśleć o sobie. Nie możesz mieć dziecka z byle kim. Jeśli nie kochasz Rona to...
Spojrzałam na niego tak piorunującym wzrokiem, że zamilkł.
- Nie. Nie będę myśleć o sobie. Myślę, że prawdziwa miłość polega na poświęceniu. Nawet, kiedy możemy zranić samych siebie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Bez względu na wszystko... Nie mogę skazać... Po prostu Harry...
Łzy płynęły mi po policzku. Zamknęłam książkę i ukryłam za nią twarz. Dopiero po paru sekundach byłam w stanie się odezwać. Harry patrzył na mnie cierpliwie i objął mnie ramieniem.
- Nie mogę wybrać Draco. Muszę wybrać Rona. - powiedziałam w końcu.






_________________________________


Może ktoś tu jeszcze jest i to czyta? Mam nadzieję. Jak obiecałam jest rozdział. Wiem, że miał być wczoraj, ale jeśli ktoś czytał komentarze to wie, że przesunęłam to o jeden dzień ze względu na nieplanowany wyjazd do babci wczoraj. Zatem... Macie kolejne tajemnice i zagadki rozwiązane. Coraz bliżej do końca historii :)







poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Kochani!

Przez caly ten czas, dostawalam mnostwo  wiadomosci, komentarzy... Wszystkie z prosbami o wznowienie bloga. Niestety, nie bylam w stanie zrobic tego wczesniej. W zasadzie  teraz tez nie moge.. Poniewaz jestem 1020  km od domu. ALE!  Dobra wiadomosc jest  taka, ze  dnia 22.08 pojawi  sie  NOWY ROZDZIAL :) Macie zatem czas na przeczytanie ponownie starych, aby byc w tym nrocznym klimacie tajemnic. Jesli dalej macie na to ochote. POLECAM takze obejrzec filmik, w ktorym jest mowa o tym co przeczutacie 22 sierpnia.  

sobota, 22 lutego 2014

:)


Niestety, do czasu naprawy komputera jestem zmuszona przerwać prowadzenie bloga.
Mam nadzieję, że to zrozumiecie. Jest mi strasznie głupio, że stało się to akurat teraz gdy rozdziały miały być regularnie... Nie wiem kiedy ukaże się kolejny rozdział. Być może ta historia będzie jedną z tych nigdy nie zakończonych... Dziękuję, że tu zaglądacie.

niedziela, 16 lutego 2014

INFORMACJA.


Z powodu problemów technicznych związanych z programem Word, który chyba robi sobie ze mnie jaja... jestem zmuszona dodać rozdział jutro. Pisanie ostatniego akapitu, czyli jak na razie trzech linijek zajęło mi bowiem 30 minut, bo program odmawiał posłuszeństwa...
Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Nie martwcie się, jutro już się z tym pomęczę.

18.02.14r.
WCIĄŻ WALCZĘ....
Mój komputer ze starości zacina już wszystko i przygasa mu ekran. Tak cudnie.
Walczę dalej.

niedziela, 9 lutego 2014

NIESPODZIANKA + LBA

Uwaga, prezentuje pierwszą zapowiedź kolejnego rozdziału! Więc włączajcie głośniki, czytajcie cytaty, które znajdą się w kolejnej notce i... Znajdujcie odpowiedzi na moje tajemnice :>






LBA!
Zostałam nominowana przez Ewę, prowadzącą bloga ignis-vitae :) Już wcześniej nominowało mnie kilka osób, ale jakoś nigdy nie mogłam się w sobie zebrać z odpowiedzią, ale tym razem postanowiłam się jednak przełamać.

Czym jest LBA?
"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego bloggera wramach uznania za 'dobrze wykonaną robotę'. Jest przyznawana też blogom o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwości do ich rozpowiszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Pytania do mnie:



Wolisz pisać pod publikę, tracąc siebie czy dla siebie, czasem tracąc publikę?
Bardzo ciekawe pytanie. Przyznam szczerze, że musiałam się nad nim trochę zastanowić. Ale odpowiedź jest prosta i nielogiczna, dla siebie pod publikę. Myślę, że to co piszę "dla siebie" idealnie trafia do publiki, patrząc na 15 tysięcy wyświetleń, jestem tego wręcz pewna. Jasne, że czasem zrobię coś dla fanów, na przykład posłucham prośby zawartej w komentarzu, ale nigdy nie tracę przy tym swojej wizji rozdziału, a nawet całego opowiadania.

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z pisaniem?
Od czytania znakomitych książek i chęci stworzenia czegoś tak niezwykłego. Do założenia samego bloga... Hm, myślę, że było to przeczytanie rozdziału na blogu mojej koleżanki. Wtedy pojawiła się taka myśl, że może by coś z tym zrobić. 

Czy masz jakieś inne pasje?
Oczywiście! Na pierwszym miejscu, jest pasja, którą wiele fanów może uznać za dziwną. Matematyka. Jestem na klasie z rozszerzoną matematyką, którą naprawdę uwielbiam. A w 2 liceum, ocenę dobrą z rozszerzenia uznaję za swój ogromny sukces, ale też spełnianie pasji. Na drugim miejscu jest zamiłowanie do języka angielskiego, oglądam filmy i seriale po angielsku. Czytam też książki i artykuły, a niekiedy łapię się na tym, że myślę po angielsku. Haha, tak, możecie mnie uznać za dziwną. Oprócz tego uwielbiam też muzykę, pogrywam na keyboardzie i brzdąkam na gitarze(ale tutaj to doprawdy brzdąkam, bo znam ledwie kilka akordów!), kocham psy, z którymi mam stały kontakt, bo ja posiadam swojego wielkiego kundla, a mój chłopak dwa wielkie, co więcej niedługo zostanę wolontariuszką w schronisku. Uwielbiam także jeździć konno i jeździ na łyżwach. Posiadam jeszcze jedną wielką pasje, która ma ponad 180 wzrostu, ma na imię Damian, ma cudowne niebieskie oczy i jest ze mną od 2 lat :)

Jakie książki są Twoimi ulubionymi?
Nikogo nie zdziwi, gdy odpowiem Harry Potter. Oprócz tego uwielbiam serię Igrzyska Śmierci, co jest dla mnie zabawne, bo przeczytałam książkę niedługo po jej premierze w Polsce, gdy nikt jeszcze o trylogii nie słyszał, a teraz widzę tłum ludzi, którzy się nią zachwycają. Bardzo podoba mi się też saga Dary Anioła, polecam wszem i wobec. Dla ludzi lubiących magię, dwuczęściową opowieść o Annie Magiczna Gondola i Złoty Most. Książki Jakuba Małeckiego, ze szczególnym wskazaniem na Błędy, które przez długi czas były moją ulubioną książką. Seria Gone i naprawdę wiele innych fascynujących książek, i jedna wzruszająca do łez I wciąż ją kocham. Muszę jednak z czystym sumieniem wyznać, że nie potrafię przekonać się do Władcy Pierścieni. 

Jakie lubisz filmy/seriale?
Najwspanialszy serial na świecie to "How I Met Your Mother" wylałam na nim mnóstwo łez, zarówno ze śmiechu jak i wzruszenia. Uwielbiam także The Big Bang Theory, 2 Broke Girls, Dr. House, Gossip Girl i That 70's Show. Wybaczcie, ze tytuły w oryginale, ale tylko tak je oglądam. Jeśli chodzi o filmy to na mojej liście na pewno znajdziecie wszystko co stworzył Marvel, ze wskazaniem na Avengers i Iron Mana 3. Bardzo lubię też liczne horrory, pod warunkiem, że nie oglądam ich sama. Jednym z nich jest Klucz do koszmaru. Z filmów akcji Efekt Motyla. Wspaniały film, pokazujący jak jedna decyzja wpływa na nasze życie. Polecam. Nie mogę też pominąć filmu, na którym wylałam mnóstwo łez PS I love you

O czym marzysz?
Haha, oczywiście, że o wakacjach. A jeśli chodzi o dalsze plany, to o domu jednorodzinnym nieopodal mojego ukochanego rodzinnego miasta - Krakowa. O życiu z jedną z moich pasji... No i o gromadce psów! 

Jaką książkową postać lubisz najbardziej?
Hermionę. Dlatego postanowiłam założyć bloga właśnie o niej. Była ona mądra, nie tylko książkowo, podziwiam ją za odwagę i trzeźwe myślenie w sytuacjach, w których wielu z nas uciekłoby i się schowało. Przypomina mi trochę mnie, pod wieloma względami. Może z wyjątkiem moich rudych włosów, haha. Mimo to, jest moją ulubioną książkową postacią. 

Czy wierzysz w magię?
Pozdrowienia z Hogwartu!

Jaki jest Twój ulubiony cytat?
Hmmm...
"It's gonna be LEGEN... wait for it ... DARY!" - Barney Stinson
"- It's gonna be legendary.
- Not "wait for it"? 
- I've got you, I don't have to wait for it any more." -Barney Stinson, Robin Scherbatsky.

Hahaha, te zdecydowanie będą moimi ulubionymi, ale jeśli chodzi o coś nie serialowego, to:

"Więc kiedy szepce: – Kochasz mnie. Prawda czy fałsz? Odpowiadam: – Prawda." - Katniss Everdeen, Peeta Mellark.
"– Panno Granger, czy nie zamierza pani w przyszłości zająć się poważnie prawem czarodziejów? – zapytał Scrimgeour.
– Nie, nie zamierzam. Mam nadzieję zrobić coś dobrego dla świata!"
wiadomo :)
i zdecydowany numer jeden:
"Ja! Książki! I trochę inteligencji! Są ważniejsze rzeczy… przyjaźń i męstwo…i… och, Harry… bądź ostrożny!" - Hermiona Granger
Ups, miał być tylko jeden!
 
Jaka jest Twoja ocena z polskiego?
Z polskiego mam ocenę bardzo dobrą, innej mieć nie mogłam, przy samych piątkach i jednej czwórce. Oh, doprawdy jestem Hermioną...

Powinnam teraz nominować swoją 11, ale nie potrafię. Wszyscy przesyłacie mi znakomite linki, staram się czytać dzieła moich fanów, ale nie umiem pośród nich wybierać. Chcę jednak, żebyście dali szanse mojej koleżance od adminowania Wice, więc jedyny blog, aby nie być niesprawiedliwą wobec fanów, będzie blogiem osoby, którą znam. Więc, nominuję:

1) Wikę - http://l-p-i-s-m.blogspot.com/

I niestety, dalej wybrać nie potrafię. A oto moje pytanie, do niej.

1. KIEDY NASTĘPNY DŁUGI ROZDZIAŁ? :D




Do zobaczenia w piątek/sobotę kochani :>


sobota, 8 lutego 2014

Strach jest największym wrogiem.


Lyar był typowym Ślizgonem. Był sprytny, a jego ambicje były tak wygórowane, że zwykłemu człowiekowi jego cele wydawały się nieosiągalne. Ale najważniejszą cechą, która świadczyła o jego "Ślizgoństwie" było zamiłowanie do czystości krwi. Rodzina Greengrass należała do rodów, które uwielbiały się nią chwalić. Chociaż zdarzali się w niej i tacy, którzy bez zastanowienia wychodzili za mugolaków. Lyar gardził nimi otwarcie, a gdy zmarła jego matka miał obawy, że ojciec dołączy do tego grona. Na szczęście wtedy poznał panią Shrimp, a Elizabeth po ich ślubie stała się jego przyrodnią siostrą.A bycie Ślizgonem i Elizabeth, zaprowadziły go tutaj.
Szedł powoli z różdżką wyciągniętą przed siebie. Zwęglony las zdawał się być opustoszały. Uśmiechnął się pod nosem. Plan się sprawdził. Ta Granger była tak przewidywalna. Podszedł do rwącej rzeki i ruszył ścieżką obok razem z prądem. Jeśli jego działania przyniosły oczekiwany skutek, to Granger uciekła biorąc McDonely na drugą stronę rzeki. Przez pewien czas nie widział nic. Zaczął się zastanawiać, czy to nie kwestia zaklęć ochronnych, ale wtedy dostrzegł dwie leżące na ziemi osoby. Hermione i Arielle. Uśmiechnął się pod nosem i wyjął z kieszeni telefon.
- Elizabeth, mam dobre wieści. - mruknął gdy usłyszał jej głos w słuchawce.
- Rybka złapała przynętę?
Mówiła zaspanym, namiętnym jak zawsze głosem.
- Tak, zbliża się do naszego... Hm... Zamku. - roześmiał się.
- Lyar, ale już nie jesteś blisko niej?
Niepokój w jej głosie kazał mu skłamać.
-  Nie. Już nie. - zarzucił kaptur na głowę i zawrócił.
- Jesteś palantem Greengrass. - warknęła. - Wiem, że tam jesteś. Neville Cię nie zobaczył, miałeś mnóstwo szczęścia. Zabieraj swoją upośledzoną dupę i chodź do mnie.
- Do Ciebie? - przełknął ślinę i kopnął jakiś patyk w stronę rzeki.
Przez chwile panowało milczenie, potem usłyszał słodki śmiech Elizabeth i po krótkiej ciszy wreszcie przemówiła.
- Neville jest gotowy.
I się rozłączyła.Neville. Był kimś kogo Lyar nienawidził. Obrócił się i gdy zobaczył,  że Granger jest już naprawdę daleko, usiadł na ziemi i zaczął ciskać kamienie do wody. A w jego myślach były czasy, kiedy to wszystko się zaczęło. On i Elizabeth dorastali w świecie mugoli. Mimo swojej szlachetnej krwi, zdecydowali się na to, bo jej matka niezwykle kochała swój dom. Nie wiadomo dlaczego, ale ojciec od razu zgodził się na to, by wtopili się w ich społeczeństwo. Z tego powodu Elizabeth i on musieli znać się na wszystkich mugolskich sprzętach oraz modach. Kiedy się poznali, ona miała 18 lat, a on 16. Przechodził wtedy okres dojrzewania, buntowniczy, pełen dziewczyn. Ale wtedy pojawiła się Elizabeth. Już wtedy była zniewalająca. Nie tak jak Arielle. Shrimp była bardzo seksowna. A jej brązowe oczy miały w sobie coś uwodzącego. I wtedy Lyar zaczął jej pragnąć. Nie wiedział czy ją kocha. Wiedział, że jej pragnie. Nie tylko na tle pożądania, po prostu chciał ją mieć. Ona jednak zawsze zwracała się do niego "braciszku" i umawiała się z różnymi typami. Po pewnym czasie Lyar zaakceptował ją jako starszą siostrę. Nigdy jednak nie przestał jej pragnąć. Mimo, że Neville był częścią ich planu, nie potrafił go nie nienawidzić. McGonagall dużo ryzykowała dając im Ginny Weasley i Horacego Slughorna. Ale Longbottoma musieli zdobyć sami. Coraz częściej był za pozbyciem się tej starej wiedźmy. Kiedy jego myśli zbliżały się do ich najważniejszego planu, słońce zaczęło świtać. Podniósł się i przeskoczył przez rzekę.


***

Ron zaczął panikować i miotać się we wszystkie strony, a pająki zdawały się mnożyć z każdym jego okrzykiem. Były małe i włochate. Ich oczy zaś krwiście czerwone. Harry rzucił pierwsze zaklęcie jakie przyszło mu do głowy, a kilka metrów od nich pojawiła się kulka światła, za którą pająki natychmiast poleciały. Weasley omal nie zemdlał widząc około tysiąc pająków sunących w jego stronę, które nagle zręcznie go wyminęły.
- Światło. - wyszeptał Harry.
- Hę? - Ron zdawał się kompletnie nie kontaktować.
- Zgaś różdżkę, one lecą do światła!
Ron pośpiesznie mruknął "Nox", a na jego twarzy wciąż malował się obraz paniki. Rozglądali się po pokoju. Po Arielle nie było śladu. Wciąż jednak mieli nadzieję, znaleźć przepowiednię. Ruszyli przed siebie, a gdy oczy przyzwyczaiły im się do ciemności patrzyli uważnie, czy na regałach nie znajduję się szklana kula. Powoli zbliżali się do ostatniej półki, a napięcie było wręcz wyczuwalne. Harry miał wrażenie, że zaraz stanie się coś złego. Na ostatnim regale, na samym dole, przy samym końcu, znajdowała się jedna jedyna przepowiednia. Ron, który zobaczył koło swojej nogi pajęczynę, ruszył przodem. Regały zdawały się mieć po sto lat. W kompletnej ciemności widać było tylko, że są ciemne i niezadbane. Warstwa kurzu świadczyła o tym, że raczej od dawna, nie było tu nikogo. Kucnęli przy półce, a Ron otarł z kurzu tabliczkę z napisem.
- Hermiona Granger i Arielle McDonely.
Harry od razu wyciągnął po nią rękę.
- A to nie było tak, że tylko ten kogo ona dotyczy, może ją zabrać? - powiedział Ron wskazując na jego rękę.
Wahali się przez chwilę. Patrzyli na kulkę, która była wszystkim, co tutaj znaleźli. Która być może, była odpowiedzią na wszystkie ich pytania. W końcu odezwał się Harry:
- Myślę, że nie obowiązują już żadne zasady.
I wyciągnął rękę po przepowiednie.

***

- Lyar, jesteś idiotą. - mruknęła do siebie Elizabeth.
Odrzuciła telefon na łóżko i lekkim krokiem wyszła z sypialni. Teren opuszczonego szpitala psychiatrycznego był mroczny, ale ona uznała go za wręcz idealny. Neville czekał na nią w wielkiej pustej sali, która kiedyś zdawała się być stołówką, bo w kącie leżały resztki krzeseł i stolików. Gdy wchodziła, stał tyłem do niej i patrzył na coś, co znajdowało się na suficie.
- Cześć Elizabeth. - powiedział i wyciągnął do tyłu rękę, wciąż patrząc w sufit.
Złapała go za rękę i spojrzała w górę. Sznur z pętlą. Wisząca klatka. Kołyska Judasza... I mnóstwo innych narzędzi tortur, było przymocowane na hakach, przy wysokim suficie. Elizabeth zaśmiała się tylko i pocałowała Neville'a jakby ten widok kompletnie jej nie zdziwił. Potem odstąpiła od niego na krok, nie spuszczając z niego oka. Ściany w jadalni były obrypane i niegdyś zdawały się mieć jasny, żółty kolor. Cała podłoga była jedynie mieszaniną tynku, rozbitych płytek i kamieni. Okna były porozbijane, a słońce które przez nie wchodziło odbijało się na srebrzystych narzędziach. Neville w końcu na nią spojrzał.
- Dlaczego miałem tu przyjść?
Elizabeth odgarnęła włosy i zaplotła je w kucyka.
- Bo wreszcie jesteś gotowy.
- Na co? - odparł ze zdziwieniem.
- Żeby walczyć o mnie. O nas. - powiedziała cicho. - Jest ktoś, kto chce mnie zabić Neville. Ale jeśli zabije mnie... Zabije i Ciebie. Nie chcesz, żeby ktoś Cię zamordował. Prawda?
Spojrzała na niego badawczo. Jego oczy miały już szkarłatny kolor, a siła była nadludzka. Nie wiedziała jedynie, czy jest wystarczająco oddany. Był o wiele silniejszy niż pozostali. Bez słowa uniosła rękę do góry, a jeden z przedmiotów upadł prosto do niej. Było to metalowe narzędzie. Z rączką oraz okrągłą częścią. Tak zwana gruszka. Elizabeth pokrótce wyjaśniła jak działało urządzenie, a Neville słuchał jej nie okazując żadnych emocji. Narzędzie okazuje się być o wiele straszniejsze, niż jego nazwa. Aby go użyć, należy je włożyć w dowolny otwór ciała, a następnie powodować rozwieranie się tego narzędzia, za pomocą rączki, najczęściej ze sprężyną. Bardzo często powodowało ono rozerwanie wnętrza ciała. Kiedy skończyła opowiadać podała mu je do ręki. Przez dłuższą chwilę Neville oglądał je bez żadnych emocji. Wtedy oczy Elizabeth się zaświeciły.
- Podobnie działa zaklęcie Cruciatus. A mój wróg tylko czeka, aby go na mnie użyć.
Jakby na dźwięk tych słów Neville z wściekłością rzucił gruszkę w ścianę, z taką siłą, że zrobił w niej dziurę wielkości narzędzia. I z zaciśniętymi zębami spojrzał na Elizabeth.
- Nie chcę, aby ktoś zamordował Ciebie.

***

Minerwa McGonagall siedziała w barze Koci Pazur tylko z barmanem, który świdrował ją od czasu do czasu jednym okiem. Ognista Whiskey, którą jej sprzedał wciąż leżała niewypita na stoliku. McGonagall zerkała nerwowo na zegarek, gdy do baru weszły dwie osoby w mugolskich bluzach, z kapturami i usiadły naprzeciw niej.
- Jakieś wieści od Pani, babciu? - powiedziała zdejmując kaptur Ginny Weasley.
Oczy barmana się zaświeciły, gdy po tych słowach Minerwa wzięła solidny łyk whiskey.
- Nie. Myślę panno Weasley, że ucieszy się, bo jak widzę nie odzyskałaś pierścienia.
Ginny syknęła, a "babcia" prychnęła z pogardą. Barman zerknął z nadzieją, że nowi klienci coś zamówią. A wtedy odezwał się siedzący dotychczas cicho Horacy.
- To co babcia, poproszę.
- Tylko lepsze. - dodała krztusząc się ze śmiechu Ginny.
Minerwa wskazała na pierścień na swoim palcu, a Weasley znów dostała ataku szału i omal nie uderzyła McGonagall.Gdy tylko barman przyniósł jej Ognistą Whiskey, wypiła całą za jednym razem wciąż patrząc się dyrektorce prosto w oczy.
- Ja, panno Weasley... Jestem bezpieczna. - powiedziała z uśmiechem.
- Właściwie, pozwoliłaś Granger uciec. - odparł złośliwie Horacy Slughorn i upił delikatny łyk trunku.

***

Ron pomógł Harry'emu wstać i rozejrzał się na wszystkie strony.
- Wynośmy się stąd...
Zrobili krok. Dosłownie krok, a całe pomieszczenie zaczęło się trząść jak przy trzęsieniu ziemi. Regały opadały na wszystkie strony, a Ron zdążył pociągnąć Harry'ego nim jeden upadł prosto na niego. Tynk sypał się ze ścian, a pająki uciekały prosto na nich. Harry wyciągnął różdżkę i użył zaklęcia tarczy, ale nic się nie stało. Miał nadzieję, że pomógł w jakikolwiek sposób. Wręcz przeciwnie, podłoga zaczęła się rozstępować, a przepowiednia wypadła mu z ręki i turlała się w kupkę gruzu. Nie myśląc zbyt wiele Harry popędził za nią, a Ron stał jak wryty patrząc się w pająki.
- Ha... Harry! - zaczął Ron spokojnie.
- Nie teraz Ron! - warknął Harry i włożył rękę pomiędzy stertę gruzu.
Podłoga zatrzęsła się jeszcze raz, a wielki kamień przygniótł mu rękę, kiedy tylko złapał przepowiednię. Syknął z bólu i drugą ręką, natychmiast odrzucił kawał gruzu. Ręka pulsowała mu jak szalona, a pomieszczenie zamieniało się w ruinę!
- HARRY! - wrzasnął Ron.
Z rozwartej podłogi zaczęło wychodzić jeszcze więcej pająków, a on z przerażeniem zaczął się cofać.
- Ron, tylko spokojnie! - powiedział Harry półgłosem.
- Tam! - wskazał na coś, co przypominało drzwi.
Zaczęli biec pomiędzy szczelinami w podłodze, opadającym gruzem oraz rozwalonymi regałami. Kurz z opadającego tynku stawał się coraz większy i tracili orientację. Byli już prawie przy drzwiach, kiedy regał zwalił się przy ścianie, zasłaniając je. Złapali się za ręce, ale wtedy Harry syknął z bólu. Nie było czasu na wyjaśnienia więc Ron spróbował ich aportować. Nic się nie wydarzyło. Panika narosła kiedy po gruzie zaczęło poruszać się stado pająków.
- Harry, czy Twoja ręka nie może działać gdy nie działa?! - Ron poczerwieniał na twarzy ze zdenerwowania.
Harry już chciał mu odpowiedzieć, kiedy naprzeciw nich aportował się Malfoy, a obok jego ramienia runęła część sufitu.
- Czy wam do reszty odbiło?! - wskazał Dracon na przepowiednie. - Rozdzieliłem się z Fox, żeby Wasz szukać. Gdzie Hermiona?
Odepchnął ich, ratując przed zwaleniem się na nich części regału. Szczelina zaczęła się powiększać i już prawie sięgała ich nóg.
- Nie ma jej tutaj, miała być w Muszelce.
- Tam też jej nie ma! - warknął Malfoy.
Złapał Gryfonów za kończyny i użył nieznanego im zaklęcia, dzięki któremu stali w powietrzu w kompletnej ciemności, a potem opadli miękko na trawę.



______________________________



Chciałam powiedzieć, że tytuł postu jest bardzo trafny do wydarzeń w tej notce, ale i w poprzedniej. Przedstawione tu rzeczy dzieją się na równi, z wydarzeniami z poprzedniej. Nie ma tu Hermiony, celowo. Udało mi się skończyć dzisiaj, a jutro czeka Was NIESPODZIANKA :D
Mam nadzieję, że znowu Was nie zawiodłam i mam dla Was informację, teraz nowe notki, będą wychodziły co tydzień w piątek lub sobotę. Przy wielkim opóźnieniu w niedzielę. Potraktujcie to jak nowe odcinki serialu! :) zapraszam do komentowania i bardzo Wam dziękuje za te wszystkie miłe już komentarze, jesteście naprawdę kochani. A patrząc na 15 tysięcy wyświetleń, to doprawdy mam ochotę Was wszystkich przytulić :D
pamiętajcie, że jutro... NIESPODZIANKA!


czwartek, 30 stycznia 2014

Nienawiść.




"Nie ma większej niena­wiści, niż zrodzo­na z bliskości." ~Wiesław Myśliwski

***

Kiedy człowiek staje przed czymś co go przeraża, ma ochotę uciec. Ale gdy to co go przeraża ma związek z jego bliskimi, chcę za wszelką cenę stawić temu czoła. Chce krzyczeć, kopać, walczyć do końca. To właśnie czułam patrząc na zmasakrowaną, ledwo żywą Arielle. Gdy tylko spróbowałam ją przenieść, straciła przytomność, a z otwartej rany brzucha wypłynęła ciepła krew. Nie wiedziałam kiedy zaczęłam płakać, a mięśnie nagle odmówiły mi posłuszeństwa. Klęczałam nad nieprzytomną Arielle modląc się, żeby jakimś cudem przeżyła. Żeby coś nas uratowało. W pewnym momencie zorientowałam się, że grzebię jak szalona w torebce w poszukiwaniu czegoś, co prawdopodobnie nie istnieje. Czułam, że wariuję. Działałam mechanicznie, a mój rozum zdawał się być bardzo odległy od mojej duszy, która wraz z tym widokiem rozszarpała się na milion kawałków. W pewnym momencie cisnęłam torebkę na odległość trzech metrów, otarłam rękawem łzy i chwyciłam przyjaciółkę za rękę. To wszystko co mogłam wtedy zrobić. Patrzyłam na nią i myślałam o najgłupszej rzeczy, jaka mogła mi przyjść w tamtej chwili do głowy. Jaki jest skrót do Arielle? Czemu nigdy nie mówiliśmy do niej pieszczotliwie? Powinna wiedzieć, że ją kochaliśmy. Że jej energia i wszystko co dawała z siebie, było dla nas ogromnie ważne. Może Ari? Lub Rielka? Czułam się naprawdę żałośnie, zacisnęłam mocniej malce na dłoni Ari. Nienawidziłam siebie. Mimowolnie uśmiechnęłam się przez łzy, a po chwili wstałam, żeby z porzuconego plecaka wyjąć koc i przykryć nim Arielle. Wiedziałam, że próba przeniesienia jej, tylko i wyłącznie zaszkodzi. Wyjęłam miękki różowy materiał i przykryłam nim Arielle, patrząc jak jej klatka piersiowa unosi się i opada, niezwykle delikatnie.
Zmrok zapadał bardzo powoli, minuty zdawały się być godzinami, a ja dopiero słysząc ptaka na drzewie zdałam sobie sprawę, że nie rzuciłam zaklęć ochronnych. Podniosłam się leniwie, niczym zombie w mugolskich filmach.
- Protego Totalum.
Mój głos był beznamiętny. Obcy. Chrypliwy. Wymamrotałam jeszcze parę zaklęć i usiadłam z podkulonymi nogami. Pamiętam ten dzień jakby to było dzisiaj.Wszystko o czym marzę to zginąć. Tego wieczoru myślałam jedynie o tym, dlaczego właściwie się nie zabiłam. To przeze mnie rozpoczął się ten cały koszmar. Wszystkim było by o wiele lepiej, bez mojej obecności. Położyłam się spać w odległości metra od Arielle i przykryłam się swetrem, który spakowałam tuż przed opuszczeniem Hogwartu. Różdżkę schowałam do buta. Zamknęłam oczy i zasnęłam.
Usłyszałam dźwięk mocno wciąganego powietrza i natychmiast zerwałam się na nogi. Wtedy stałam się świadkiem dwóch najgorszych wspomnień w moim życiu. Najgorszych, bo pojawiły się na raz.
Arielle McDonely umierała. A las stanął w płomieniach.

***

- Harry?! - krzyczał Ron w kompletnej ciemności.
Nie usłyszał jednak odpowiedzi. Było całkowicie ciemno więc nie mógł dojrzeć Pottera. Wiele ryzykowali z Harry'm aportując się tutaj. Coś jednak podpowiedziało im, że jeśli w Hogwarcie mogą robić co chcą, to ta zasada obowiązuje już w całym magicznym świecie. Niewiele się pomylili. A przynajmniej taką nadzieje miał Ron kiedy szedł po omacku w kompletnej ciemności. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że trzyma w dłoni różdżkę.
- Lumos! - powiedział i poczuł, że światło razi go po oczach.
Natychmiast obrócił ją w drugą stronę i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zobaczył regały. Ale nie było na nich przepowiedni, tak jak wtedy kiedy byli tu ostatnio. Po Harry'm nie było ani śladu, a on czuł jak narasta w nim panika. Szedł jednak mimowolnie do przodu.
- Ron? - krzyknął gdzieś z oddali Harry.
Popędził do przodu w kierunku głosu i nagle zderzył się z kimś lądując na ziemi. Podniósł się i otrzepał spodnie, a gdy zobaczył, że to Harry był sprawcą kolizji odetchnął z ulgą. Kiedy jednak zobaczył jego minę, entuzjazm opadł.
- Nie ma tu jej, prawda?
Harry pokręcił głową i już miał coś mówić, gdy Ron wrzasnął jak obdzierany ze skóry. Potter obrócił się natychmiast z różdżką wycelowaną na potencjalnego napastnika, nie zobaczył jednak niczego. Już miał zdzielić przyjaciela kopniakiem, a wtedy... Poczuł dziwne łaskotanie na ciele. Na Harry'm, pod Harry'm i obok Harry'ego. Właściwie wszędzie gdzie tylko sięgali wzrokiem... Pełzały pająki.

***

W jednej chwili całe życie stanęło mi przed oczami. Zarzuciłam torbę na ramię i całym sercem błagając, aby nie zrobić jej krzywdy... Uniosłam Arielle. Jej drobne ciało było niezwykle lekkie, nie wiem czy przez to, że była maleńka, czy przez to, że wszystkie Anioły są takie delikatne. Bo w tamtym momencie byłam pewna, niezwykle utwierdzona w przekonaniu, że trzymam w rękach niebiańskie stworzenie. Być może to za sprawą dymu, który wypełniał moje płuca. Ze wszystkich stron były płomienie, a języki ognia buchały wprost na mnie znienacka. Wciąż jednak biegłam co jakiś czas krzycząc z przerażenia, gdy ognista gałąź spadała pod moje stopy. Czułam coś mokrego na rękach, ale nie miałam czasu myśleć nad tym co to takiego. Chciałam tylko uciec, zanieść Arielle daleko od tego koszmaru, a sama najchętniej wskoczyłabym w ogień. Powoli jednak dym zatruwał moje płuca, a ja stawałam się coraz słabsza.
- Wytrzymaj... - mówiłam do Arielle,  a może sama do siebie.
Nagle coś błysnęło mi przed oczami. To była tafla wody. Płynącej wody. Nie zważając na parzące języki ognia wbiegłam trzymając Anioła jak najdalej od płomienia. Puściłam ją dopiero wtedy gdy wskoczyłyśmy do wody, a ja poczułam niewiarygodnie przeszywający ból, gdy płonęły mi plecy. Rzeka porwała nas do przodu, a ja z ogromnym bólem podpłynęłam do Arielle. Dopiero wtedy zauważyłam, że woda wokół nas ma szkarłatny kolor. Zebrało mi się na wymioty, ale natychmiast zareagowałam. Mimo, że prąd rwał nas wciąż do przodu, dopłynęłam do przeciwnego brzegu, gdzie las nie ginął w ogniu. Z pełnym wysiłkiem wciągałam Arielle i czułam jak żywioł pragnie nas pokonać. Zabrać nas już na zawsze. Ale ja nie mogłam się poddać, ona musiała przeżyć. A nie mogła przeżyć. Beze mnie. Zebrałam w sobie wszystkie siły i wyczołgałam nas na brzeg. Arielle przestała krwawić, a ja wyjęłam z torebki jedną ze swoich bawełnianych koszulek i owinęłam nią dokładnie ciało Arielle. Patrzyłam na drugą stronę rzeki gdzie cały piękny las niknął w płomieniach jeszcze przez godzinę. Później zasnęłam.

Obudziło mnie słońce. Wtedy dopiero zebrałam myśli, rzuciłam zaklęcia ochronne i postanowiłam znaleźć coś do jedzenia, bo zdałam sobie sprawę, że nie jadłam nic od wczorajszego popołudnia. Druga strona lasu, oddzielona rzeką była pełna zwęglonych szczątków drzew i czuć jeszcze było zapach świeżej spalenizny. Zdjęłam prowizoryczny opatrunek Arielle i przemyłam go w rzece. Wycisnęłam całą zawartość wody w materiale i ponownie obwiązałam koszulkę wokół rany. Wyglądała znacznie lepiej niż wczoraj. Jednak widok tak zmasakrowanej przyjaciółki przyprawiał mnie o zawroty głowy. Zwłaszcza przy tak jaskrawym, odsłaniającym każdy szczegół słońcu. Oddaliłam się na tyle, by widzieć co się z nią dzieje, uzbierałam około pół litra dzikich malin. I to wszystko. Tak wyglądało moje śniadanie. Zjadłam połowę swoich zbiorów, a połowę zostawiłam Arielle na wypadek, gdyby się obudziła. Dopiero wtedy miałam czas usiąść i przemyśleć ostatnie wydarzenia. Odbiegałam myślami do Harry'ego i Rona, którzy nic nie wiedzą o McGonagall i jej zdradzie. Próbowałam wymyślić sposób przekazania im wiadomości bez narażenia ich i Arielle. Bezskutecznie.
- Hermiona... Pi... - usłyszałam cichy głos i pokaszliwanie.
Omal nie pisnęłam z radości gdy zobaczyłam, że najbardziej błękitne oczy na świecie znów na mnie patrzą. Podbiegłam do niej i usiadłam, łapiąc ją za ręce.
- Pić mi się chce... - powiedziała słabo.
Natychmiast zerwałam się do torebki i wyjęłam z niej ogromną butelkę soku dyniowego, którą zabrałam od skrzatów jeszcze wczorajszego ranka. Pomogłam jej się napić i podnieść delikatnie, by oparła się plecami o pień. Przez dłuższy czas oddychała tylko głęboko i słuchała mojej opowieści o wczorajszej nocy. W końcu spojrzała na mnie ciepło.
- Dziękuje.
- Od tego są przyjaciele.
Uśmiechnęła się, ale zaraz po tym ból przeszył jej ciało, bo gwałtownie dotknęła brzucha, a mina przybrała obraz cierpienia. Nie miałam pojęcia jak jej pomóc, ale ona wciąż miała ochotę na rozmowę, bo drugą ręką gestem wskazała mi, żebym mówiła.
- Martwię się o Ciebie. Mam gdzieś książki o ranach i... Że też nie przyszło mi to wcześniej do głowy. - powiedziałam i nagle zdałam sobie sprawę z czegoś gorszego. - Arielle! Czemu jesteś ranna? Czemu uciekłaś? Co się stało?
Pytania same wychodziły z moich ust.
- Odkryłam coś... - jej głos był słaby.
Wyglądała tak jakby zaraz miała ponownie omdleć i w ledwo żywy sposób powiedziała:
- W fiolkach... Są fałszywe wspomnienia...
 Ponownie zamknęła oczy. A jej świadomość odpłynęła daleko od lasu w Brighton. I wtedy ją zobaczyłam. Na pagórku po naszej lewej stronie. Lisica.




___________________________


Tym razem bardzo dużo ze strony Hermiony, bo kolejny rozdział ukaże w większej mierze co dzieje się z zewnątrz. Jak obiecałam, jest rozdział. Być może kolejny ukaże się w sobotę, ale nic nie obiecuję. Jak na razie zostawiam Was z przetrawieniem tych informacji, które tutaj przeczytaliście i mam nadzieję, że Was nie zawiodłam.
Wielkie podziękowania, za wszystkie Wasze miłe komentarze. Jesteście naprawdę kochani :)



poniedziałek, 27 stycznia 2014

INFORMACJA.


Mam do Was parę słów. Wiem, że wiele osób jest poirytowane jak rzadko dodaję posty. Rozumiem to. Jednakże wbrew pozorom, nie jestem humanistką. Rozszerzenie z matematyki robi swoje, a prawdę mówiąc je kocham. Mam też życie osobiste oraz cudownego chłopaka, któremu muszę poświęcać czas. Przykro mi, ale nie jestem w stanie dodawać postów co chwilę. Ale rozumiem Wasze negatywne nastawienie do sprawy, co więcej postaram się to zmienić. Nie mogę nic obiecać. Ale zapowiadam wszem i wobec rzecz pewną, że w okolicach czwartku/piątku pojawi się kolejny rozdział.

Cieszę się też, że mimo tylu przerw wciąż otrzymuje tyle pozytywnych komentarzy od tych samych osób, to dla mnie bardzo miłe i motywujące. Dziękuje Wam wszystkim.





czwartek, 16 stycznia 2014

Uciekaj.


Przez chwilę czułam na sobie spojrzenia wszystkich, ale po chwili Renarda Fox zaczęła ponownie energicznie mówić i większość sali skupiła się na jej słowach. Odwiązałam list od nóżki sowy. Kątem oka zauważyłam, że Hagrid i "cycata Railler" wychodzą. Szybko otworzyłam kopertę i zaczęłam czytać:

"Piszę szybko,
nie wiem jak długo pozostało nam do ostatecznego rozwiązania... 
Pod lwem nie jest bezpiecznie. Zwierzęta już nie chronią.
Mam odpowiedź.
Uciekaj.
Smok." 


W pierwszej chwili nie zrozumiałam kompletnie nic. Poza podpisem i ostatnim słowem. Biorąc głęboki oddech, zaczęłam czytać jeszcze raz. Piszę szybko... Do czegoś mu się śpieszy. Ktoś go goni? Ktoś nad nim stoi? Lucjusz? Nie wiem jak długo pozostało nam do ostatecznego rozwiązania... Zapewne dlatego pisał szybko. Rozwiązanie. Przełknęłam ślinę. Ktoś mnie znalazł. Ktoś czekał. Pod lwem nie jest bezpiecznie. Zwierzęta już nie chronią... Kiedy przeczytałam to drugi raz, już wiedziałam. Lew, symbol Gryffindoru. Gryffindor nie jest bezpieczny. Hogwart już nas nie broni. Mam odpowiedź... Księga.Serce zaczęło walić mi jak oszalałe, a słowa, które wypowiadała Fox zdawały się w ogóle nie mieć sensu. Powoli zaczynało mi się kręcić w głowie. Wszystkie kolory stały się okropnie jaskrawe, a postacie rozmywały mi się przed oczami. Zamknęłam na chwilę oczy, a kiedy je otworzyłam wróciło do mnie trzeźwe myślenie i wsłuchałam się w słowa rudej nauczycielki.
- Teraz, wszyscy opuścicie sale i udacie się PROSTO do swoich dormitoriów.
Uczniowie zaczęli powoli wstawać, a ja odciągnęłam zdenerwowanego Rona i nieobecnego Harry'ego. Stanęliśmy za grupą Krukońskich pierwszoroczniaków. Pokazałam Ronowi list, ale jego mina wskazała na to, że i tak musiałam wyjaśnić im swoje podejrzenia. Harry, dopiero gdy zakończyłam przemówienie wyrwał się z transu. Wskazał na salę, w której liczba osób była coraz mniejsza, a my coraz bardziej rzucaliśmy się w oczy. Nie myśląc zbyt wiele pobiegliśmy do mojego dormitorium. W połowie drogi stanęłam i pisnęłam.
- To niemożliwe!
Poirytowana mina Rona, natychmiast kazała mi wyjaśnić. Wzięłam głęboki oddech i pędząc dalej przed siebie po ruchomych schodach, tłumaczyłam.
-  McGonagall. Dzisiaj. Deportowała nas na terenie Hogwartu...
- Ale przecież na terenie Hogwartu nie... - uciął nagle Ron widząc moją minę.
Na piętrze rozglądaliśmy się na wszystkie strony, czy ktoś nas nie śledzi. Chociaż w głębi duszy czułam, że Harry rozgląda się za Arielle. Wciąż miał nadzieję, że jest wśród nas. Wbiegliśmy bez problemu przez portret, bo Gruba Dama zniknęła. To sprawiło, że Ron stracił pewność siebie, bo szedł o wiele wolniej. Nie zastanawiając się weszliśmy do dormitorium dziewczyn, tym razem wcale nie zaskoczeni, że alarm się nie włączył. Gdy tylko weszliśmy do mojego pokoju, zamknęliśmy za sobą drzwi na klucz.
- Naprawdę chcesz uciekać?
Ron patrzył na mnie z niedowierzaniem, kiedy pakowałam kolejne rzeczy do mojej torebki. Tym razem ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Czy przypadkiem Ronaldzie, to nie Ty byłeś ostatnio skłonny ze mną uciec?
- Tak, ale wtedy...
- Ale wtedy Dracon miał inne zdanie?
Rzuciłam torebkę na łóżko, a dźwięk znajdujących się w niej rzeczy odbił się echem po pokoju. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
- Dokąd? - spytał nagle Ron. - Dokąd uciekamy?
Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do pakowania torby. Schowałam jeszcze ciepły sweter, mój i Arielle. Nagle niespodziewanie wybuchłam płaczem.
- Tam gdzie ją znajdziemy.
Harry podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. Ron patrzył przez okno.
- Wiem, gdzie ją znajdziemy. Ale tylko ja i Ron. - powiedział nagle.

***

Draco szedł ciemną uliczką Hogsmeade, z różdżką schowaną pod rękawem płaszcza. Każdy krok, który stawiał był zdecydowany i dobrze słyszalny. W mieście zdawało się nie być żywego ducha. Co jakiś czas przebiegał kot, a latarnia przygasała dając we znaki, że w tym miejscu nie powinien się nikt znajdować. A jednak. Draco był pewien. Wiedział, że ten kogo szuka tu będzie. Czuł w powietrzu narastające napięcie. Gdy doszedł wreszcie do stacji zatrzymał się. Paliły się obie latarnie. Cisza biła go po uszach. Mimo to, nie dał się tak łatwo zwieść.
- Wiem, że tu jesteś. - powiedział głośno.
Nic się nie wydarzyło. Zrobił krok do przodu i wtedy zza latarni wychyliła się postać kobiety.
- Witaj Draconie Malfoy'u. Zdaje się, że jestem strasznie przewidywalna. - roześmiała się szyderczo.
Tanecznym i zgrabnym krokiem zbliżyła się do niego. Dopiero gdy stanęli twarzą w twarz, Draco dostrzegł jej krwiście czerwone oczy. Tak nie podobne do tych, które miała wcześniej.
- Może dlatego, że już nie jesteś człowiekiem. Jesteś zwierzęciem. A zwierzęta mają instynkt. Znam ten instynkt.
Gdy tylko to usłyszała zaczęła się donośnie śmiać i uniosła ręce do góry. Szepnęła coś pod nosem i z przygryzioną wargą spojrzała mu prosto w oczy. Mimo ich okropnego koloru, były strasznie hipnotyzujące. Malfoy poczuł dotyk różdżki pod płaszczem, ale nie zdecydował się jej użyć.
- Jesteś pewien, że zwierzęta potrafią to? - uniosła ponownie ręce do góry.
Wszystkie latarnie zgasły, a Draco czuł jedynie, że długie włosy muskają mu policzek. Wirowała wokół niego w radosnych obrotach, śmiejąc się głośno i przenikliwie. Kiedy się zatrzymała, światło znów zapłonęło, a ona wciąż wbija w niego puste ślepia.
- Jestem. Wiem po co tu przyszłaś. Ale jest za późno.
Nagle na jej twarzy wymalowała się prawdziwa złość, a z ust wydobył się przeraźliwy dźwięk.
- Jak to za późno?! - warknęła.
Gdy tylko spróbowała zrobić krok, Draco wyjął różdżkę. Skwitowała to po raz kolejny śmiechem. Po nim nastąpiła cisza. Aż w końcu Draco, zaczął mówić.
- Szukasz pierścienia. Tego samego, który miałaś na palcu kiedy trafiło Cię zaklęcie. Od nich. Teraz od was. Widzisz, zabawne - spojrzał na swoje paznokcie jak gdyby nigdy nic,a potem przeniósł wzrok prosto na nią. - Nie znajdziesz go tu. Właściwie, nie znajdziesz go nigdzie. Ponieważ go zabrałem.
Przygryzła wargę ta mocno, że pociekła z niej krew. A zaciśnięte w pięści dłonie, pokazywały dokładnie układ jej kości.
- Kim są ludzie, dla których pracujesz? - spytał wprost Draco, nie opuszczając różdżki.
Uśmiech na jej twarzy pojawił się równie błyskawicznie jak zniknął.
- Czyli jednak nie jesteś taki wszechwiedzący Draconku? Lepiej pilnuj swoich dziewczątek. Bo Tenebris* mają ją w zasięgu ręki. Staruszkowie nie zawsze są kochani wiesz?
Oblizała krew z ust i uśmiechając się szyderczo uniosła ponownie ręce do góry. A wszystkie latarnie zgasły. Gdy światło się zapaliło, nie było już śladu po Ginny Weasley.

***

- Harry... - zaczęłam, ale Ron mi przerwał.
- Znajdziemy ją Harry. Ale musimy ją ukryć w bezpiecznym miejscu.
Od razu wiedziałam, że ta druga "ją" to ja. Nie chciałam jednak być tak łatwo uznana za ciemiężoną. Więc w ramach protestu wstałam na równe nogi. 
- O nie, nie. - widząc minę moich towarzyszy dodałam od razu. - Nie.
Harry jedynie przewrócił oczami i zaczął mówić do Rona, kompletnie mnie ignorując.
- Są dwa miejsca, w które mogła udać się Arielle. Departament Tajemnic. Oraz Brighton.
- To głupota, ona nawet nie wie gdzie jest Departament Tajemnic. - powiedział Ron.
- Wie.
Spojrzeli na mnie jakbym właśnie powiedziała im, że Zgredek zmartwychwstał i gra w Tańcu z Gwiazdami. Nerwowo poprawiłam włosy i wróciłam do momentu w gabinecie McGonagall.
- Kiedy opowiedzieliśmy jej o wydarzeniu w Departamencie, spytała gdzie właściwie jest budynek Ministerstwa.
Siedzieliśmy przez chwilę patrząc się na siebie nieprzytomnymi spojrzeniami. Każdy z nas potrzebował snu. Ale nikt nie mógł sobie na to pozwolić. Chwilę potem Harry otworzył okno, wystawił różdżkę i szepnął jakieś zaklęcie. Przez okno wleciał plecak i dwie miotły. Ron natychmiast rzucił się na swoją miotłę wiedząc doskonale, o co chodzi Harry'emu. Zarzuciłam bez słowa swoją torbę na ramię i usiadłam za Ronem. Wylecieliśmy przez okno wprost do Zakazanego Lasu. Prawdę mówiąc znaleźliśmy się tam zaskakująco szybko. Chłód przeszył moje ciało i objęłam Rona mocniej. Lecąc po Zakazanym Lesie, o wiele zwolniliśmy. Drzewa miały ten sam szary kolor co zawsze, a mgła zdawała się być nawet gęstsza. Co jakiś czas przebiegały różnej wielkości zwierzęta. Mrok i odgłos szeleszczących liści idealnie oddawały wszystkie uczucia, które miałam w sercu. Zatrzymaliśmy się przy jednym z drzew, a ja użyłam zaklęcia by włożyć ich miotły, do plecaka Harry'ego.
- Plan jest taki, ja i Harry udajemy się do Departamentu Tajemnic. Znajdujemy Arielle, bierzemy przepowiednie i wracamy do Ciebie. Do Billa i Fleur. Bo tam masz się udać, rozumiesz? 
Ron przytulił mnie gdy tylko to powiedział. Spojrzał mi w oczy, a potem odsunął się i przepuścił Harry'ego.
Ten długo nic nie mówił. Patrzył na mnie, a ja przypomniałam sobie, że kiedyś w tym lesie uratowaliśmy Syriusza. Że w tym lesie zostawiliśmy Umbridge. Że w tym lesie omal nie stracił życia. 
- Harry... - przytuliłam go do siebie, a łzy naleciały mi do oczu. - Znajdźcie ją.
Pokiwał głową, a potem podszedł do Rona. W chwili, w której się aportowali Ron krzyknął.
- Hermio...
Zakryłam dłońmi twarz i upadłam na kolana. Poczłapałam do drzewa i oparłam się o nie. Łzy napłynęły mi do oczu, ale wtedy zobaczyłam postać wyłaniającą się z mgły. Zbliżała się powoli. Wstałam na równe nogi i omal nie upadłam kiedy sowa zatrzymała się na moim ramieniu z listem. Nerwowo odpakowałam go, wciąż patrząc na zbliżającą się do mnie osobę. Kiedy ujrzałam znajomą twarz odetchnęłam z ulgą i przeczytałam list.

"Koty są fałszywe. 
Znajdź drogę do lisa. Pamiętaj o moim ostatnim.
Smok"

- Panno Granger. - usłyszałam głos McGonagall stojącej tuż przede mną. - Któż wysyła do Pani list w sercu Zakazanego lasu?
Drgnęłam. Znajdowałam się zupełnie sama w niebezpiecznym miejscu, a ona przejmowała się tylko listem. W dodatku jej głos brzmiał strasznie nerwowo.
- To tylko...
- Pokaż mi go. - wyciągnęła rękę.
Miałam to już zrobić, gdy nagle uświadomiłam sobie... Koty są fałszywe. Kot. Animag. McGonagall! Chyba wyczuła moją niepewność, bo wyciągnęła rękę dużo bardziej zdecydowanie. Przez chwilę wypowiedziałam w myślach życzenie, żeby na list działało to samo zaklęcie co na Mapę Huncwotów. 
- Daj mi go, Granger! - głos McGonagall brzmiał groźnie.
Rzuciłam list w jej stronę, a ona otworzyła go natychmiast i zaczęła go czytać. Na głos:
- Koty mają pchły. Znajdź szczotkę. Pamiętaj o szamponie. Luna. - spojrzała na mnie pytająco.
Starałam się ze wszystkich sił ukryć zdziwienie na mojej twarzy i brzmieć wiarygodnie.
- Krzywołap. - odparłam od razu. 
McGonagall wlepiła znowu swój wzrok w litery, a ja skorzystałam z jej nieuwagi i rzuciłam zaklęcie na drzewo znajdujące się za nią. Wielka gałąź runęła na ziemię i rozproszyła tym samym stado kruków. Kiedy dyrektorka obróciła się w stronę całego wydarzenia, wyrwałam jej list z ręki i okropnie przerażona aportowałam się niemal natychmiast.

***

Przez chwilę myślałam, że się nie udało. Że dalej jestem w Zakazanym Lesie. Po chwili jednak zorientowałam się, że drzewa tutaj są inne, a liście mają kolor złota. Udało się. Trafiłam. Do Brighton. Do drugiego miejsca gdzie mogła być Arielle. Musiałam ją znaleźć, za wszelką cenę. Nie powinniśmy jej w to wszystko mieszać. Powinna zostać w Londynie. Być bezpieczna razem ze swoją mamą. Mgła powoli opadała, a niebo zdawało się przybierać jaśniejszego koloru. Nadchodził poranek.W oddali usłyszałam wycie wilka i nabrałam ochoty na skulenie się i płacz.
"Weź się w garść Hermiona!" - skarciłam się w myślach. 
Rozejrzałam się wokół siebie. Od strony wschodu zobaczyłam niewielką wydeptaną ścieżkę. Niepewnym krokiem ruszyłam przed siebie i zaczęłam analizować ostatnie wydarzenia. McGonagall, była szpiegiem. Nie mogłam w to uwierzyć. To wprawiało mnie w zabawne, ale przerażające uczucie. Wiedziała o nas wszystko. Smok. Nie wiadomo gdzie był, ale był wciąż kilka kroków przed nimi. A Harry? Harry zdawał się to wszystko wiedzieć. Ufał mu. Od samego początku tego koszmaru. Nagle usłyszałam coś w rodzaju  szlochu, dochodzącego zza grubego przewróconego pnia. Wyjęłam różdżkę i powoli podeszłam do źródła dźwięku, to co zobaczyłam wprawiło mnie w mdłości. 
- O mój Boże... - podbiegłam bliżej.
Na ziemi leżała młoda dziewczyna, z otwartą raną brzucha. Całe jej dłonie były posiniaczone, a twarz podrapana. Usta były sine, a z górnej wargi płynęła krew. Jej długie włosy były całe w liściach i brudzie. 
- Hermiona... - szepnęła nagle.
Wtedy zobaczyłam kolor jej oczu. Obok wielkiej szramy pod jednym z nich, rzucało się coś jeszcze. Najpiękniejszy błękit jaki można sobie wyobrazić.
- Arielle! - krzyknęłam przerażona.



___________________________

Dlugo, długo nic nie było. Przepraszam Was za to niezmiernie, ale moja chęć do pisania zniknęła na pewien czas wraz z ocenami na semestr. Ale oto powracam w (mam nadzieję) wielkim stylu! Jeśli widzicie literówki lub błędy, piszcie śmiało. Zawsze strasznie się emocjonuję pisząc i często gubię te wszystkie szczegóły.
A co do notki, coraz mniej tajemnic przed Wami. Szukajcie drogi do lisa.