Wstęp

Hermiona Granger, postanawia opowiedzieć dzieciom jak doszło do tego, że jest z ich ojcem. Czytelnik od samego początku nie zna jego tożsamości, może się jedynie domyślać kim on jest...

sobota, 31 sierpnia 2013

Uciekłam z piekła.


- Dobrze, że jesteś Draco! - chyba się przesłyszałam, Harry to powiedział?
Cieszył się na widok Draco? Stałam jak oszołomiona. Moje życie obróciło się ostatnio o 360 stopni. Chyba nie powinnam być w szoku. Chłód niegdyś ciemnego holu przeszedł moje ciało i postanowiłam się otrząsnąć i przejść do rzeczy.
- DRACON powiedział, że RONALD, może być pod wpływem IMPERIUSA. - starannie artykułowałam ważne dla mnie słowa.
- Tak... Tak wiem., podejrzewamy to od jakiegoś czasu. Słuchajcie...
Mimo napiętej atmosfery i szybkości z jaką wypowiadaliśmy słowa nikt z nas nie ruszył się z miejsca.
- Od jakiegoś czasu?! - nawet wtedy pozostałam w bezruchu unosząc bezradnie ręce do góry.
Krążąc tam i z powrotem po przedsionku, starałam się zebrać myśli. Ręce ułożyłam na skroniach mając cichą nadzieje, że jakoś to pomoże.
- Jest coś, o czym musisz wiedzieć... - powiedział nagle Draco.
- I ktoś, kogo musicie poznać.

***

Ginny siedziała w pokoju braci, całą złość wyładowując na poduszce. George, który od niedawna kazał na siebie mówić "Pan G" przystojniejszy od "Tego F", cały czas mruczał coś pod nosem celując różdżką w kawałek czekolady. Bezskutecznie. A przynajmniej na to wyglądało.
- Możesz przestać?! - wybuchła siostra.
- A cóż Ci zrobiła ta biedna poduszka? - spytał Fred pojawiając się obok Ginny.
- Co oni wszyscy widzą w tej Hermionie?! - jej oczy błyszczały złością, a twarz stała się prawie tak czerwona jak włosy na jej głowie.
Przestraszyło to Pana G, który postanowił jednak opuścić czekoladę. Zwrócili się z Fredem niemal równocześnie w kierunku siostry.
- No wiesz... Jest bardzo ładna. No i jej oczy mają takie iskierki. Jest mądra. Zna chyba zaklęcia na każde zmartwienie... A poza tym, jest tak niesamowicie denerwująco poważna, przez co bardzo chce się ją zdobyć. - powiedział Ten F.
Ginny zmierzyła go morderczym spojrzeniem, a George wybuchnął śmiechem.

***

Gdyby to zdarzyło się innego dnia i w innych okolicznościach, to zapewne byłabym przerażona. Kiedy jednak po schodach zeszła dziewczyna z mojego snu, ta która całowała się z Harry'm, to jedyną moją reakcją było ciche cmoknięcie ust. Nic nie miało prawa mnie już wyprowadzić bardziej z równowagi. A przynajmniej czułam, że na to nie pozwolę.
- Proszę... Chodźmy do kuchni - Draco patrzył na nas błagalnym wzrokiem.
- To jest Arielle.
- Harry! - Malfoy był naprawdę zdenerwowany. Widać było, że coś go trapi.- Są ważniejsze sprawy, niż Twoja nowa dziewczyna!
- ARIELLE - nie ustępował, dodając głośniej- to mugolka.
W jednej chwili różdżka Dracona znajdowała się przy nosie Harry'ego. Wgnieciony w ściane wydawał się nie stracić pewności siebie.
- I wnuczka Bathildy Bagshot.
Emocje opadły. Potter już nie był na celowniku. I chociaż myślałam, że nic mnie nie zaskoczy... Myliłam się.

***

Profesor McGonagall nie była do końca pewna czy podoła stojącej przed nią misji. Mimo iż była twardą, szanowaną i zdecydowaną kobietą. Piła już trzecią filiżankę kawy, gdy przez okno wleciała czarna, dobrze znana jej sowa. Szybko przeczytała list i zerknęła na portret brodacza.
- Zaczęło się.

***

Usiadłam na fotelu jak najdalej od wszystkich. Cała sytuacja zaczynała mnie już przerastać. Te wszystkie tajemnice. Te dziwne zachowania. Miałam wrażenie, że żyłam w ciągłym kłamstwie. Nie byłam jednak do końca przekonana, że chcę znać prawdę. W przeciwieństwie do holu, w kuchni było nieco ciemniej. Połączony z nią salon był objęty półmrokiem, który idealnie współgrał z moimi uczuciami.
- Hermiono - zaczął Draco nieco drżącym głosem, widać było jednak, że jest pewny swoich słów - Niezależnie od tego co teraz o nas myślisz, musisz nas wysłuchać.
Harry wyprostował się na krześle, patrząc na Arielle, która odwróciła szybko wzrok, powiedział o wiele mniej zdecydowanie niż Smok.
- Zabraliśmy Cię z domu, ponieważ jesteś w wielkim niebezpieczeństwie.

***

"Co? Ja? Niemożliwe" tylko tą myśl dopuściłam do swojej głowy.
- Draco powiedział mi o tym miesiąc temu. Od tego czasu robię wszystko, żeby Cię chronić. I... żebyś nie używała magii. Możesz być pod ścisłą kontrolą. Wszystko wskazuje na to, ze to rodzaj magii, którego nie znamy.
Faktycznie nie używałam magii. Dopiero wtedy zdałam sobie z tego sprawę. Patrzyłam na nich z przerażeniem. Na ich twarzach malował się smutek. Ale i determinacja. Dobrze mi znany rodzaj determinacji. Chęć do walki.
- Co to za niebezpieczeństwo? - powiedziałam, a mój głos wydał się mi być dziwnie obcy.
Smok stanął naprzeciw mnie. Kiedy się odezwał miałam wrażenie, że jest równie przestraszony jak ja. Mimo, że moja reakcja powinna być odwrotna, to w pewien sposób dodało mi otuchy.
- Istniała legenda wśród czarodziejów czystej krwi... Że w mugolskiej rodzinie urodzi się kobieta, która posiądzie najpotężniejszą z mocy czarodziejskich. Miała ona wymyślić przeciwzaklęcia do Zaklęć Niewybaczalnych. Bardzo silne zaklęcia. Jedyne tak skuteczne. Legenda głosiła, że czarownica od najmłodszych lat ma być najlepsza w szkole. Towarzyszyć w pokonaniu zła i... Opuścić jeden rok szkoły by bronić tego co kocha, a jednak potem tam powrócić...
Czułam jak niewidzialny sznur zaciska mi gardło, a atmosfera pomieszczenia wgniata mnie w podłogę. Przełknęłam głośno ślinę. Kątem oka dostrzegłam jak Arielle patrzy na mnie ze współczuciem. Jednak w tej układance ciągle czegoś brakowało.Po pewnym czasie cisza zaczęła kłuć mnie w uszy.
- Dlatego? Dlatego jestem w niebezpieczeństwie? - wykrztusiłam wreszcie.
- To nie wszystko - zaczął spokojnie Draco - kobieta ta... Ma wydać na świat dwójkę dzieci. Ten kto... wypełni ją brzemieniem, po zakończeniu jej nauki... Miałby osiągnąć niepokonaną moc. Być może nawet większą niż ona sama. Ich dzieci zaś miały uczynić ich oraz ich ród nieśmiertelnym...
Łzy napłynęły mi do oczu. Uciekłam z piekła na jego wyższy poziom? To nie mogła być prawda. Zawsze kochałam książki, kochałam naukę... Myślałam, że dzięki temu życie będzie prostsze, że z łatwością przyjdzie mi żyć w świecie, o którym wcześniej nic nie wiedziałam. I ja? Hermiona Granger, miałabym być kimś tak istotnym w Świecie Magii... Otarłam łzy.
- Ten kto Cię szuka Hermiono, zrobi TO niezależnie czy tego chcesz czy nie...

***

Artur Weasley był wykończony. Odnalezienie czarodzieja, który rzucił zaklęcie Imperio na jego syna, zesłanie go do Azkabanu oraz odtworzenie niezależności Rona, było dla niego stanowczo zbyt męczące jak na jeden dzień. Mimo tego, przysło mu jeszcze złożenie wyjaśnień wychowankowi. Niestety nie tylko one mu wystarczyły.
- No i co my teraz zrobimy?! - warczał przerażony Ron.
Mimo, że syn zarzekał się już kilkukrotnie, że nic już nie czuje do Hermiony, takie sytuacje ukazywały, że jest zupełnie odwrotnie. Artur bardzo mu współczuł, ale jako ojciec uważał, że lepiej by zrobił zapominając o niej. W zaistniałej sytuacji musiał jednak o niej pamiętać.
- Musimy ją chronić - odpowiedział.
- ALE JAK?!
Ron natomiast czuł jedynie, że natychmiast musi się zobaczyć z Hermioną. Nie obchodziła go już przeszłość, ani przyszłość o jakiej myślał pare dni temu. Liczyło się tylko tu i teraz. Liczyła się ona.
- Zbieramy nowy Zakon Feniksa...

***

Kiedy wieczorem w mojej sypialni zjawił się Harry, miałam ochotę go wyrzucić. Kubek herbaty, który przyniósł pachniał jednak zachęcająco. Okrywając się kołdrą wskazałam mu miejsce na krześle. Posłusznie usiadł i z nieco zmieszaną miną podał mi gorący napój.
- Czemu mi nie mówiliście? - bardzo chciałam znać odpowiedź.
- Bo Twoje opuszczenie domu musiało wyglądać wiarygodnie.
Przez chwile siedzieliśmy w całkowitej ciszy.
- Harry... - zaczęłam w końcu - Jak myślisz, czemu Cię zaatakowali?
- Myślę, że chcą usunąć konkurencje. Albo mają Cię odnaleźć - tu zawahał się - po trupach.
Dobrze wiedziałam co teraz czuł. Tą taktykę stosował na nim Voldemort. Przez tą taktykę wszyscy cierpieliśmy. Przez tą taktykę niedawno się całowaliśmy. Poczułam się niezręcznie przypominając sobie tę chwilę i żeby się nie zdradzić wypiłam duży łyk herbaty. Chwile potem Harry wyszedł. Długo jednak nie pozostałam sama.
- Przeszkadzam? - spytał widząc zamyśloną mnie Draco.
Uśmiechnęłam się i pomyślałam w duchu, że jeśli Harry tu był, to Dracon też musi dostać ten przywilej. Było po nim widać, że dręczą go wyrzuty sumienia.
- Nie, nie, skąd. Tak się zastanawiam... Czemu Voldemort tego nie wykorzystał?
Usiadł na końcu mojego łóżka. Przyjrzałam mu się z bliska. Dalej był blady i wyraźnie zmartwiony. Pomimo to wyglądał nieziemsko przystojnie. Od razu odrzuciłam z głowy tę myśl.
- To chyba oczywiste - odparł - Voldemort nigdy nie doceniał mugoli.
Odwróciłam głowę w kierunku ściany. Jednak łzy na moim policzku nie uszły uwadze Draco. Natychmiast się poderwał. Klasnął w dłonie.
- Hej! Czas choć na chwilę wrócić do bycia sobą! Może... - zerknął na książkę od Neville'a - poczytaj?
Uśmiech na jego twarzy zachęcił mnie nawet by to zrobić. Jednak w tamtym momencie, ktoś aportował się na środek pokoju.



__________________

Wyczekany przez wielu rozdział. Jak widzicie kilka tajemnic wyjaśnionych. Ale czy wszystkie? A może nawet nie wiecie, że w tym rozdziale ukryłam kolejne... Zachęcam do komentowania, dalszego śledztwa losów Hermiony i chcę życzyć wszystkim, miłego powrotu do szkoły! :D

środa, 7 sierpnia 2013

Spokój trwał krótko.


Stworek przygotował na śniadanie jajecznice z serem i cebulką oraz szklankę soku pomarańczowego. Na środku stołu położył koszyk ze świeżym pieczywem. Harry'ego jeszcze nie było. Postanowiłam więc skorzystać z okazji i spytać Stworka w jakim celu mnie tutaj sprowadził.
- Stworku...
- Czegoś brakuje? - ukłonił się nisko.
- Nie, nie. Chciałam zapytać, o czym chciałeś ze mną rozmawiać. Chodzi o WESZ?
Skrzat wyglądał jakby kompletnie nie rozumiał o czym mówiłam. Po raz kolejny poczułam niepokój. Czyzby Harry mnie okłamał?
- Stworek nie chciał z panią rozmawiać.

***

Fred cały czas starał się uspokoić brata, który zdawał się już tracić zmysły.
- Ron, wszystko się wyjaśni...
- Wyjaśni?! - świdrował bliźniaków spojrzeniem szaleńca - Widziałeś jak zareagowała? Wy...
- Jesteście kompletnymi... - zaczął George.
- Totalnymi... - dodał Fred
- Bezmyślnymi...
- Durnymi...
- I naprawdę bezmózgimi...
- Prawdziwymi idiotami - skończył idealnie naśladując Rona i jego minę, Fred.
To trochę rozluźniło rudzielca. Jakaś tajemnicza siła trzymała go przy myślach o Hermionie. Może i jego bracia byli "prawdziwymi idiotami", ale gdzieś w głębi czuł, że mieli racje mówiąc...
- Jest dużo kobiet na tym świecie. Czemu przejmujesz się tą, która nie chce, ani Ciebie, ani Twoich wyjaśnień?

***

Arielle McDonely siedziała przed lustrem malując usta. Ubrała dziś zwiewną kremową sukienkę. Ostatnio coraz częściej się stroiła, co bardzo bawiło jej matkę, która uważała, że jej córka wpadła po uszy.
"Gdzież są te szpilki?" - jej wzrost od dawna był dla niej kompleksem.
Kiedy już ubrała czarne odnalezione buty, miała tylko nadzieje, że Harry wybaczy jej spóźnienie.

***

Harry na śniadaniu się nie pojawił. Stwierdziłam jednak, że to nawet dobrze, bo byłam na niego okropnie wściekła. Czemu on mnie okłamał? Kiedy tylko jemu ufałam. Mówiłam o wszystkim... Siedziałam na kanapie w salonie gapiąc się w ścianę. Wciąż nie było mi dane skończyć książki od Neville'a. Na 913 stron, ja przeczytałam zaledwie 56. Zadręczałam się tak do południa. Gdy moje myśli niebezpiecznie zbliżały się do Rona przez okno wleciała sowa. Od razu poznałam pieczątkę.
"Znowu w dobrym momencie Draco" - uśmiechnęłam się pod nosem.
Wzięłam od sowy lisy i położyłam się, licząc na długą  lekturę. Na kartce widniało jednak tylko:
" Nie zamartwiaj się,
   Smok "
No tak, był jeszcze ktoś, komu ufałam. Chyba miałam robotę dla Ruathy...

***

Ron czuł się dziwnie. Miał ciągle mieszane myśli w głowie. Kochał Hermionę. Ale uznawał też, że o prawdziwą miłość ie trzeba walczyć, a o fałszywą nie warto. Może po prostu powinien wrócić do przyjaźni? Był jeszcze Harry. Jego przyjaciel. Przyjaciel Hermiony. Przyjaciel. To słowo coraz częściej tkwiło w jego głowie. Zupełnie jakby ktoś bezustannie je mu tam wkładał. A gdyby tak...
" Chyba oszalałem" pomyślał i mimo to przystąpił do nowego planu

***

Siedząc w parku, Harry zawsze zastanawiał się jak wyglądałoby jego życie, gdyby był mugolem. Pewnie chodziłby do którejś z tutejszych szkół i po południu spędzał czas na boisku. Zajmował się liczeniem i ortografią. Może kupiłby sobie psa... Zerknął na zegarek. Poznał Arielle pierwszego dnia wakacji i od razu ją polubił. Była wieczne radosna. Pozwalała mu zapomnieć o całym źle, które go spotkało, o Voldemorcie. Była dobrą przyjaciółką. Słuchała niezłej muzyki i zawsze miała świetne żarty. Był tylko jeden problem. Nie miała pojęcia, że Harry jest czarodziejem.
- O czym tak myślisz kubeczku? - jakiegoś dziwnego powodu Potter(ang. garncarz) kojarzył jej się tylko z kubeczkiem.
- O tym cóż Cię tak zatrzymało, że się spóźniłaś?
Usiadła obok niego. Uśmiechając się jak zawsze szeroko opowiedziała mu kolejną zabawną historię o jej mamie. Nie znał jej, ale musiała być fajną osobą. Kiedy tak rozmawiali, Harry nagle zauważył coś za drzewem. Dokładnie w tej samej sekundzie w której błysnęło zielone światło, Harry zdążył popchnąć Arielle za tablicę z planem parku.
- Zostań tutaj, wszystko Ci wyjaśnie, ale zostań tutaj! - powiedział jednym tchem i pobiegł za najbliższe drzewo już trzymając różdżkę w ręku.
- Immobilus! - zaklęcie napastnika trafiło o centymetr od Harry'ego.
- Dręwota! - Harry już prawie zapomniał ile siły w głosie wyzwala przy tym zaklęciu.
Wychylił się odrobinę by zobaczyć czy zaklęcie trafiło. Jedna ubrana cała na czarno postać leżała nieruchomo na ziemi. Druga zaś niebezpiecznie zbliżała się do Arielle. Było ich tylko dwóch.
"Tylko nie to..." - pomyślał przerażony.
- Expelliarmus! - nie trafił.
Odwrócił jednak skutecznie uwagę atakującego, który zmienił kierunek. Wciąż z jego różdżki błyskało zielone światło. Gałęzie drzew, które trafiało zaklęcie opadały ze wszystkich stron. Wszędzie był kurz.
- Incarcerous! - Harry po raz kolejny chybił.
Wszystkie zaklęcia chodziły mu po głowie. Nie miał pojęcia co teraz robić, ani kim są Ci ludzie. Jednego był pewien. To nie byli śmierciożercy. Ku jego zdziwieniu czarna postać wróciła do tej oszołomionej. Miał szanse.
- Obscuro! - użył pierwszego zaklęcia jakie przyszło mu do głowy.
Zaryzykował i wychylił się. Nim zdążył jednak rzucić kolejne, czarna postać natrafiła po omacku na towarzysza i aportowali się. Zdezorientowany chłopak spojrzał na siebie i park. Za ile przyjedzie straż? Za 5 minut, mniej? Usłyszał w oddali sygnał. Jego koszula była kompletnie podarta, a twarz cała w kurzu. Schował różdżkę. Pomyślał, że któreś z zaklęć musiało zniszczyć jego ubranie. Byle nie...
- Arielle! - krzyknął i pobiegł za tablicę.
Siedziała zwinięta w kulkę i powiedziała jedynie.
- Ty też?

***

Po raz kolejny przystąpiłam do lektury, ponieważ moja sowa wróciła bez odpowiedzi. Przebrnęłam przez zaledwie 10 stron gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Odłożyłam książkę z rezygnacją. Podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, a gdy zobaczyłam Rona, odruchowo je zatrzasnęłam.
- Nie jestem tu, żeby TO wyjaśniać!
Wpuściłam go. Nie patrząc w jego stronę poszłam do salonu, mrucząc pod nosem tylko.
- Harry'ego nie ma.
- Jestem tu, żeby Ci coś powiedzieć. - wszedł za mną do pokoju.
Roześmiałam się szyderczo. No tak, cały Ron. Wcale nie przyszedł tu, żeby COŚ wyjaśnić. Zaczęłam rozważać uderzeniego słownikiem w głowę, bo i mnie by to ucieszyło i może by mu coś w niej zostało.
- Słucham. - odparłam znudzona.
- Ja... - przerwał mu dzwonek do drzwi.
"Harry! W samą porę!" - ucieszyłam się.
Nie był to jednak Potter. Smok zawitał na Grimmauld Place.  Bez słowa wyjaśnienia powiedział:
- Wywal go jak najszybciej, byle się nie zorientował, że coś wiesz. Gdyby pytał to Potter. I poszedł sie myć. No leć!
Weszłam z powrotem do salonu, a Draco schował się w kuchni. Nie rozumiałam co się dzieje. Wzięłam głęboki wdech. Miałam nadzieję, że Ron weźmie to za oznakę, że ciężko mi w jego towarzystwie.
- Nie jestem jeszcze gotowa na rozmowę z Tobą, Ronaldzie. - gestem wskazałam mu drzwi.

***
-Hermiono! Musimy natychmiast skontaktować się z profesor McGonagall.
Gdy zobaczyłam Harry'ego w takim stanie byłam przerażona. Nie był to jedyny fakt, który mnie zszokował. Kiedy opowiedział mi, że został zaatakowany w parku, po prostu mnie wcięło. Natychmiast wysłałam Ruathe do dyrektorki Hogwartu. Opowiedziałam też Harry'emu o wizycie Rona. O tym, ze zachowywał się dziwnie. Musiałam mu też przekazać, że był tu Draco i o tym co mi powiedział. Miał tu jeszcze dziś przybyć. I nagle wszystko złączyło się w jedną całość.
- Harry! - wykrzyknęłam zupełnie nieświadomie - Muszę Ci coś jeszcze powiedzieć.
- Ja Tobie też. - odparł.
Bałam się jego reakcji tak bardzo, że nie zważałam na to co mówił.
- Już od dwóch tygodni chcę zerwać z Ginny i...
- Przyjaźnie się od niedawna z Draco i...
Zaczęliśmy niemal równocześnie gdy do drzwi zadzwonił dzwonek.



_____________________

To zdecydowanie ostatni rozdział przed wyjazdem. Mam nadzieję, że czujecie się usatysfakcjonowani moimi baźgrołami. Za 2,5 tygodnia poznacie kilka tajemnic, które teraz dręczą wasze głowy. Czekam na wasze opinię, jak zawsze. No i wszystkim życzę by spędzili miło czas podczas gdy będę się grzać na Chorwacji ;D


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Coraz więcej zamieszania.


Draco nie był zdziwiony tym, że nikt nie chciał z nim rozmawiać. Z resztą nie wyobrażał sobie, na jaki temat mógłby z nimi dyskutować. Mimo to był nawet wdzięczny Potterowi. Mógł teraz próbować żyć normalnie. Uciekł od tego. Uciekł od NIEGO. Wspomnienia o Voldemorcie dalej wywoływały w nim niesmak.
- Jak... mogłem... być.... taki... głupi? - za każdym słowem kopał barierkę przy schodach.
Rozejrzał się. Był sam. Na tym piętrze nie powinno zresztą być nikogo. Miał jednak wrażenie, że nie jest tu sam. Przystanął w bezdechu. Miał rację. Usłyszał znajome głosy...

***

Gdy dotarło do mnie co się przed chwilą stało byłam w szoku. Pomyślałam o Ginny, o naszej przyjaźni i (co gorsza) o Ronie.
"Jestem taka lekkomyślna!" - myślałam bez przerwy.
Z okna w sypialni Syriusza powiał wiatr. Całkowicie zbita z tropu, usiadłam na łóżku. Nie mogłam już znieść tego, co się ze mną ostatnio działo. Ukryłam twarz w dłoniach wciąż nie wierząc w to, jak byłam głupia.
- Przepraszam... - zaczął Harry, ale przerwałam mu gestem ręki.
- Ginny.
Zrozumiał.
- Ostatnio... Traktuje mnie oschle. Nie pamiętam kiedy ostatni raz się zbliżyła. Miesiąc temu? Może więcej...
Spojrzałam na niego ze zrozumieniem. Nie tylko ja cierpiałam i nie tylko mi brakowało bliskości.
- Kocham ją Hermiono.
- Rozumiem. Nie wracajmy do tego. - czułam jak serce pęka mi na tysiąc kawałków - Czy mógłbyś zostawić mnie samą?

***

Nie mam pojęcia ile spałam. Ale sen, który mi się przyśnił był gorszy niż koszmar. Śniło mi się, że Draco użył Sectumsempra na Ronie i krzyczał, że jest wysłannikiem Voldemorta, który ma ranić szlamy. A Harry siedział na wielkim tronie z Ginny i szydzili ze związków co chwile odwracając się... Ginny do Neville'a, a Harry do... no właśnie, kim ona była? Dziewczyna miała jasne włosy i przepiękne błękitne oczy. Widać było, że jest drobna. W każdym razie kiedy się tak odwracali zaczynali się całować, a potem wracali do siebie by robić to samo. Na domiar wszystkiego złego stałam na środku całego widowiska przywiązana na pal w ognisku. Nic dziwnego, że otworzyłam oczy natychmiast gdy poczułam coś ciepłego na ręce.
- Budilas sie budilas!
- Teddy! - odetchnęłam z ulgą - Co Ty tu robisz?
Wzięłam malucha na ręce i posadziłam obok siebie. Pogłaskałam go po główce. To była chyba najmilsza możliwa odmiana po tym całym okropnym śnie.
- Dadek w oblasie - roześmiał się uroczo.
- Co takiego? Dziadek?
- Dadek! Dadek!
Zaczęłam się zastanawiać czy mały Ted Lupin wie o czym w ogóle mówi. Ale nagle coś zrozumiałam.
- W obrazie? Teddy... Czy ten dziadek miał długą brodę?
- Blodeeee - zaczął klaskać energicznie.
To przecież było niemożliwe. Kompletnie niemożliwe. Jakim cudem... Przecież portrety w gabinecie dyrektora w Hogwarcie nie mogły tak po prostu wychodzić ze swoich ram.
- Gdzie go widziałeś skarbie?
- Na dole - odpowiedział głos dochodzący z drzwi.
Draco Malfoy stał oparty o framugę uśmiechając się do mnie w... całkiem  serdeczny sposób. Przełamałam się by odpowiedzieć mu tym samym. Nie wiedziałam od jak dawna tam stał i co właściwie tam robił. Ale w tym momencie liczyło się coś innego.Podniosłam się z łóżka i zabrałam małego Teddy'ego. Przechodząc koło Dracona poczułam cudowny zapach męskich perfum.
- Dziękuję bardzo - wyrwało mi się zupełnie nieświadomie.

***
Dumbledore. W salonie stała rama na którą gapili się wszyscy. Poza panią Weasley, której tam nie było. Nawet Stworek okazał zainteresowanie.
- Kto przyszedł Minerwo? - usłyszałam dobrze mi znany potulny głos.
Podbiegłam na przód obrazu gdzie wszyscy gapili się na naszego dawnego dyrektora. Każdy miał tą samą uradowaną minę. Dumbledore, nieważne czy na obrazie czy wśród nas wywoływał zawsze aurę radości.
- Panna Granger jak widzę przyniosła nam zmartwienie Molly!
Świetnie było patrzeć jak każdy z miną jakby widział pierwszy raz testrala, rozmawia i żartuje wraz z naszym kochanym brodaczem. Nie było chyba osoby, która nie byłaby tym faktem podekscytowana. Nie wiedziałam jak on się tam znalazł, ale nawet to nie było istotne. Wszyscy byli szczęśliwi. Nawet pani Weasley, która podobno biegała zmartwiona po całym domu szukając mojego małego "zbawcy z pali", cieszyła się jak dziecko. A gdy zobaczyła mnie z Teddy'm wyraźnie poprawił jej się humor. Była tylko jedna osoba, która czuła się niezręcznie.
- Czy mógłbym porozmawiać z dyrektorem, na osobności? - wszyscy spojrzeli na Draco, który nie poczuł albo nie dawał po sobie poznać, że poczuł się skrępowany tą wypowiedzią.

***

- Tak Draco, wiem. Ale myślę, że każdy zasługuje na drugą szanse. Jeśli tylko jest w stanie swój zły uczynek, zastąpić kilkoma dobrymi.
- Robię co się da... - Draco czuł się nieco niezręcznie, właśnie przeprosił obraz za próbę zabicia go.
- Tak czy inaczej przyjmuję przeprosiny. A teraz zawołaj Minerwę, czas wracać do Hogwartu! I jak to się mówi... niezłej balangi życzę.
"Ten Dumbledore... to zawsze był fajny" - pomyślał sobie Dracon.
Skinął głową do dyrektora i wyszedł z pokoju.

***

Większość gości udała się już do domu. Siedziałam samotnie na zardzewiałej huśtawce z tyłu dawnej kwatery, patrząc na niebo. Przed chwilą zaszło słońce. Na tle pomarańczowo-fioletowego nieba widać było już pierwsze gwiazdy. Myślałam o wielu sprawach. O śmierci moich bliskich. O ostatnich wydarzeniach. O tym, że muszę zacząć wszystko z czystą kartą. Że nie mogę dłużej unikać Rona. Patrzyłam na okna w domach i zastanawiałam się, czy rodziny, które tam żyją są szczęśliwe.
"Sądząc po wielkości apartamentów, większość z nich jest po Harvardzie" - zaśmiałam się w duchu, bo znowu pomyślałam o szkole i nauce.
Wszystko zdawało się wrócić do normy. Wraz z powrotem rozmów z Dumbledore'm.
- Przyszedłem się pożegnać - powiedział pojawiając się jakby znikąd Neville.
- Cześć Neville - uśmiechnęłam się.
- To dla Ciebie - wręczył mi książkę.
"Zastosowanie magicznych roślin w daniach obiadowych" - nie czytałam tego, ale koniecznie musiałam to nadrobić. To było bardzo ciekawe. Całkiem grube. Tak na 5 godzin czytania... Hmm... Gdybym zaczęła wtedy może udałoby mi się nie zarwać nocki. Tak, to był wspaniały pomysł.
- Dziękuje! - powiedziałam, ale od razu zorientowałam się, że Neville'a już nie ma.
Otworzyłam więc książkę. Byłam bardzo zdziwiona ile sztuczek w kuchni może zdziałać kilka roślin. Że też ja wcześniej o tym nie słyszałam! Ron by się tak nie denerwował kiedy przyrządzałam te paskudztwa gdy szukaliśmy horkruksów... No tak, znowu Ron. Znowu wspomnienia o związku. Czy wszystko w moim życiu musiało do tego wracać? Podczas gdy ja nie zamierzałam już tego przenigdy robić.
- Całowałaś się z Potterem - to nie zabrzmiało jak pytanie.
Po raz kolejny Draco pojawił się jakby znikąd. Wciąż był obok, za każdym razem wyrywając mnie od jakiś strasznych myśli, zastępując je czymś nad czym musiałam chwile pomyśleć. Na dobrą sprawę, zaczynało mnie to powoli cieszyć.
- Może usiądziesz? - wskazałam miejsce obok siebie.
Nie do końca wierzyłam, że to zrobi. Kiedy jednak usiadł obok, poczułam dziwne ciepło w żołądku. Podobne do tego, po wypiciu piwa kremowego. Spojrzałam na niego. Z bliska jego oczy miały kolor morza, kojarzyły mi się z ucieczką gdzieś daleko, od wszystkiego tego, co złe.
- Całowałam... - powiedziałam po chwili milczenia, nie pytając skąd to wie.
- Pytanie tylko po co?
Popatrzył na mnie. Czułam, że próbuję znaleźć odpowiedź w moim spojrzeniu.
- Jak to po co?
- Fakt, że prawie oszołomiłaś swojego byłego chłopaka, świadczy o tym, że jeszcze o nim nie zapomniałaś. Nie sądzisz?
To było najmądrzejsze. I chyba najdłuższe zdanie, które wypowiedział do mnie Dracon od samego początku naszej znajomości. Zaczęłam się zastanawiać. Nie... To nie tak...
- Po prostu dalej jest mi przykro...
Nie mam pojęcia jak to się stało, ale 10 minut później płakałam w ramię Malfoya. Opowiedziałam mu wszystko czego się bałam i to jak bardzo cierpiałam. On nie pozostał mi dłużny. Opowiedział o swoich lękach, o Voldemorcie. O terrorze, który go spotkał. O tym, że ojciec groził mu Dumstrangiem jeśli nie będzie tępił mugoli i szlam. Po tym wszystkim jednak wrócił do tematu Rona. Zupełnie jakby wszystko to, co spotkało mnie, było ważniejsze od koszmaru jakim było jego życie.
- Zranił mnie.
 - Tak Hermiona, wiem. Ale myślę, że każdy zasługuje na drugą szanse. Jeśli tylko jest w stanie swój zły uczynek, zastąpić kilkoma dobrymi.



_________________________________

Nie wiadomo czy szybko pojawi się 4 rozdział, ponieważ wyjeżdżam w piątek i wracam 25.08 :) Mam nadzieję, że będziecie cierpliwie czekać, bo akcja dopiero się zaczyna!

niedziela, 4 sierpnia 2013

Zbyt emocjonalnie.


Ginny była wściekła. Nie potrafiła sama określić na co, ale nie miała zamiaru tego ukrywać.
- Świetnie Harry, naprawdę! Też zaproszę sobie Seamusa na noc! - powiedziała ze złością - Czyli według Ciebie to nic takiego, tak?
- To moja przyjaciółka... - odparł już mocno zażenowany jej ostatnim zachowaniem.
- Ale...
- Ale do tej pory Ci to nie przeszkadzało.
Ginny popatrzyła na niego.  Z jej spojrzenia można było wyczytać dokładnie, to co myślała: Ale do tej pory, interesował ją mój brat.

***

Oczywiście świstoklik pana Weasleya nie przeniósł nas prosto pod Grimmauld Place 12. Dla towarzysza mojej podróży nie wydawał się też być niczym krępującym fakt, że gapiło się na nas mnóstwo mugoli, gdy w metrze obie sowy strasznie hałasowały. Wręcz przeciwnie, zachwycał się tym. Zwłaszcza gdy Hedwiga próbowała uciec... Z 30 minutowym opóźnieniem, dotarliśmy jednak pod dawną kwaterę główną Zakonu Feniksa. Przełknęłam głośno ślinę.
- Wszyscy już są, prawda?
Pan Weasley pokiwał twierdząco głową. Pociągnęłam za klamkę, ale nic się nie wydarzyło. Nagle ze wszystkich stron, wyleciały serpentyny i balony. Chwilę potem zaczęła lecieć muzyka, a znajome głosy śpiewały do niej:

 " Bo Harry
jest już stary
i taki jego los,
że on a nie Voldemort
miał całkiem zgrabny NOS..."

Drzwi się otworzyły, jednak muzyka i śpiew nie ucichły. Pani Weasley, wyraźnie niezadowolona z tej całej sceny, trzymała na rękach małego Teddy'ego Lupina.
- Doprawdy, oni nigdy nie dorosną Arturze! - jej słowa jednak zagłuszała piosenka.

"Ma dzisiaj urodziny,
całusa da mu Ginny,
na czole błyskawica
zła nie jest wcale już,
bo Harry wysłał w kosmos
Voldka osiem dusz!"

Molly gestem pokazała nam, abyśmy weszli. Trzasnęły drzwi. Muzyka ucichła. Spojrzałam na hol i byłam w szoku.
- Trochę się tu zmieniło, co? - powiedział pan Weasley.
Przedsionek był cały odnowiony. Wszystko było odmalowane, jasne. Sprawiało wrażenie radosnego. Odruchowo spojrzałam na ścianę. Portret pani Black zakrywała teraz kremowa zasłona.
- Wszyscy są w salonie! - powiedziała śpiewająco idąc w jego stronę.
Teddy przybrał na dzisiejszy dzień rudy kolor włosów. Gdy Molly trzymała go na rękach, można by pomyśleć, że na świat przyszedł jeszcze jeden Weasley.
"Dasz radę Hermiono..." starałam się wczuć w szczęśliwą atmosferę miejsca.

***

Bill, Fleur, George, Fred, państwo Weasley, Teddy, Ginny, profesor McGonagall, Kingsley, Neville, Luna, Harry, Draco, Ron i ja. Dokładnie tyle osób znajdowało się w salonie, gdy stworek wnosił tort.
- Czyś Ty zwariował? - szepnęłam Harry'emu, kiedy cała reszta była zaaferowana ciastem - Draco?
Nie poczekałam jednak na odpowiedź, bo w tym momencie ktoś uderzył mnie czymś w tył głowy. Była to zwinięta karteczka. Rozłożyłam ją.

"BALKON! SZYBKO!" - mówił napis.

***

Ron stał na balkonie, cały drżał. Obok niego stali bliźniacy. Niepewnym krokiem weszłam tam i zamykając za sobą drzwi, momentalnie udałam się na przeciwną stronę niż ta, po której stali.
- A więc już nie potrafisz rozmawiać sam, Ronald? - przybyło mi pewności siebie.
Fred zrobił krok w przód.
- Jesteśmy Ci winni wyjaśnienia Hermiono...
-Wy? - odparłam powoli tracąc panowanie nad sobą - WY?!
Ron spojrzał na mnie z nadzieją. Serce zabiło mi mocniej. Ale przecież zapomniałam. Przecież...
- Nigdy nie całowałbym Luny, nigdy. Ale...
- Ale co Ron?! - czułam, że mój głos robi się coraz bardziej piskliwy, a moja ręka odruchowo sięgnęła po różdżkę.
Tym razem odezwał się George.
- Daj mu skończyć...
- Skończyć? - zupełnie straciłam kontrolę - O nie! To JA skończyłam! Z nim i z tym chorym związkiem. Ronaldzie... Weasley... Ty skończony dupku!
Wycelowałam w niego różdżką...
-Protego!

Wybawca Rona pociągnął mnie za sobą za rękę i zaprowadził do domu. Spojrzałam na niego.
-Draco?!
Wciąż trzymał moją rękę. Jego oczy błyszczały. Czyżby wcześniej płakał?

***

Kiedy Malfoy odszedł ode mnie bez słowa, postanowiłam nie czekać ani chwili dłużej. To wszystko wydawało się być coraz dziwniejsze. Zaczynałam mieć wrażenie, że to tylko jakiś chory sen. Natychmiast udałam się do Harry'ego. Siedział razem z Ginny na kanapie.
- Harry, mogę Cię prosić?
Ginny przyjrzała mi się. Dostrzegłam coś w jej oczach... Złość? Zazdrość? Tak czy inaczej wyszłam z jej chłopakiem. Kiedy mu wszystko opowiedziałam, patrzył na mnie z ogromnym współczuciem. Cisnęło mi się na usta mnóstwo pytań.
- Co to ma znaczyć? Ten Dracon? Co tu się dzieję Harry... Ginny ze mną nie rozmawia. Ron to palant. Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo tęsknie za rozmowami z Tonks... Za pomoca Lupina...
Sama nie wiem kiedy zaczęły mi lecieć łzy, wiem tylko, że Harry je otarł i złapał mnie za rękę.
- Hermiono...
Pociągnął mnie za sobą. Szliśmy po schodach. Zatrzymaliśmy się przed dobrze znanymi mi drzwiami.
"Syriusz..." - pomyślałam.
Weszliśmy do środka.
- Zdaję - powiedział nagle Harry - zdaję sobie sprawę...
Pokój Syriusza w przeciwieństwie do reszty domu, nie był odnowiony. Był dokładnie taki jakim Black go zostawił. Zupełnie jakby miał tutaj wrócić.
- Harry... Już wiem czemu nazwałeś nową sowę Hedwiga...
Nie skończyłam jednak zdania, bo już byłam w objęciach Harry'ego. Nasze usta spotkały się w takim tempie, jakby już dawno na to czekały. Całował mnie bardzo namiętnie.
"Zupełnie tak jak Ron kiedyś..." pomyślałam.



_____________________

Myślę, że ten post rozwieje wasze podejrzenia co do tożsamości ojca dzieci Hermiony. Jednakże ostrzegam, że z każdym postem wątpliwości będzie coraz więcej. Mam nadzieję, że się podoba i będziecie dalej śledzić moje opowiadanie :)

czwartek, 1 sierpnia 2013

A wszystko zaczęło się tak...


Hmmm... To zaczęło się... No tak już pamiętam!

"O rety, rety, rety" - myśli latały po mojej głowie...
Było południe, 31 lipca, a ja jeszcze nie wysłałam nic Harry'emu! I gdzież była Ruatha? Ta nowa sowa zaczynała mi działać na nerwy. Przyniosła mi podręczniki z dwu dniowym opóźnieniem! Następne 48 godzin spędziłam na czytaniu dokładnie rozkładu 7 roku w Hogwarcie.
"Na całe szczęście nie jestem jedyną osobą, która ma 18 lat i wraca do szkoły."
Uśmiechnęłam się także na myśl, że będą i starsi. Nie miałam wprawdzie pojęcia jakiego zaklęcia użyła pani Weasley na bliźniaków, ale oni również postanowili jednak wrócić. Co dziwniejsze, Molly zgodziła się zająć ich sklepem. Chociaż z drugiej strony wiadomość o tym, że Fred został spetryfikowany, a nie zabity, tak ją ucieszyła, że pewnie zrobiłaby dla nich wszystko... Stukanie w szybę wyrwało mnie z zamyślenia.
-Ruatha! - widok czarnej jak węgiel sowy z żółciótkim dziobem mimo wszystko mnie ucieszył.
Natychmiast otworzyłam okno, a moja towarzyszka usiadła mi na ramieniu. Poleciałam do szafki. Gdy ją otworzyłam, zobaczyłam zapakowane w czerwony papier serce z czekoladkami. Wspomnienie po nieudanym związku. Wciąż było mi przykro, gdy przypominałam sobie widok Rona i Luny całujących się po wygranej bitwie o Hogwart... Potrząsnęłam głową.
"Przestań o tym myśleć, Hermiona!"
Przeniosłam wzrok na książkę i medalion - prezenty dla Harry'ego.
- Chodź kochana - zwróciłam się do Ruathy - pomożesz mi to zapakować.

***

Harry siedział wtedy w swoim domu. Stworek od rana kręcił się w kuchni. Szykował babeczki, przystawki i "Tort tak wielki jak zwycięstwo, sir". Patrząc na niego z uśmiechem, jubilat przyczepił swojej sowie kilka listów do nóżki.
- Wiesz dokąd lecieć... - uśmiechnął się - ...Hedwigo.

***

Prawie umarłam z przerażenia, gdy studiując drugi raz "Skuteczną obronę przez złem w praktyce", zobaczyłam nad sobą pana Weasley'a.
-Spakowana?! - gdy tylko to powiedział, zerwałam się na równe nogi i wielka księga upadła panu Weasley'owi na buty.
- Auuu... Wojna się skończyła moja damo - powiedział z uśmiechem podskakując.
- Ja... O matko, przepraszam! Ale... Jak to? Spakowana? Dokąd?
Artur Weasley przystanął. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Nie dostałaś wiadomości?
W tym momencie uświadomiłam sobie, że dźwięk, który miałam  za piszczące rury to dwie pohukujące do siebie sowy. Wpuściłam Hedwige do środka, a ta lekko obrażona, podała mi następujący list:

" Urządzam przyjęcie urodzinowe.
Będzie tort Stworka.
I Ron... I Draco...
Hermiono błagam przyjdź. To moje urodziny.
Harry

PS Pan Weasley przyjdzie Cię odebrać.
Zostaniesz na kilka dni, bo Stworek chce pogadać.
Chyba o WSZY czy coś..."


"Cudownie Harry..." - pomyślałam od razu.
O Ronie już zapominam. Ale Draco? Po co nam ten palant? Chociaż... Nigdy się nie przyznałam do tego, że uważam go za przystojnego... Ale to nic nie zmieniało! Ależ ja byłam zła. Prawie wybuchłam, ale...
-Piękna prawda?
Dopiero po paru sekundach zrozumiałam, że pan Weasley mówi o sowie.
- Oh... Tak.
- Dzięki niej Harry zapomni o starych ranach - powiedział z determinacją w głosie - ale pakuj się prędko, bo nie zdążymy na świstoklik!

Ja jednak pomyślałam, że nic nie zastąpi Harry'emu pierwszej sowy i bez słowa udałam się do pokoju...





_________________________


Mam nadzieję, że się spodobało i zachęciło was do śledzenia opowiadania dalej. Czekam na wasze rady w komentarzach, no i po prostu wasze wypowiedzi ;)