Wstęp

Hermiona Granger, postanawia opowiedzieć dzieciom jak doszło do tego, że jest z ich ojcem. Czytelnik od samego początku nie zna jego tożsamości, może się jedynie domyślać kim on jest...

niedziela, 24 sierpnia 2014

Lotos.


Skąd wiedziałam, że to lisica? Właściwie najpierw ujrzałam stojącą tyłem rudą kobietę, która sekundę później zamieniła się w lisa i węszyła jakby wokół niewidzialnej bariery. Ostrożnie zbliżyłam się do animaga. "Znajdź drogę do lisa"... Słowa listu odbiły się echem w mojej głowie. Wiele ryzykując uniosłam różdżkę i zdjęłam zaklęcia obronne.
- O mój Boże! - wyrwało mi się.
Na moich oczach lisica zmieniła się z powrotem w kobietę. Kobietę, którą znałam. Kobietę, która uratowała mi już raz życie. Po chwili zaskoczenia, odezwała się.
- Wszystko dobrze? - Fox patrzyła na mnie przerażona.
- Arielle, ona jest... ranna...
Wydukałam jedynie, a ona pobiegła do niej nawet na mnie nie patrząc. Rzuciłam ponownie zaklęcia obronne. Kiedy wróciłam do Arielle, Fox trzymała ją za rękę.
- Wiesz co jej się stało?
- Odkryła, że wspomnienia w fiolkach są fałszywe. Tylko tyle wiem.
- Fałszywe?
- Zdaję się, że wiem o co jej chodzi, myślałam nad tym ostatnio.
Nie zadała żadnego pytania tylko wstała i spojrzała na mnie bez strachu w oczach. Dopiero teraz zauważyłam, że w jej wyglądzie poza rudymi włosami jest coś z lisa. Była też przebiegła. Czy wiedziała, że...
- McGonagall jest zdrajcą.
- Tak, to dość szokujące. Ale wiedziałam.
Przez pewien czas panowało milczenie. Bałam się je przerywać. Być może dlatego, że odpowiedzi na dręczące mnie pytania mogły być zbyt bolesne. Myślę, że rozumiałam dlaczego Fox wcześniej też milczała. Po chwili ponownie kucnęła przy Arielle, zarzuciła mi moją torbę na ramię, a następnie złapała nas za ręce. Rozejrzała się jeszcze czy nie zostawiłyśmy śladów i chwilę później czułam jak wiruję w nicości.

***

Znajdowali się w ogródku jakiegoś domu. Była to wysoka, biała, do połowy obita drewnem chatka. Miała soczyście czerwony dach, a obok komina znajdował się wyznaczający kierunki świata kogut. Ogród był pełen jabłoni oraz drzew. Roślinność jak na listopad była bujna, a liście wciąż miały soczyście zielony kolor. Największą uwagę przykuwało jednak coś innego. Wokół domu była niewielka fosa. Cała pokryta pięknymi kwiatami. Kolory przechodziły od niebieskiego przez fiolet, róż, aż w końcu biel. Wokół każdego kwiatu były duże liście, a w powietrzu czuło się przepiękną woń.
- Gdzie wy jesteśmy? - spytał Ron wstając.
Harry wyglądał na równie zaskoczonego, Draco natomiast, bez wahania przeszedł przez mostek prowadzący do chatki. Ron spojrzał badawczo na Harry'ego, a gdy ten ruszył do przodu, wyraźnie przybyło mu pewności siebie. Gdy tylko przekroczyli próg, poczuli zapach świeżego pieczywa. Na lewo od holu, znajdowała się kuchnia. Przytulna, kojarząca się Harry'emu z bajką o królewnie Śnieżce. Przy stole siedział Hank Longbottom. Wyglądał jednak o wiele gorzej, niż gdy widzieli go po raz ostatni. Miał cienie pod oczami i schudł jakieś 5 kilogramów. Na widok gości wstał jednak i zmusił się do uśmiechu.
- Draco! Harry! Ron! - zmierzył wzrokiem przestrzeń za nimi - A Fox?
- Mam nadzieję, że wkrótce tu będzie. Ona... poszła za Hermioną.
Draco opadł ciężko na krzesło. Dopiero teraz, można było dostrzec szramę na całej długości jego szyi. Nikt jednak nie zadawał żadnych pytań. Siedzieli w milczeniu, które niespodziewanie przerwał Ron.
- A dlaczego właściwie Ty za nią nie polazłeś?
Przez twarz Malfoya przeszedł cień, który przypomniał o tym, kim kiedyś był. Wstał i wycelował różdżkę prosto w Ronalda.
- Posłuchaj mnie Ty niewdzięczny dupku, uratowałem Ci życie. Zupełnie tak, jak wy kiedyś mi. Próbuję Cię ignorować, a nawet tolerować, a Ty na każdym kroku, przypominasz mi jak bardzo jesteś bezwartościowy.
Było jedynie słychać to jak Ron przełknął głośno ślinę. Harry popatrzył na Dracona błagalnym wzrokiem, a ten bez słowa wyszedł z kuchni i wspiął się po schodach.
- Ma rację Ron... Wiem, że chodzi o Hermione. Ale tym razem, to on uratował nam życie.

***

Artur Weasley razem z Jesterem Jolly, wysłali wszystkimi możliwymi drogami przyjaciołom i rodzinie, informacje, aby udali się do Lotosu. Sami jednak kroczyli po Hogwarcie szybkim i zdecydowanym krokiem. Gdy wreszcie dotarli do celu, drzwi do gabinetu dyrektora wydały im się dziwnie obce. Co więcej, były otwarte na oścież. Jester, skinął do Artura na znak, że wejdzie pierwszy i wyciągnął różdżkę przed siebie.
- Jolly, czy...
Artur Weasley nie skończył jednak tego zdania. Zamiast tego otworzył szeroko usta i patrzył się na ściany gabinetu. Wszystkie portrety, w tym Dumbledore'a, zniknęły. Ściana, która przerażała swoim szarym kolorem była głucha, cicha. Tak odmienna.
- Skupmy się na celu Arturze. - powiedział niemal szeptem Jester.
Zbliżyli się powoli do biurka. Ku ich zdziwieniu, szkatułka leżała na środku biurka. Nietknięta.
- Harry mówił, że pod prawdziwą, znajduje się zaklęcie.
Jolly ostrożnie podniósł szkatułkę i spojrzał na dno.
- To ona.
Wtedy usłyszeli kroki na schodach.

***

Gdy znalazłyśmy się w przepięknym ogrodzie, nie było nawet czasu bym mogła się mu przyjrzeć. Arielle krwawiła. Rana na jej brzuchu powiększała się. Zdawać by się mogło, że z każdą sekundą traci więcej krwi.
- Haaank! - krzyknęła w stronę domu wciąż trzeźwo myśląca Fox.
Niemal natychmiast wybiegł Hank Longbottom. W towarzystwie Harry'ego i Ronalda. Po chwili dołączył do nich Dracon. Pamiętam to wszystko jak przez mgłę. Cały świat zdawał się wirować.Wrzask Harry'ego. Zapach lotosu. Krew. Światło. Zapach chleba. To wszystko co pamiętam ze sceny, w której wnosiliśmy Arielle do domu. Pamiętam też, że Hank i Fox zamknęli się z nią w pokoju. Powiedzieli, że to zbyt drastyczne i nie możemy tego oglądać. Zapewne mieli racje. Później pamiętam już tylko, że siedziałam na środku ogrodu, a do domu wciąż aportowali się jacyś ludzie. Nie zwracałam na to w ogóle uwagi, wciąż myślałam tylko o tym, jak bardzo chcę, żeby ONA przeżyła.
- Ile zostało Ci do końca? - usłyszałam jak wybita z transu.
Draco Malfoy. Zdawał się oszaleć.
- Co takiego? - spytałam z największym spokojem w głosie, na jaki byłam w stanie się w tym momencie zdobyć.
- Obiecałaś mi, że będziesz czytać. Pamiętasz?
- Oh...
Wyjął zza pleców książkę od Neville'a i podał mi ją.
- Wypadła z torebki gdy tu dotarłyście.
Nie miałam pojęcia co mu na to odpowiedzieć. Może to przez to, że gdy usiadł bokiem do mnie, zauważyłam dość dużą szramę na jego szyi. Nie miałam jednak odwagi spytać lub może nie chciałam wiedzieć, co mu się stało. Na szczęście odezwał się pierwszy.
- Zdajesz sobie sprawę, że za pagórkiem... Za tym, za którym nocowałaś. - dodał od razu wyjaśniając - Jest miejsce,do którego chcieli Cię zaciągnąć.
- Chcesz powiedzieć, że ten pożar... To wszystko... Specjalnie?
- Arielle też.
- Mój Boże! Kim oni są? Jeśli myślą, że mogą bezkarnie palić lasy i ranić moich przyjaciół. To...
Zabrakło mi powietrza. Ale nie miało to związku z brakiem słów. Po raz trzeci, poczułam na ustach smak Dracona Malfoya. Magnetyzujący, tak bardzo, że pragnęłam pocałować go jeszcze raz. Głos Harry'ego sprawił jednak, że wróciłam na ziemię i odsunęłam się od Malfoya.
- Słuchajcie...
Jego głos brzmiał chrypliwie. Patrząc na jego twarz, zrozumiałam, że przed chwilą musiał płakać.
- Fox mówi, że chce wszystkich widzieć w kuchni.
Leniwie wstałam i schowałam książkę Neville'a pod pachę. Czułam, że to co usłyszę w kuchni wcale mnie nie zadowoli. Harry i Draco, okazali się być na tyle pomocni, że nie odezwali się ani słowem przez całą drogę. Krótką, ale mimo wszystko naprawdę to doceniłam.
- Wiemy już naprawdę wiele - usłyszałam wchodząc do kuchni.
Ku mojemu zdziwieniu, pierwszy raz od dawna oczy wszystkich nie powędrowały na mnie gdy tylko się pojawiłam. Usiadłam więc w kącie i zaczęłam słuchać, nie zwracając uwagi na to, kto właściwie był w pokoju.
- Do tej pory myśleliśmy, że chodzi tylko o Hermionę.
Przełknęłam głośno ślinę na te słowa.
- Teraz wiemy, że to nieprawda. Draco... - tutaj zrobiła chwilę przerwy - Przeczytał w księdze Lucjusza, dość istotną informację. Wiemy już, co stało się Ginny, Slughornowi i... jak podejrzewamy McGonagall. Stali się czymś, co dawna legenda nazywa... superpopulos.
Gdy wypowiedziała ostatnie słowo, zaczęło do mnie docierać, że już je słyszałam. Gdy weszliśmy we wspomnienia. Superpopulos... Jeden ze sposobów na nieśmiertelność.
- Ktoś... Po prostu czerpie od nich życie. Do tej pory, nie sądziliśmy, że to zaklęcie istnieje naprawdę. A jednak. Wiemy też, że o nieśmiertelność starają się dwie osoby. Mężczyzna i kobieta. I teraz, najtrudniejsza część...
Cisza, która zapanowała po jej słowach mówiła sama za siebie.
- Superpopulos, nie mogą powstawać tak szybko... Jeden za drugim. Dopóki stwórca nie znajdzie stałego żywiciela. Który zapewni mu moc. Czarodzieja. Płci przeciwnej. W młodym wieku.
Neville.
- Dlatego musi to być kobieta. - Fox spojrzała teraz wprost na mnie. - Wciąż jakiś mężczyzna szuka Hermiony. Myślę, że oboje postanowili "przetestować" sposoby nieśmiertelności. I oboje posuną się bardzo daleko. Im więcej superpopulos tym dłuższe życie twórcy. A ten, kto szuka Hermiony, wykorzystuje ich, nas... Żeby do niej dotrzeć.
Kiedy tylko usłyszałam jej słowa, łzy napłynęły mi do oczu.
- Więc i tak wszyscy zginą! Chyba że... - sama nie wierzyłam w to co później powiedziałam. - Chcę mieć dziecko.
I znów wróciło to okropne uczucie. Kiedy oczy wszystkich zwrócone są prosto na mnie. Zebrałam w sobie wszystkie siły i zignorowałam to. Podeszłam do Fox i spojrzałam na wszystkich. Molly, Freda, George'a, Lunę, Billa, Fleur, Hanka, Harry'ego, Rona i wreszcie patrzącego na mnie z niedowierzaniem Draco.
- Legenda mówi, że... Ten z kim będę miała dziecko, będzie nieśmiertelny. Rozwiązanie jest proste. Muszę je mieć. Teraz. Dopóki wszyscy jeszcze żyjemy.
Nie słuchając uwag, o tym, że jest to okropny pomysł, popatrzyłam na Fox z nadzieją.
- A co z kobietą?
- Mówisz, że działają razem. Myślę, że są ze sobą blisko, jeśli użycza mu swoich potworów. - przeszły mnie dreszcze, gdy przypomniałam sobie Ginny - Więc, gdy on nie będzie nieśmiertelny... Myślę, że ona... Stanie się łatwiejszym celem. Będzie mniej precyzyjna. Pragnienie zemsty zabija precyzje.

***

Późnym wieczorem siedziałam w ogrodzie, czytałam książkę od Neville'a i zastanawiałam się, czy moja decyzja jest słuszna. Nie wiem jak długo Harry siedział obok mnie, ale kiedy go zobaczyłam, powiedziałam tylko:
- Wiem co robię.
Pokiwał głową.
- Wiem.
- To decyzja na całe życie.
- Hermiona... - zaczął - Powinnaś myśleć o sobie. Nie możesz mieć dziecka z byle kim. Jeśli nie kochasz Rona to...
Spojrzałam na niego tak piorunującym wzrokiem, że zamilkł.
- Nie. Nie będę myśleć o sobie. Myślę, że prawdziwa miłość polega na poświęceniu. Nawet, kiedy możemy zranić samych siebie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Bez względu na wszystko... Nie mogę skazać... Po prostu Harry...
Łzy płynęły mi po policzku. Zamknęłam książkę i ukryłam za nią twarz. Dopiero po paru sekundach byłam w stanie się odezwać. Harry patrzył na mnie cierpliwie i objął mnie ramieniem.
- Nie mogę wybrać Draco. Muszę wybrać Rona. - powiedziałam w końcu.






_________________________________


Może ktoś tu jeszcze jest i to czyta? Mam nadzieję. Jak obiecałam jest rozdział. Wiem, że miał być wczoraj, ale jeśli ktoś czytał komentarze to wie, że przesunęłam to o jeden dzień ze względu na nieplanowany wyjazd do babci wczoraj. Zatem... Macie kolejne tajemnice i zagadki rozwiązane. Coraz bliżej do końca historii :)







poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Kochani!

Przez caly ten czas, dostawalam mnostwo  wiadomosci, komentarzy... Wszystkie z prosbami o wznowienie bloga. Niestety, nie bylam w stanie zrobic tego wczesniej. W zasadzie  teraz tez nie moge.. Poniewaz jestem 1020  km od domu. ALE!  Dobra wiadomosc jest  taka, ze  dnia 22.08 pojawi  sie  NOWY ROZDZIAL :) Macie zatem czas na przeczytanie ponownie starych, aby byc w tym nrocznym klimacie tajemnic. Jesli dalej macie na to ochote. POLECAM takze obejrzec filmik, w ktorym jest mowa o tym co przeczutacie 22 sierpnia.