Wstęp
Hermiona Granger, postanawia opowiedzieć dzieciom jak doszło do tego, że jest z ich ojcem. Czytelnik od samego początku nie zna jego tożsamości, może się jedynie domyślać kim on jest...
czwartek, 16 stycznia 2014
Uciekaj.
Przez chwilę czułam na sobie spojrzenia wszystkich, ale po chwili Renarda Fox zaczęła ponownie energicznie mówić i większość sali skupiła się na jej słowach. Odwiązałam list od nóżki sowy. Kątem oka zauważyłam, że Hagrid i "cycata Railler" wychodzą. Szybko otworzyłam kopertę i zaczęłam czytać:
"Piszę szybko,
nie wiem jak długo pozostało nam do ostatecznego rozwiązania...
Pod lwem nie jest bezpiecznie. Zwierzęta już nie chronią.
Mam odpowiedź.
Uciekaj.
Smok."
W pierwszej chwili nie zrozumiałam kompletnie nic. Poza podpisem i ostatnim słowem. Biorąc głęboki oddech, zaczęłam czytać jeszcze raz. Piszę szybko... Do czegoś mu się śpieszy. Ktoś go goni? Ktoś nad nim stoi? Lucjusz? Nie wiem jak długo pozostało nam do ostatecznego rozwiązania... Zapewne dlatego pisał szybko. Rozwiązanie. Przełknęłam ślinę. Ktoś mnie znalazł. Ktoś czekał. Pod lwem nie jest bezpiecznie. Zwierzęta już nie chronią... Kiedy przeczytałam to drugi raz, już wiedziałam. Lew, symbol Gryffindoru. Gryffindor nie jest bezpieczny. Hogwart już nas nie broni. Mam odpowiedź... Księga.Serce zaczęło walić mi jak oszalałe, a słowa, które wypowiadała Fox zdawały się w ogóle nie mieć sensu. Powoli zaczynało mi się kręcić w głowie. Wszystkie kolory stały się okropnie jaskrawe, a postacie rozmywały mi się przed oczami. Zamknęłam na chwilę oczy, a kiedy je otworzyłam wróciło do mnie trzeźwe myślenie i wsłuchałam się w słowa rudej nauczycielki.
- Teraz, wszyscy opuścicie sale i udacie się PROSTO do swoich dormitoriów.
Uczniowie zaczęli powoli wstawać, a ja odciągnęłam zdenerwowanego Rona i nieobecnego Harry'ego. Stanęliśmy za grupą Krukońskich pierwszoroczniaków. Pokazałam Ronowi list, ale jego mina wskazała na to, że i tak musiałam wyjaśnić im swoje podejrzenia. Harry, dopiero gdy zakończyłam przemówienie wyrwał się z transu. Wskazał na salę, w której liczba osób była coraz mniejsza, a my coraz bardziej rzucaliśmy się w oczy. Nie myśląc zbyt wiele pobiegliśmy do mojego dormitorium. W połowie drogi stanęłam i pisnęłam.
- To niemożliwe!
Poirytowana mina Rona, natychmiast kazała mi wyjaśnić. Wzięłam głęboki oddech i pędząc dalej przed siebie po ruchomych schodach, tłumaczyłam.
- McGonagall. Dzisiaj. Deportowała nas na terenie Hogwartu...
- Ale przecież na terenie Hogwartu nie... - uciął nagle Ron widząc moją minę.
Na piętrze rozglądaliśmy się na wszystkie strony, czy ktoś nas nie śledzi. Chociaż w głębi duszy czułam, że Harry rozgląda się za Arielle. Wciąż miał nadzieję, że jest wśród nas. Wbiegliśmy bez problemu przez portret, bo Gruba Dama zniknęła. To sprawiło, że Ron stracił pewność siebie, bo szedł o wiele wolniej. Nie zastanawiając się weszliśmy do dormitorium dziewczyn, tym razem wcale nie zaskoczeni, że alarm się nie włączył. Gdy tylko weszliśmy do mojego pokoju, zamknęliśmy za sobą drzwi na klucz.
- Naprawdę chcesz uciekać?
Ron patrzył na mnie z niedowierzaniem, kiedy pakowałam kolejne rzeczy do mojej torebki. Tym razem ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Czy przypadkiem Ronaldzie, to nie Ty byłeś ostatnio skłonny ze mną uciec?
- Tak, ale wtedy...
- Ale wtedy Dracon miał inne zdanie?
Rzuciłam torebkę na łóżko, a dźwięk znajdujących się w niej rzeczy odbił się echem po pokoju. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
- Dokąd? - spytał nagle Ron. - Dokąd uciekamy?
Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do pakowania torby. Schowałam jeszcze ciepły sweter, mój i Arielle. Nagle niespodziewanie wybuchłam płaczem.
- Tam gdzie ją znajdziemy.
Harry podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. Ron patrzył przez okno.
- Wiem, gdzie ją znajdziemy. Ale tylko ja i Ron. - powiedział nagle.
***
Draco szedł ciemną uliczką Hogsmeade, z różdżką schowaną pod rękawem płaszcza. Każdy krok, który stawiał był zdecydowany i dobrze słyszalny. W mieście zdawało się nie być żywego ducha. Co jakiś czas przebiegał kot, a latarnia przygasała dając we znaki, że w tym miejscu nie powinien się nikt znajdować. A jednak. Draco był pewien. Wiedział, że ten kogo szuka tu będzie. Czuł w powietrzu narastające napięcie. Gdy doszedł wreszcie do stacji zatrzymał się. Paliły się obie latarnie. Cisza biła go po uszach. Mimo to, nie dał się tak łatwo zwieść.
- Wiem, że tu jesteś. - powiedział głośno.
Nic się nie wydarzyło. Zrobił krok do przodu i wtedy zza latarni wychyliła się postać kobiety.
- Witaj Draconie Malfoy'u. Zdaje się, że jestem strasznie przewidywalna. - roześmiała się szyderczo.
Tanecznym i zgrabnym krokiem zbliżyła się do niego. Dopiero gdy stanęli twarzą w twarz, Draco dostrzegł jej krwiście czerwone oczy. Tak nie podobne do tych, które miała wcześniej.
- Może dlatego, że już nie jesteś człowiekiem. Jesteś zwierzęciem. A zwierzęta mają instynkt. Znam ten instynkt.
Gdy tylko to usłyszała zaczęła się donośnie śmiać i uniosła ręce do góry. Szepnęła coś pod nosem i z przygryzioną wargą spojrzała mu prosto w oczy. Mimo ich okropnego koloru, były strasznie hipnotyzujące. Malfoy poczuł dotyk różdżki pod płaszczem, ale nie zdecydował się jej użyć.
- Jesteś pewien, że zwierzęta potrafią to? - uniosła ponownie ręce do góry.
Wszystkie latarnie zgasły, a Draco czuł jedynie, że długie włosy muskają mu policzek. Wirowała wokół niego w radosnych obrotach, śmiejąc się głośno i przenikliwie. Kiedy się zatrzymała, światło znów zapłonęło, a ona wciąż wbija w niego puste ślepia.
- Jestem. Wiem po co tu przyszłaś. Ale jest za późno.
Nagle na jej twarzy wymalowała się prawdziwa złość, a z ust wydobył się przeraźliwy dźwięk.
- Jak to za późno?! - warknęła.
Gdy tylko spróbowała zrobić krok, Draco wyjął różdżkę. Skwitowała to po raz kolejny śmiechem. Po nim nastąpiła cisza. Aż w końcu Draco, zaczął mówić.
- Szukasz pierścienia. Tego samego, który miałaś na palcu kiedy trafiło Cię zaklęcie. Od nich. Teraz od was. Widzisz, zabawne - spojrzał na swoje paznokcie jak gdyby nigdy nic,a potem przeniósł wzrok prosto na nią. - Nie znajdziesz go tu. Właściwie, nie znajdziesz go nigdzie. Ponieważ go zabrałem.
Przygryzła wargę ta mocno, że pociekła z niej krew. A zaciśnięte w pięści dłonie, pokazywały dokładnie układ jej kości.
- Kim są ludzie, dla których pracujesz? - spytał wprost Draco, nie opuszczając różdżki.
Uśmiech na jej twarzy pojawił się równie błyskawicznie jak zniknął.
- Czyli jednak nie jesteś taki wszechwiedzący Draconku? Lepiej pilnuj swoich dziewczątek. Bo Tenebris* mają ją w zasięgu ręki. Staruszkowie nie zawsze są kochani wiesz?
Oblizała krew z ust i uśmiechając się szyderczo uniosła ponownie ręce do góry. A wszystkie latarnie zgasły. Gdy światło się zapaliło, nie było już śladu po Ginny Weasley.
***
- Harry... - zaczęłam, ale Ron mi przerwał.
- Znajdziemy ją Harry. Ale musimy ją ukryć w bezpiecznym miejscu.
Od razu wiedziałam, że ta druga "ją" to ja. Nie chciałam jednak być tak łatwo uznana za ciemiężoną. Więc w ramach protestu wstałam na równe nogi.
- O nie, nie. - widząc minę moich towarzyszy dodałam od razu. - Nie.
Harry jedynie przewrócił oczami i zaczął mówić do Rona, kompletnie mnie ignorując.
- Są dwa miejsca, w które mogła udać się Arielle. Departament Tajemnic. Oraz Brighton.
- To głupota, ona nawet nie wie gdzie jest Departament Tajemnic. - powiedział Ron.
- Wie.
Spojrzeli na mnie jakbym właśnie powiedziała im, że Zgredek zmartwychwstał i gra w Tańcu z Gwiazdami. Nerwowo poprawiłam włosy i wróciłam do momentu w gabinecie McGonagall.
- Kiedy opowiedzieliśmy jej o wydarzeniu w Departamencie, spytała gdzie właściwie jest budynek Ministerstwa.
Siedzieliśmy przez chwilę patrząc się na siebie nieprzytomnymi spojrzeniami. Każdy z nas potrzebował snu. Ale nikt nie mógł sobie na to pozwolić. Chwilę potem Harry otworzył okno, wystawił różdżkę i szepnął jakieś zaklęcie. Przez okno wleciał plecak i dwie miotły. Ron natychmiast rzucił się na swoją miotłę wiedząc doskonale, o co chodzi Harry'emu. Zarzuciłam bez słowa swoją torbę na ramię i usiadłam za Ronem. Wylecieliśmy przez okno wprost do Zakazanego Lasu. Prawdę mówiąc znaleźliśmy się tam zaskakująco szybko. Chłód przeszył moje ciało i objęłam Rona mocniej. Lecąc po Zakazanym Lesie, o wiele zwolniliśmy. Drzewa miały ten sam szary kolor co zawsze, a mgła zdawała się być nawet gęstsza. Co jakiś czas przebiegały różnej wielkości zwierzęta. Mrok i odgłos szeleszczących liści idealnie oddawały wszystkie uczucia, które miałam w sercu. Zatrzymaliśmy się przy jednym z drzew, a ja użyłam zaklęcia by włożyć ich miotły, do plecaka Harry'ego.
- Plan jest taki, ja i Harry udajemy się do Departamentu Tajemnic. Znajdujemy Arielle, bierzemy przepowiednie i wracamy do Ciebie. Do Billa i Fleur. Bo tam masz się udać, rozumiesz?
Ron przytulił mnie gdy tylko to powiedział. Spojrzał mi w oczy, a potem odsunął się i przepuścił Harry'ego.
Ten długo nic nie mówił. Patrzył na mnie, a ja przypomniałam sobie, że kiedyś w tym lesie uratowaliśmy Syriusza. Że w tym lesie zostawiliśmy Umbridge. Że w tym lesie omal nie stracił życia.
- Harry... - przytuliłam go do siebie, a łzy naleciały mi do oczu. - Znajdźcie ją.
Pokiwał głową, a potem podszedł do Rona. W chwili, w której się aportowali Ron krzyknął.
- Hermio...
Zakryłam dłońmi twarz i upadłam na kolana. Poczłapałam do drzewa i oparłam się o nie. Łzy napłynęły mi do oczu, ale wtedy zobaczyłam postać wyłaniającą się z mgły. Zbliżała się powoli. Wstałam na równe nogi i omal nie upadłam kiedy sowa zatrzymała się na moim ramieniu z listem. Nerwowo odpakowałam go, wciąż patrząc na zbliżającą się do mnie osobę. Kiedy ujrzałam znajomą twarz odetchnęłam z ulgą i przeczytałam list.
"Koty są fałszywe.
Znajdź drogę do lisa. Pamiętaj o moim ostatnim.
Smok"
- Panno Granger. - usłyszałam głos McGonagall stojącej tuż przede mną. - Któż wysyła do Pani list w sercu Zakazanego lasu?
Drgnęłam. Znajdowałam się zupełnie sama w niebezpiecznym miejscu, a ona przejmowała się tylko listem. W dodatku jej głos brzmiał strasznie nerwowo.
- To tylko...
- Pokaż mi go. - wyciągnęła rękę.
Miałam to już zrobić, gdy nagle uświadomiłam sobie... Koty są fałszywe. Kot. Animag. McGonagall! Chyba wyczuła moją niepewność, bo wyciągnęła rękę dużo bardziej zdecydowanie. Przez chwilę wypowiedziałam w myślach życzenie, żeby na list działało to samo zaklęcie co na Mapę Huncwotów.
- Daj mi go, Granger! - głos McGonagall brzmiał groźnie.
Rzuciłam list w jej stronę, a ona otworzyła go natychmiast i zaczęła go czytać. Na głos:
- Koty mają pchły. Znajdź szczotkę. Pamiętaj o szamponie. Luna. - spojrzała na mnie pytająco.
Starałam się ze wszystkich sił ukryć zdziwienie na mojej twarzy i brzmieć wiarygodnie.
- Krzywołap. - odparłam od razu.
McGonagall wlepiła znowu swój wzrok w litery, a ja skorzystałam z jej nieuwagi i rzuciłam zaklęcie na drzewo znajdujące się za nią. Wielka gałąź runęła na ziemię i rozproszyła tym samym stado kruków. Kiedy dyrektorka obróciła się w stronę całego wydarzenia, wyrwałam jej list z ręki i okropnie przerażona aportowałam się niemal natychmiast.
***
Przez chwilę myślałam, że się nie udało. Że dalej jestem w Zakazanym Lesie. Po chwili jednak zorientowałam się, że drzewa tutaj są inne, a liście mają kolor złota. Udało się. Trafiłam. Do Brighton. Do drugiego miejsca gdzie mogła być Arielle. Musiałam ją znaleźć, za wszelką cenę. Nie powinniśmy jej w to wszystko mieszać. Powinna zostać w Londynie. Być bezpieczna razem ze swoją mamą. Mgła powoli opadała, a niebo zdawało się przybierać jaśniejszego koloru. Nadchodził poranek.W oddali usłyszałam wycie wilka i nabrałam ochoty na skulenie się i płacz.
"Weź się w garść Hermiona!" - skarciłam się w myślach.
Rozejrzałam się wokół siebie. Od strony wschodu zobaczyłam niewielką wydeptaną ścieżkę. Niepewnym krokiem ruszyłam przed siebie i zaczęłam analizować ostatnie wydarzenia. McGonagall, była szpiegiem. Nie mogłam w to uwierzyć. To wprawiało mnie w zabawne, ale przerażające uczucie. Wiedziała o nas wszystko. Smok. Nie wiadomo gdzie był, ale był wciąż kilka kroków przed nimi. A Harry? Harry zdawał się to wszystko wiedzieć. Ufał mu. Od samego początku tego koszmaru. Nagle usłyszałam coś w rodzaju szlochu, dochodzącego zza grubego przewróconego pnia. Wyjęłam różdżkę i powoli podeszłam do źródła dźwięku, to co zobaczyłam wprawiło mnie w mdłości.
- O mój Boże... - podbiegłam bliżej.
Na ziemi leżała młoda dziewczyna, z otwartą raną brzucha. Całe jej dłonie były posiniaczone, a twarz podrapana. Usta były sine, a z górnej wargi płynęła krew. Jej długie włosy były całe w liściach i brudzie.
- Hermiona... - szepnęła nagle.
Wtedy zobaczyłam kolor jej oczu. Obok wielkiej szramy pod jednym z nich, rzucało się coś jeszcze. Najpiękniejszy błękit jaki można sobie wyobrazić.
- Arielle! - krzyknęłam przerażona.
___________________________
Dlugo, długo nic nie było. Przepraszam Was za to niezmiernie, ale moja chęć do pisania zniknęła na pewien czas wraz z ocenami na semestr. Ale oto powracam w (mam nadzieję) wielkim stylu! Jeśli widzicie literówki lub błędy, piszcie śmiało. Zawsze strasznie się emocjonuję pisząc i często gubię te wszystkie szczegóły.
A co do notki, coraz mniej tajemnic przed Wami. Szukajcie drogi do lisa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jest i nowy rozdział i to naprawdę bardzo świetny ... hmmm ... tylko brakuje mi trochę takiego może "ciapowatego " Rona .... z niecierpliwością czekam na dalszą część :D
OdpowiedzUsuńJest i nowy rozdział i to naprawdę bardzo świetny ... hmmm ... tylko brakuje mi trochę takiego może "ciapowatego " Rona .... z niecierpliwością czekam na dalszą część :D
OdpowiedzUsuńGosh... mam mnósto podejrzeń co do lisa *U*
OdpowiedzUsuńTen rozdział naprawdę zamiótł. Jestem pod wrażeniem.
Nie pierdziel, tylko pisz dalej dzióbku <3
W końcu! Świetny rozdział, tylko chciałabym więcej Hermiony i Draco <3 :** Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. !!
OdpowiedzUsuńZnasz jakiś blog godny polecenia o Dramione? :D
OdpowiedzUsuńMogłabyś odpisać, bardzo proszę. :*****
"droga do lisa" - lis jest rudy - Weasley'owie są rudzi. o to chodzi?
OdpowiedzUsuńciekawwwww :D
OdpowiedzUsuńCzekam na wiecej.
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Zapraszam na http://ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com/2014/01/rozdzia-13-wszystko-jest-inaczej.html
Świetne jak zwykle :*
OdpowiedzUsuńhttp://harry-potter-cz8.blogspot.com/
http://dzieci-mroku.blogspot.com/
Fajne <3
OdpowiedzUsuńhttp://hp-inna-hisoria.blogspot.com/
Świetnee. *u*
OdpowiedzUsuńTylko pisz szybciej bo nie pamiętam co się dzieje jak długo nie dodajesz. <3
Arielle się rozszczepiła? Dyptam? ^^
Weny życzę i czekam na kolejny. <3
Wiesz, na początku mi się podobało, było ciekawie. Teraz też jest, ale ze względu na to, że tak rzadko dodajesz rozdziały, nie chce mi się czytać. Musiałabym zacząć wszystko od nowa, aby ogarnąć o co chodzi. Stwierdziłam, że powinnaś wiedzieć, iż przez swój brak systematyczności straciłaś czytelnika. Twój blog nie jest wart polecenia komukolwiek. Sama historia jest bardzo ciekawa, fajna, bardzo dobrze napisana. Masz świetny styl, ale to, że tak rzadko dodajesz cokolwiek (choćby informację o tym, kiedy dasz nowy rozdział) jest ogromnym minusem, strasznie zniechęca.
OdpowiedzUsuń