- Arielle... - zaczął spokojnie Neville - Na terenie Hogwartu nie można się aportować, ani deportować. Biegłem tutaj aż z Zakazanego Lasu.
McDonely aż zakręciło się w głowie. Usiadła na sofie przed kominkiem i ukryła twarz w dłoniach. Dopiero po kilku sekundach zdecydowała się spojrzeć na Neville'a. Majstrował coś przy pierścionku, zupełnie jakby chciał napisać wiadomość. Dlaczego w tym przeklętym Hogwarcie, nie można było zadzwonić?
- Kto tam jest? - spytała.
Dalej na nią nie patrzył tylko kręcił szafirowym kamieniem jakby w poszukiwaniu odpowiedzi. Arielle zaczęła się powoli denerwować i miała ochotę zamienić Longbottoma w jego ropuchę. Pochwaliła się w myślach, bo transmutacja szła jej na konkursie całkiem nieźle. Podniosła różdżkę leżącą obok niej, mruknęła pod nosem zaklęcie, które pamiętała i wycelowała w... pogrzebacz. Rechot obok Neville'a sprawił, że ten podskoczył i popatrzył się na nią szerokimi oczami.
- Arielle... - niemal szepnął.
- Tak wiem, to głupie... - zaczęła się usprawiedliwiać, ale nie skończyła...
Neville zerwał się nagle i uklęknął przy niej, pokazując na jej dłoń.
- Użyłaś mojej różdżki!
***
Osunęłam się na kolana i łzy naleciały mi do oczu w jednej sekundzie. Nie mogłam w to uwierzyć. Bose stopy i strzępki granatowej sukienki widniały przed moimi oczami, nawet gdy je zamknęłam. Przez chwilę szloch Pana Weasleya, przebijał się z echem po całej stacji. Minęło zaledwie kilka sekund, a ja czułam się jakbym klęczała w tej pozycji już cały dzień. Usłyszałam, że ktoś podbiega i zatrzymuje się za mną.
- Hermiona, czy Ty do reszty... - ale Ron nie skończył.
Otworzyłam oczy. Bill ciągle stał w tym samym miejscu jak zamrożony. Jedyną oznaką tego, że tak nie jest, był fakt, że mrugał. Ron patrzył się w stronę ojca, który wciąż rozpaczliwie zawodził. Minerwa McGonagall odwróciła się plecami. Dopiero teraz byłam w stanie dostrzec kto jeszcze tam był. Na samym środku stał Harry, który gapił się w niebo jakby chciał uciec. Gdzieś bardzo wysoko. Popatrzyłam w górę w tej samej nadziei. W tym momencie rozległ się wielki huk, a na niebie napis "Zginęło dwoje. Ilu jeszcze musimy zabić, żebyście ją oddali?". Spuściłam wzrok i zauważyłam, że wszyscy patrzą się na mnie. Ron zaciskał pięści i nagle zaczął krzyczeć jak opętany różne wyzwiska. Pan Weasley dopiero wtedy podbiegł do niego i zupełnie po ojcowsku go przytulił. Dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać.
"Ginny Weasley, jest martwa"
***
Neville i Arielle biegli przez błonia do Zakazanego Lasu kiedy usłyszeli wielki huk dochodzący jakby z nieba. Zupełnie jakby ktoś przebił balona wielkości Azkabanu. Nad ich głowami pojawiły się zielone słowa, które rozmyły się gdy tylko zdążyli je przeczytać. Gwałtownie przyśpieszyli i zatrzymali się tuż przed wejściem do lasu.
- Ten las. Zawsze mnie przerażał, a teraz wydaje mi się o wiele bezpieczniejszy. - powiedział Neville i ruszył przed siebie.
Robił bardzo duże kroki, a Arielle z trudem łapała oddech pędząc za nim. Przełknęła ślinę rozglądając się po lesie. Usłyszała gdzieś z boku szelest. I zatrzymała się gwałtownie.
- Neville - szepnęła. - Coś jest nie tak.
- Nie mamy czasu na takie głupoty, musimy... - i nagle fioletowe światło przeleciało koło jego lewego ucha.
***
Draco. Moje serce przybrało zawrotnego tempa, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie widzę go na stacji. Zginęło dwoje. Myśli krążyły w mojej głowie jak oszalałe, wszyscy Weasley'owie stanęli nad Ginny. Ja nie mogłam patrzeć w tamtą stronę. Szeptali coś energicznie razem z Minerwą McGonagall, która do nich podeszła. Pierwszy raz widziałam Jestera Jolly, który się nie uśmiechał tylko stał patrząc się w jeden punkt podobnie jak Harry. Hagrid i Olimpia siedzieli na ławce, a on ronił wielkie łzy. Starałam się przypomnieć sobie kto jeszcze szedł z nami na stację. I przypomniałam sobie Fox, krzyczącą, żebym kładła się na ziemi, bo w moją stronę leciało zaklęcie. Był tam też... Horacy Slughorn. i Draco. Jedna osoba z nich była martwa. Czułam jak żołądek obraca mi się o 360 stopni. Stałam zupełnie sama obok beczki, za którą wcześniej się chowałam. Wiedziałam, że powinnam się ruszyć, poszukać ich. Ale jakaś niewidzialna siła trzymała mnie wciąż w tym samym miejscu. Patrzyłam się na Weasley'ów stojących nad ciałem Ginny.
- Hermiona... Jesteś cała, bo... - usłyszałam słaby znajomy głos, który nagle się urwał jakby zobaczył ducha
Draco wdrapywał się z torów na peron.
***
Arielle w ostatniej chwili pociągnęła Neville'a za kaptur kurtki za wielkie drzewo z grubym pniem. Wychyliła się lekko i ujrzała pięciu ludzi. Wysokich, mniej więcej tego samego wzrostu. Ubrani byli w mugolskie, czarne bluzy z kapturem, które zasłaniały im twarze i czarne spodnie. Arielle rozpoznała po klatkach piersiowych, że tylko jedna z osób jest kobietą i to właśnie ona stała z wyciągniętą różdżką.
- Nigdy dotąd nie widziałem fioletowego światła z różdżki - szepnął Neville.
Kroki, które stawiała napastniczka wcale nie były bezszelestne i eleganckie, wręcz przeciwnie. Chciała chyba wywołać napięcie.
- No proszę, proszę. - w głosie kobiety brzmiała nutka nienawiści - Synek Longbottomów sie chowa. Przynieść Ci smoczka dzidziu?
Jej towarzysze roześmiali się żwawo. A Neville w jednej chwili wyskoczył zza drzewa z różdżką wyciągniętą przed siebie. Arielle usiadła na ziemi i słuchała uważnie. Przez chwilę jedynym odgłosem było dudnienie jej serca.
- A gdzie dziewczyna? - skinęła na jednego z zakapturzonych mężczyzn. - To jej potrzebujemy.
I wtedy wszystko zaczęło dziać się strasznie szybko. Z różdżki Longbottoma wyskoczyło czerwone światło i śmignęło centymetr od kobiety, która zaśmiała się złośliwie i natychmiast odpowiedziała mu zaklęciem. Arielle zaczęła biec gdy tylko zakapturzona postać zbliżyła się do niej, zobaczyła tylko jak Neville pada na ziemię gdy fioletowe światło trafia w jego nogi.
- Arielle! - krzyczał. - Musisz to zrobić sama! Dasz radę na pewno, PAMIĘTAJ CO DZISIAJ...
Tyle zdążyła usłyszeć. Była już za daleko. A zakapturzona postać zdawała się nie mieć różdżki albo zwyczajnie nie chcieć jej używać. Biegła tylko za nią, a ona robiła slalom między drzewami, powoli zwalniając z wyczerpania.
"Dam radę" - zatrzymała się.
Stanęła przodem do napastnika nabierając niebywałej odwagi. Była McDonely. A McDonely się nie poddają. Pomyślała o Harry'm o stacji, którą widziała zaledwie raz. Mężczyzna zbliżał się do niej. Wyobraziła sobie Express Hogwart. Kaptur powoli zaczął się zsuwać. Wszystko zawirowało, a Arielle zobaczyła tylko jego ciemne włosy i zniknęła w nicości.
***
Dopiero widok Draco sprawił, że ruszyłam się z miejsca. Podbiegłam i pomogłam mu wyjść. A on od razu wyjął różdżkę i... Ciało Slughorna wzleciało w górę, a następnie opadło miękko na peron. Zakryłam dłońmi usta i zastygłam w bezruchu po raz kolejny, tak bardzo żałując tej beznadziejnej przypadłości. Ron widząc to podbiegł do nas wymachując rękami.
- TY! - wrzasnął. - TO WSZYSTKO TY...
Nawet to nie ruszyło nikogo z miejsca. Draco stał opanowany wpatrując się w Rona, który stanął naprzeciw niego. Oczy miał pełne łez i nienawiści, jeszcze nigdy go takim nie widziałam.
- GDYBYŚ TU NIE PRZYJECHAŁ, NIC BY SIĘ NIE STAŁO. GDYBYŚ PRZESTAŁ WTRĄCAĆ SIĘ W NASZE ŻYCIE TY CHOLERNY ŚLIZGONIE!
- Ron przestań! - łzy zaczęły mi lecieć po policzku.
- Powiedział Gryfon, który boi się pogadać ze swoją byłą dziewczyną. No tak faktycznie, winszuje odwagi Weasley. - powiedział Smok przez zęby.
Ron po raz kolejny zacisnął pięści, podbiegł do niego i już wymierzał cios kiedy Dracon podciął mu nogi i przytrzymał go leżącego na brzuchu i krzyczącego ku niemu tysiące obelg.
- Posłuchaj Weasley, przyjechałem tutaj, bo Hermiona tego chciała, nie po to, żeby nas wszystkich zabijali. Nie po to, żeby słuchać Twoich prostackich tekstów pod adresem mojej matki, ani tym bardziej po to by pochować opiekuna mojego domu! - wciąż wciskał go w posadzkę.
- I moją siostrę palancie! - warknął Ron.
Dopiero wtedy zobaczyliśmy, że wszyscy stoją już nad nami. Malfoy puścił Rona i usiadł patrząc się w stronę ciała Ginny. Zebrałam w sobie odwagę i nie zważając na to, że wszyscy się na mnie patrzą. Stanęłam nad nią i pisnęłam. Echo tego dźwięku przebiło całą stację. Leżała na plecach. Miała wydłubane oczy, a z pustych oczodołów leciała krew. Brzuch miała cały rozcięty w równoległych poziomych pasach, tam krew była już zaschnięta. Spojrzałam na wszystkich. Patrzyli się na coś za mną szerokimi oczami. Powoli się obróciłam. To Arielle stała tam roztrzęsiona wskazując na niebo.
"Wkrótce zginie trzeci." głosił napis.
***
Nie pamiętam jak wróciłam do dormitorium. Ani kiedy położyłam się spać. Wstałam rano mając nadzieję, że to wszystko było koszmarem. Leżałam dalej w czarnej sukni, a koło mojego łóżka, opierając się o ścianę siedzieli Draco i Harry. Potter miał szramę pod lewym okiem. Podniosłam się powoli.
- Czy...
Oboje skinęli twierdząco głowami. Usiadłam naprzeciwko nim.
- Co się wydarzyło? - spojrzałam na nich błagalnie.
-
To było zaplanowane. Wiedzieli, że część naszych ludzi wyjdzie z
Hogwartu. Tam nie mogą nam nic zrobić, ale poza nim... Więc aportowałem się na środek stacji i użyłem zaklęcia, które... Jest pod szkatułką Arielle- głos Harry'ego
się załamał.- Nie wiedzieli, że Ty tam będziesz. Chcieli tylko zastraszyć. Renarda Fox pobiegła za jednym, ale szybko ją zauważył i... zniknął. Tak po prostu. Nie było dźwięku jak przy aportacji. Zwyczajnie zniknął. Złapali Neville'a. A McDonely... Ona potrafi się aportować. Widziała to. Zdążyła uciec. - skończył Draco.
Z łazienki wyszła Arielle i profesor McGonagall, która uważnie przyglądała się wannie. Arielle wyjaśniła szybko o co chodzi, a ja poczułam gęsią skórkę na ciele. Wcale nie byłam aż tak bezpieczna w Hogwarcie. Chwyciłam torbę, którą miałam przygotowaną w razie nagłego wypadku.
- Przepraszam ja... - i po prostu wybiegłam.
***
Zbiegłam na sam dół, nie wiedząc gdzie tak naprawdę idę. Na korytarzu wpadłam na Rona. Dosłownie.
- Auuuć! - syknęłam z bólu, bo jego biodro wbiło mi się w żebra.
- Przepraszam. - zerknął badawczo na moją torbę. - Dokąd się wybierasz?
- Donikąd! - krzyknął za nami Draco.
Podskoczyłam. Stanął między nami i wpatrywał się we mnie przeszywającym spojrzeniem. Być może miał rację, że nie powinnam uciekać. Ale nie powinnam też zostać.
- A od kiedy Ty mówisz, co ona ma robić? - zdenerwował się Ron.
- Nie możesz uciec. Wszyscy staramy się ratować Twoje życie. Myślisz, że jak sobie gdzieś pójdziesz to nagle problem zniknie? To przestaną nas wszystkich wybijać? - zignorował go Draco.
Spojrzałam na nich. Oboje tak różni, a tak bardzo mi bliscy. Jeszcze wczoraj nie potrafiłabym myśleć w tej chwili o niczym innym jak o tym, że są niezwykli. Teraz w mojej głowie jawiły się tylko przebłyski obrazu Ginny i Slughorna leżących na peronie. A strach, że Neville może do nich dołączyć mnie przytłoczył.
- Posłuchaj. - powiedział twardo Ron. - Jeśli chcesz uciec, to powiedz. Zrobię to z Tobą.
- Czy Ciebie muszą zamknąć w Świętym Mungu, żeby dotarło do Ciebie, że masz rozum skrzata domowego? - wydarł się Malfoy. - Nigdzie się nie wybierasz Granger. Choćbym miał za to przypłacić własnym życiem, przywiązać do krzesła w Wielkiej Sali lub siedzieć na Tobie aż przestaniesz się rzucać.
Ron zaczął się krztusić gdy usłyszał ostatnią propozycję i stanął naprzeciwko Draco, zasłaniając mi jego twarz.
- Tak się o nią nagle troszczysz? A gdzie byłeś przez te wszystkie lata kiedy była zakompleksiona, wiecznie przy książkach i płakała z powodu swojego pochodzenia... Hmm... Zaczekaj, już wiem! To Ty ja w to wszystko wpędzałeś. - odepchnął Draco do tyłu.
- Musiałem ją wpędzić w wielkie kompleksy skoro wybrała coś tak bezwartościowego jak Ty Weasley. Nic o mnie nie wiesz. Wydaje Ci się, że jesteś królem, ale dla mnie zawsze zostaniesz kretynem rzygającym ślimakami. - ominął go i stanął naprzeciwko mnie. - Nie pozwolę Ci odejść.
_____________________
Ah, pisałam dość mozolnie, ale oto i jest ta część, w której niektóre rzeczy się wyjaśniają powoli. No i macie trochę Draco, niedługo będzie go jeszcze więcej, bo wiem, że zarys jego postaci was interesuje. Co tu dużo mówić. KOMENTUJCIE, czytajcie i trwajcie w napięciu :D
Dzisiaj komentowałam poprzedni rozdział i już mam okazję następny *.* Nie wiem jak mam się rozpisać gdyż iż pod poprzednim ujęłam wszystko co odczuwam po czytaniu Twojej twórczości ♥
OdpowiedzUsuńSmutno mi z powodu, że Ginny musiała umrzeć :c Jestem ciekawa jakie uczucia zawładnęły wtedy Harry'm :) A co do Neville'a to mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze :)
Rozdział jak zawsze świetny, nic dodać nic ująć :D Mam nadzieję, że następny będzie znowu tak szybko i że będą kolejne tajemnice się rozwiązywać, no i też, że nikt nie zginie ;)
Tym razem komentarz nie jest zbyt długi :/ Ale mam nadzieję, że chociaż trochę zmotywowałam. ♥ Do następnego! Pozdrawiam. ;*
krwawo i smutno w tym rozdziale ;-;
OdpowiedzUsuńale cudownie napisany i te szczegóły. ♥
fioletowe światło? ;o nowe zaklęcie? ;o
robi się ciekawiee ^^
czekam na dalszy ciąg tej niesamowitej opowieści. ♥
weny :*
Jeju kckckckckckc <333
OdpowiedzUsuńKocham też Dracoooo <3
Ten rozdział jest... intrygujący i zaskakujący <3
ALE DLACZEGO NA GACIE MERLINA ZABIŁAŚ GINNY? ;-;
Czekam z niecierpliwością na nn i liczę, że będzie dłuższa <33
~Bellatrix z l-p-i-s-m.blogspot.com
pozwolę sobie znowu wszystko wypunktować :3
OdpowiedzUsuń1. Strasznie mi żal Ginny, sama piszę o niej bloga także wiesz [*] :'(
2. Horacy, jak mogłaś :( jeden z moich ulubionych czarodziei ♥ [*]
3. Ojenyy... krwiście XD
4. Zrób cos żeby już nikt nie umarł :(
5. Kłótnia Draco i Rona zawsze spoko ♥
6. Ron zaczął sie krztusić haha ^^
zapraszam do mnie samotnawyprawaginnyweasley.blogspot.com
kocham :)
OdpowiedzUsuństrasznie mi przykro z powodu Ginny, ale taki miałaś plan...
Horacy też mi przykro.
Niektóre momenty były naprawdę strsznwe xD
Rozdział świetny:)
Weny.
Pozdrawiam,Lili:)
Zapraszam na panstwoweasely.blogspot.com i proszę o opinię.
Zabiłaś mnie ;__; I mojego ulubionego nauczyciela...
OdpowiedzUsuńMalfoy ♥
Rozdział mimo że smutny to piekny ♥
Czekam na nn
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMasakra z tą Ginny.
OdpowiedzUsuńWzruszający rozdział <3
OdpowiedzUsuńSmutny ale piękny <3
OdpowiedzUsuńZabiłaś Ginny!
OdpowiedzUsuńJak zabijesz Nevilla to się przestanę do Ciebie odzywać...
Drako mnie zaczął wkurzaj już... te jego przepychanki z Ronem... nie bardzo są na poziomie... dobra. idę czytać dalej.