Wstęp

Hermiona Granger, postanawia opowiedzieć dzieciom jak doszło do tego, że jest z ich ojcem. Czytelnik od samego początku nie zna jego tożsamości, może się jedynie domyślać kim on jest...

poniedziałek, 21 października 2013

Pierwsza fiolka.


Rozmowa z Tiarą była dla Arielle jednocześnie ekscytującym jak i stresującym przeżyciem. Bała się, że przez jej pytania wyjdzie na jaw, kim jest. Okazało się jednak, że Tiara wcale nie wypominała jej bycia mugolem, wręcz przeciwnie, pochwaliła jej pochodzenie i wspomniała babcie Bathildę. Potem zastanawiała się nad jej cechami. Z początku wspomniała coś o Slytherinie, ale od razu wycofała te myśl z podnieceniem mówiąc "Taka mądra! Pewnie Krukonka...", ale i nie na tym zakończyła. Uważała, że Arielle jest osobą gotową na akceptacje wszystkich i wszystkiego. Nieskalaną ani czystością krwi, ani uprzedzeniami. Widziała wszystkich na równi. I odczuwała silnie wartość magii. Przypominając to sobie Arielle słyszała w głowie doniosły głos Tiary, która od razu po tej konkluzji krzyknęła "HUFFLEPUFF".  Miała rację, domownicy przywitali ją miło i każdy cieszył się, że mają nową Puchonkę w drużynie. A chłopak, który nazywa się Justyn Finch-Fletchley, który podobno powtarzał piąty rok, a teraz jest najlepszym uczniem domu borsuka i kapitanem drużyny Quidditcha, bardzo ochoczo z nią rozmawiał.
- Musisz koniecznie przyjść na trening! Kiedy wrócił Harry, Gryfoni pewnie znowu będą chcieli wygrać Puchar Domów...
- Ten Harry, Harry Potter?
- Tak, znasz go prawda? Wszyscy go znają. Aż wstyd powiedzieć, że kiedyś uważałem, go za potomka Salazara Slytherina - wspomniał wydarzenia kiedy Komnata Tajemnic została otwarta z uśmiechem i dodał - Ale w końcu pokonał Sama Wiesz Kogo!
Był bardzo miły. To chyba była najważniejsza cecha u Puchonów. Arielle wywnioskowała z tego, że jest miła i zaczerwieniła się z własnej nieskromności. Pewnie rozmawiałaby z Justynem jeszcze dłużej gdyby nie fakt, że wielka biała sowa usiadła na kanapie i zaczęłają dziobać.
- Chyba ma dla Ciebie list - zauważył jej towarzysz.
Szybko oderwała go od nóżki sowy i krzycząc coś o tym, że to bardzo pilne wybiegła z dormitorium.

***

Pukanie drzwi, które wyrwało mnie z zamyślenia było dość energiczne i sprawiało wrażenie, że dobija się do mnie jakiś natarczywy gość. Przez chwilę w mojej głowie jawił się Draco, ale zaraz przypomniałam sobie, że do pokoju dziewczyn mają wstęp tylko dziewczyny. Mozolnie wstałam z łóżka i otworzyłam drzwi. Renarda Fox, była strasznie podekscytowana, a jej rude, długie loki zdawały się odczuwać to samo.
- Hermiona, musimy lecieć szybko do gabinetu Minerwy! Musimy to wreszcie zobaczyć!
Udając, że wiem o co chodzi pośpieszyłam za nią.
"Dlaczego ja nie słuchałam tej przeklętej rady?" - pomyślałam tylko.

***

Ginny siedząc z Harry'm w pokoju wspólnym widziała, że fizycznie jest z nią, ale myślami jest daleko. Sama była już zmęczona udawaniem pary. Bo tak to można było nazwać. Nie widziała go cały rok kiedy szukali horkruksów. Właściwie ich "powrót do siebie" był chyba tylko spowodowany silnymi emocjami. Od jakiegoś czasu myślała też o kimś innym... Pokój powoli opróżniał się z ludzi, którzy podekscytowani udawali się na błonia. W końcu zostali tylko sami.
- No powiedz to wreszcie. - nie wytrzymała Ginny.
Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
-Powiedz, że to błąd, że wróciliśmy do siebie.
Przez chwile Harry się ocknął. Nie wiedział co teraz zrobić. Nie chciał jej krzywdzić. Tak bardzo bał się reakcji Rona. Pomyślał jednak, że tu chodzi o jego życie. Nie chciał żyć w kłamstwie.
- Tak. Ale to nie z powodu Hermiony.
Drugiego zdania jednak nie usłyszała, bo trzasnęła drzwiami pokoju dziewczyn. W tym momencie Neville jednak zawołał go na korytarz. Wyszedł nie wiedząc co ma ze sobą zrobić.
- Profesor McGonagall na Ciebie czeka.

***

W gabinecie dyrektora w Hogwarcie niewiele się zmieniło od czasu kiedy Dumbledore, siedział za biurkiem, znajdującym się na środku pomieszczenia. Różnica była właściwie tylko taka, że siedziała za nim Minerwa McGonagall, a Albus machał do niej czasem z portretu na ścianie. Weszłam tam z Renardą na hasło "Różowa skarpetka" zastanawiając się jak udało się brodaczowi przekonać do tego obecną dyrektorkę. Znajdowała się już tam Arielle, a zaraz za mną pojawił się Harry. Lekko zdezorientowana stanęłam koło blondynki.
-  Panno McDonely, powiedziałam, że przejdziemy do tego tylko w towarzystwie panny Granger, pana Pottera i... - tu surowo spojrzała na mnie - pana Wasleya. Gdzież on się podziewa, ta łajza wiecznie za wami chodziła?
Wymieniłam z Harry'm spojrzenia, modląc się w duchu, żeby nie kazała nikomu z nas iść po Rona. Wzrok dyrektorki przeszywał mnie tak, że cieszyłam się opanowania leglimencji do perfekcji. Wzięła głęboki oddech i powiedziała:
- Skoro pan Weasley, nie raczył się pojawić, nie ma co zwlekać. Panno McDonely, proszę mi to podać.
Arielle podała profesor McGonagall szkatułkę, była średnich rozmiarów. Drewniana, zamykana na złoty zawias. Znajdowały się na niej inicjały B.B. Dyrektorka otworzyła ją ostrożnie na biurku. W środku znajdowały się trzy fiolki z srebrzystym płynem. Z wygrawerowanymi napisami:
"Dolina Godryka", "Hogwart" i "Brighton"

***

Ron siedział na błoniach wyrywając trawę z korzeniami. Zastanawiał się, co mu strzeliło do głowy, ze dalej wyraża zgodę na to wszystko. Może dlatego to na niego rzucono Imperiusa? Bo łatwo się poddawał? Wiedział jednak, że musi z tym skończyć. Fred i George. Oboje. To wszystko była ich wina.
- Ron, nie możesz być na mnie zły! Sam chciałeś jechać w jednym przedziale z Hermioną, żeby nie zabijała Cię wzrokiem... - zaczął Pan G.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi!
Fred pociągnął za sobą George'a sprytnie wrzucając żuka penetryka(ich najnowszy wynalazek) za jego koszule.

***

- Dzisiaj interesuje nas tylko jedna z nich. - powiedziała spokojnie dyrektorka.
Jej głos nie brzmiał tak zdecydowanie jak zawsze. Mimo tego, że Minerwa McGonagall była osobą twardą i zdecydowaną, powoli widać było po niej, że się starzeje i staje się bardziej zmęczona. Starannie ukrywała to jednak za swoim wyrazem twarzy, godnym Mona Lisy. Przechadzając się wzdłuż stołu, przyglądała nam się z oczami w których malowały się dziwne emocje. Dziwnie było mi za każdym razem, kiedy dochodziłam do wniosku, że ona naprawdę się o nas martwi. W końcu podniosła ze szkatułki, wybraną fiolkę.
- Hogwart. To nasz dzisiejszy cel.
Wiedziałam, że wspomnienia można obejrzeć w myślodsiewni. Nigdy jednak nie miałam okazji tego zobaczyć. Prawdę mówiąc, dokładnie w tym momencie zdałam sobie sprawę z zagrożenia, które nade mną wisiało. Biorąc głęboki wdech, zbliżyłam się do naczynia nad, którym stali już pani profesor, Arielle i Harry. Renarda Fox patrzyła się na nas i uśmiechnęła się ciepło. Chyba miała zamiar dodać mi otuchy, ale niestety na mnie to nigdy nie działało. Zaczynałam się denerwować, że ludzie chcą mnie pocieszać, bo jeśli to robili to mieli powód, a jeśli był powód - było i zagrożenie.
- Fox, czy możesz? - powiedziała dyrektorka wskazując drzwi.
- Oczywiście. - mówiąc to ustawiła się na warcie przy nich, niczym żołnierz.
Do płytkiej kamiennej misy, po części wypełnionej już świetlistym płynem, powoli nalewała się zawartość fiolki. Harry gestem ręki pokazał mi na nią. Trochę zdezorientowana spojrzałam na nią. Wydawało mi się, że słyszę ciche głosy. Chciałam je lepiej usłyszeć i zbliżyłam swoją głowę do cieczy i wtedy... Poczułam dziwne szarpnięcie w okolicach pępka i że spadam w dół wprost na drewniane panele. Podniosłam się rozglądając wokół, a zaraz za mną spadali po kolei Harry, Arielle aż w końcu, profesor McGonagall. Doskonale znałam pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy. Prawdę mówiąc, znałam je chyba lepiej niż własne dormitorium. Biblioteka w Hogwarcie, bo to w niej się znajdowaliśmy, niewiele się zmieniła. Wysokie, niemal sięgające sufitu regały z książkami ustawione jednak były w przeciwnym kierunku, a część, w której były stoliki, oddzielona była poprzez 4 ustawione w kwadrat wysokie półki, z książkami wyłącznie w kolorach: na pierwszym - czerwonego, na drugim - zielonego, na trzecim - niebieskiego, na czwartym żółtego. W kącie owej czytelni, siedziała dziewczyna i chłopak, którzy szeptali coś między sobą energicznie. Ruszyliśmy w ich stronę. Nagle zatrzymałam się. W miejscu, w którym stałam widać było, że książki mają na sobie nie tylko kolory domów, ale też pod odpowiednim kątem można było zobaczyć ich godło. Popchnięta przez Harry'ego ruszyłam dalej. Stanęliśmy tuż nad dwójką rozmawiających.
-... Bath, przecież dobrze wiesz, że Ci nie wolno! - syczał blondyn.
- Daj spokój Jace! Czy Ty wiesz co TO - pomachała mu przed nosem świstkiem papieru - oznacza? Jak możesz teraz myśleć o tym co mi wolno lub nie?
Chłopak był wyraźnie zestresowany, żyły na szyi oraz wyraźne obojczyki zdawały się pulsować. Mimo to spojrzał na swoją towarzyszkę. Bathilda Bagshot, nawet siedząc ukazywała to jaka jest drobna. Była to chyba jedyna cecha, która łączyła ją z Arielle. W przeciwieństwie do wnuczki, miała ona kasztanowe włosy i oczy koloru szarego. Dosłownie, szarego. Dopiero kiedy położyła kartkę na stoliku zauważyłam, że to list. W dodatku jeden z wielu. Na stoliku leżało podobnych z 50. Kilka pism się powtarzało. Większość była jednak pojedynczymi świstkami.
- No dobrze - szepnęła nagle Bathilda błagalnym tonem - może nie powinnam przeglądać regału Gryfonów, Ślizgonów i Krukonów, ale Jace! Oni tu piszą o wszystkim... Pisali do siebie. O WSZYSTKIM! Wszyscy słynni czarodzieje. No proszę.
Zrobiła do niego słodkie oczka i delikatnie szturchnęła go w ramię. Chłopak wyraźnie się ożywił. Widać było, że czuje coś do swojej towarzyszki. Zaczęli razem czytać listy. Nagle  wszystko się rozmyło. Znaleźliśmy się na skraju zakazanego lasu. Nigdzie nie dostrzegałam Bathildy. Wysoki blondyn stał jednak przed jednym z drzew, patrząc się do góry.
- To tutaj! Jace, to tutaj!
Nagle zrozumiałam na co się tak patrzy. Na gałęzi siedziała Bathilda, patrząc się na zamek i machając kolejnym świstkiem papieru.
- To niesamowite, naprawdę... "Droga Helgo..." bla bla bla... oooo mam! Słuchaj! "Dzisiaj latałam nad bujnym lasem, który jest domem wielu magicznych stworzeń, na jego skraju, nieopodal drzewa, które zbić Cię może przyjaciółko, zatrzymałam się na najwyższym z drzew, starym świerku. Widać z niego było widoki przepiękne. Jezioro, a przy nim wzgórze. Piękne, zielenią obrośnięte. Zdaje się, że zdolność animaga moja, pomogła nam znaleźć idealne miejsce, do założenia szkoły..."  
Po raz kolejny obraz się rozmył. tym razem znajdowaliśmy się na lekcji profesora Binnsa. I za tamtych czasów dla uczniów była to największa katorga. Wszyscy spali lub z utęsknieniem wpatrywali się na okno. Czuprynę Jace'a w pierwszej ławce, można było dostrzec ze wszystkich stron sali. Bathilda zajmowała zaś ostatnią ławkę i pisała zaparcie notatki. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o obecności Arielle, Harry'ego i pani profesor. Ta pierwsza podeszła do swojej babci i przywołała nas gestem ręki. Bath, zdecydowanie nie słuchała wykładów. Miała przed sobą trzy różne listy.  W jednym z nich zakreśliła kolorem trzy zdania.
"Czarodzieje czystej krwi, od zawsze mugolom zazdroszczą, gdyż ich cheć wiedzy od wieków była silniejsza od naszej. Dzięki temu w dniu przyszłym pojawi się ONA, istota z legendy, księżna wśród czarownic, posiądzie moc największą i obdarzy siebie i bliskich nieśmiertelnością. (a potem zdanie pisane było wierszem)
Lecz walka o jej serca krwawą się okaże,
 zapełnią się pobliskie cmentarze,
krew spływać będzie po piersi dziewicy,
zanim potomstwo nieśmiertelność odziedziczy..."
Bath była tak zaczytana, że nie zauważyła, że siedząca przed nią dziewczyna o czarnych jak węgiel włosach, przeczytała przez ramię owy list. I zapisała coś na kartce przed sobą. Uniosła rękę, a profesor Binns pozwolił jej wyjść. I nagle wydałam z siebie okrzyk i zatkałam usta, jakby mając wrażenie, że zakłóciłam lekcje. Nikt jednak nie zdawał się zwrócić na to uwagi. Ciemnowłosa dziewczyna była... naszą nową nauczycielką. Tą, która siedziała koło Hagrida dumna ze swojego biustu i swojej osoby, dzisiaj na uczcie. Nagle wszystko zaczęło znikać.



***

Z powrotem byliśmy w gabinecie dyrektora. Spojrzałam na profesor McGonagall, która podeszła do portretu Dumbledore'a i zaczęła mu opowiadać o wszystkim co widzieliśmy. Arielle patrzyła się w jeden punkt, jakby było w nim coś, czego my nie mogliśmy dostrzec. W tym obłędzie przypominała trochę Lunę. Harry podszedł do niej i bez słowa ją przytulił.
- To mój dziadek - powiedziała.
Spojrzeliśmy w stronę miejsca, w które patrzyła. Nikogo tam nie było.
- Jace - popatrzyła na nas w końcu obecnym wzrokiem - to mój dziadek. Zmarł zaraz po urodzeniu się mamy.
Chwile czekaliśmy na profesor McGonagall, która w końcu wyjaśniła nam, że wlanie kolejnej fiolki jest niemożliwe. Bathilda objęła je takim zaklęciem, że można ją było otworzyć tylko dokładnie w 2 miesiące, po otwarciu poprzedniej. Jeśli jednak ktoś się spóźni, musiał czekać 4 miesiące. Następnie 6 i tak dalej...
- Możecie już odejść. Wyjaśnimy sobie wszystko przy następnym spotkaniu - powiedziała w końcu profesor McGonagall.
Arielle i Harry, poszli przodem. Ja zerknęłam jeszcze w stronę portretu Albusa Dumbledore'a, ale był pusty. Najwidoczniej się gdzieś przemieścił. Ale kto u diabła mógł jeszcze mieć portret dyrektora? Postanowiłam już sobie pójść. W końcu nic tam po mnie, gdy nagle usłyszałam głos dyrektorki.
- Panno Granger, proszę się nie martwić.
Obróciłam się i spojrzałam zatroskaną twarz McGonagall. Nie do końca wiedziałam o czym mówi.
- Zobaczy pani pana Malfoya już niedługo.




____________________

NIESPODZIANKA :) Macie bardzo szybko dalszą część historii, mam nadzieję, że spełnia ona wasze oczekiwania. Niestety nie wiem, kiedy pojawi się kolejna. Jak na razie ujęłam bardzo dużo wątków, które chcieliście poznać, ale dalej zostawiłam was z niedosytem. Nie mogę wam też obiecać, że w kolejnym rozdziale go zaspokoje 3:-)

12 komentarzy:

  1. Aaaaaaaaaaaaaa Jace Jace Jace Jace ♥
    Rozdział ciekawy, Ginny i Harry nareszcie zerwali . No i oczywiście JAACCEEE ♥
    Szkoda że nie było wątków Dramione ale mam nadzieję że nadrobisz to w kolejnych rozdziałach ♥
    Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  2. żadnego Dramione!!!! Rona! Więcej Rona!
    Mniej więcej rozumiem co zachodzi między braćmi W ale nie wiem czy mi się to podoba... rozwiń tooooo! no i w sumie dobrze, że Hinny się rozpadło bo zrobiłaś z Gin taką słodką idiotkę, że nią rzygałam już xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że mój nick idealnie oddaje charakter tego bloga xD

    Arielle... Bardzo, bardzo, bardzo polubiłam tę postać! Jest puchonką (tak ja ja) i w ogóle taka fajnaa ;p

    Cały rozdział był ŚWIETNY! :) Czekam na kolejny (oby tak samo szybko się pojawił i oby był tak samo wspaniały)
    Całusy,
    Mystery :*
    harrypotter-narnia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezuuu świetne. ;o
    jeszcze poetką zostaniesz. ♥
    tyle wątków. :O zerwanie Harry'ego z Ginny. :3
    świetne, no i Jace. :D
    weny. ♥
    i pisz dalej bo nie wytrzymam dłużej w niewiedzy i prosimy Dramione. :P
    a tak ogólnie to świetne pomysły na fabułę. *O*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zwykle świetnie :3
    Czekam na następny rozdział i liczę na Dramione <3
    Weny :3
    ~Bellatrix

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne *-*
    Bardzo podoba mi się postać Jace'a :D
    Pisz dalej *-*
    Tonks ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne :D
    I Jace och.....
    Weny:)
    Pozdrawiam,Lili:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejny cudowny rozdział *.*
    Jestem Twoją fanką ♥ Piszesz tak cudownie i zachęcasz do dalszego czytania <3. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i kolejnych wątków :) Pozdrawiam serdecznie i życzę duużo weny w dalszym pisaniu ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ciekawy rozdział ♥ Kocham Arielle ♥ Coraz więcej tajemnic ♥ Czekam z niecierpliwością na kolejny wpis i zapraszam do siebie samotnawyprawaginnyweasley.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny post. *-*
    Ale nadal mam żal ,że Harry zerwał z Ginny (choć nienawidziłam tego paringu)

    OdpowiedzUsuń
  11. poetka normalnie <3
    Zachęcasz mnie z kaŻdym rozdziałem. Niesamowicie zazdroszczę Ci talentu! :)

    OdpowiedzUsuń